środa, 26 listopada 2014

Krzysztof Koehler, Wnuczka Raguela

Bezdomność to temat na ogół rzadko poruszany. Zapewne większość z nas w pośpiechu dnia codziennego "ociera" się o rzeczywistość bezdomnych, ale najczęściej przymykamy na nią oko, odwracając głowę i przyspieszając. Czasem nawet tłumaczymy się sami przed sobą, że "nie mam czasu, aby się przy nim/niej zatrzymać" albo "nie dam mu/jej pieniędzy, bo zostaną wydane na alkohol". Nie lubimy zapuszczać się w tereny "okupowane" przez bezdomnych. W ten sposób obok siebie funkcjonują dwa światy: ludzi posiadających dom i tych, którzy go nie mają...


Akcja powieści toczy się w środowisku ludzi bezdomnych. Bohaterami jest dwoje młodych ludzi. Chłopak trafia na ulicę i pewnego dnia w tłumie poznaje pewną dziewczynę. Jednak ona trafia w szpony herszta innej bandy bezdomnych. Pewnego dnia po prostu znika, a chłopak wyrusza na jej poszukiwania. Ciągnie go do niej. W międzyczasie na świecie pojawia się Natalka - dziecko bohaterki, jedyna postać, która posiada imię (o tym za chwilę). Obserwujemy życie bezdomnych, nie używając przy tym różowych okularów: widzimy codzienną walkę o lepszy byt - jednak wygląda ona inaczej niż w przypadku wyższych szczebli hierarchii społecznej. Tu najważniejsze jest dobre miejsce do spania - jak najmniej wilgotny kawałek podłogi i dobra miejscówka, w której można znaleźć dużo resztek jedzenia. Takie są priorytety.

Ano właśnie, ciągle piszę: chłopak, dziewczyna, bohater, bohaterka. Autor postanowił zostawić bohaterów bezimiennymi, stąd te określenia. Ich anonimowość jest prawdopodobnie symbolem - symbolem ich statusu społecznego. Są anonimowi, bo w hierarchii sytuują się najniżej... Pozostali bohaterowie też nie mają imion - przewijają się na kartach książki, byśmy ujrzeli, jak ludzie podchodzą do bezdomności. Ilu jest chętnych, by pomóc takim osobom, a ilu unika ich jak ognia.

Świat przedstawiony nie zachęca do zwiedzania:

Cała ta budowla, kiedyś może jakieś urzędy, rozpadała się (...). Trzy, może cztery rudery jeszcze się ostały z tego ciągu rozsypujących się przez dziesięciolecia budowli, których centralnym punktem był kiedyś słynny bar Smok. Zburzyli go najpierw, słusznie domyślając się, że zaatakować należy centrum: siedlisko meneli, bezdomnych i najniższego autoramentu prostytutek (...); a przede wszystkim centralę dowodzenia szczurzych oddziałów prewencyjnych, które tu zapewne, w piwnicach, ale niekoniecznie tylko tam - bywało, że i pod schodami wejściowymi - miały swój punkt odpraw (...). Było to także miejsce zamieszkania ogromnie licznej populacji karakonów, wszy, pcheł, dzikich kotów i wszystkiego tego, czego człowiek może się spodziewać w miejscu, gdzie mieszanka brudu, resztek jedzenia i nieskończonych śmietników stanowi ekosystem. (s. 26)

Czy koniecznie trzeba tu coś dodawać? Każdy z nas wie, jak mniej więcej wyglądają takie miejsca.

Temat rzeczywiście niezwykle trudny, a najczęściej pomijany w dyskursie publicznym. Autor - na całe szczęście - nie poszedł w moralizowanie: nie ocenia, lecz obiektywnie stara się przedstawić problem braku gniazda, braku ogniska domowego. Tym samym uczy nas, by nie oceniać innych zbyt pochopnie. Nigdy nie wiemy, dlaczego dany bezdomny znalazł się na ulicy. Może nie był tu wcale efekt nałogów, lecz wynik złych decyzji podjętych w przeszłości.

Było jednak coś takiego w tej powieści, że "męczyłam" ją. Nie chodzi tu raczej o tematykę, lecz styl, jakim została napisana. Odkładałam ją i wyruszałam na poszukiwanie innych zajęć. Podchodziłam jak pies do jeża. Zdania są tak skonstruowane, że jeśli nie mogłam skupić się na lekturze, uciekał mi dany wątek. Naturalistyczny styl przywodził mi na myśl podczas czytania klasykę polskiej literatury - "Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego.

To opowieść o miłości nieznającej granic, wierności, a także odpowiedzialności - nie tylko za siebie, lecz również za drugiego człowieka.

Życie na wygnaniu, życie poza strukturami społeczeństwa jest niczym błądzenie we mgle po skałach, gdzie przepaść może znajdować się tuż obok. Wystarczy jeden nieostrożny krok i... bum. Upadek z wysokości pewny.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu M


Grubość książki: 1,80 cm


9 komentarzy:

  1. Słyszałam już o tej książce, z każdą kolejną recenzją mam na nią coraz większą chęć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i bardzo mi się podobała. Wciągający temat i bardzo poruszający.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudna stylistyka to w sumie prawda, mi nie przeszkadzała ona tak jak Tobie :) A książkę myślę, że należy znać, szkoda, że tak niewiele mówi się o bezdomnych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam o tej książce i mam ją w planach :) Rzeczywiście bardzo trudna tematyka, o której rzadko mówi się w kontekście literackim.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać, że trudna tematyka. Kiedyś się na tą książkę zdecyduję, bo jedyną lekturą o takiej tematyce była Bezdomna autorstwa p. Michalak.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z racji tego, iż posiadam tytuł socjologa czuję się zobowiązana do przeczytania książki. Sama fabuła jest dla mnie wystarczająco zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam, dobra książka :)

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. O! Tą pozycję chętnie bym poznała.

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem dobrze odebrałam tę książkę. Trudno było mi się przyzwyczaić do stylu Koehlera, podobnie jak Tobie, ale w końcu dopasowałam go do treści tej powieści i potem nawet nie zwracałam na niego uwagi.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)