Niech będzie... trochę się odsłonię, chociaż w zasadzie wiem, że nie powinnam. Powiem tak: ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem uczuciowa. Wiadomo, nie obnażam się ze swoimi uczuciami przed osobami, którym nie ufam albo przed którymi wstydzę się całkiem ukazać to, co czuję. Jednak zdarza się, że podczas słuchania jakiejś piosenki, oglądania filmu lub czytania książki płyną mi po policzkach pojedyncze łzy albo... płaczę w najlepsze. No cóż, taki już jest ze mnie egzemplarz. Na szczęście mąż akceptuje mnie z całym dobrodziejstwem inwentarza, więc nie muszę się przed nim kryć z tymi łzami. Czemu aż tyle zdań napisałam o sobie, choć mam za zadanie napisać recenzję po lekturze "Karuzeli uczuć" Jodi Picoult? Ano dlatego, że zgodnie z tytułem w książce aż kłębi się od przeróżnych - często skrajnych, stojących w opozycji do siebie - uczuć, które to [uczucia] poruszały mnie tak, że w ruch poszły chusteczki higieniczne. Chyba po tych wszystkich "ciężkich" lekturach potrzebowałam takiego oczyszczenia - swoistego katharsis.
Chris i Emily (dla bliskich "Em") znają się od urodzenia. Są sąsiadami, ich rodziny się przyjaźnią, a oni sami traktują się jak rodzeństwo. Są jak nierozłączne bliźnięta, wszędzie podążają razem. Jednak, kiedy wchodzą w wiek nastoletni, zaczynają zauważać w sobie cechy drugiej płci i są to cechy tak pociągające, że Chris i Em zostają parą. Chris ma wtedy czternaście lat, Emily - trzynaście (zresztą, o ile dobrze zapamiętałam, daty ich narodzin dzieliły jedynie trzy miesiące). Ich rodziców wcale nie dziwi fakt, że ich dzieci postanowiły tworzyć związek. Można wręcz powiedzieć, że po cichu tego oczekiwali. Chris jest fantastycznym młodym chłopakiem, utalentowanym sportowcem (pobił rekord szkoły w pływaniu), a Emily równie zdolną młodą kobietką - pięknie maluje i marzy o zagranicznych studiach. Wszyscy, którzy znali tych dwoje, twierdzili, że ich związek był nad wiek dojrzały. Inne pary w ich wieku postępowały zgoła inaczej - hormony buzowały, co uwidaczniało się w różnych zachowaniach. To, co tworzyli Chris i Em było spokojniejsze, znacznie dojrzalsze. Wielu znajomych twierdziło, że nie wyobrażało sobie Chrisa bez Emily u boku i odwrotnie - Emily bez Chrisa u boku. Tak, jakby ze związku dwojga młodych ludzi powstał twór jednoosobowy.
Jednak pewnego dnia rodzice nastolatków dowiadują się, że... Em trafiła do szpitala z raną postrzałową głowy i po niecałej godzinie umarła i że... do szpitala trafił także Chris, mocno potłuczony, ale... wciąż żywy. Wszyscy wiedzieli, że młodzi mieli razem spędzić czas na randce, nie można więc zaprzeczyć, że Chris nie był wówczas z ukochaną. Co się zatem stało na karuzeli, na którą lubili razem chodzić i na której Chris pracował podczas wakacji? Czy było to tzw. rozszerzone samobójstwo czy raczej morderstwo? Jeśli to pierwsze, to nasuwa się pytanie: dlaczego? Piękni, młodzi, mający kochających ludzi wkoło, z fantastycznymi perspektywami na przyszłość - czemu mieliby się zabijać? A jeśli to drugie - to dlaczego Chris miałby zabijać ukochaną kobietę, z którą planował spędzić resztę życia? Mnóstwo dylematów do rozwiązania, mnóstwo uczuć, jak to zwykle u Picoult. Wiem, że to wyświechtany frazes: ale naprawdę dawno żadna książka tak mną nie wstrząsnęła...
Mogłabym o tej książce pisać i pisać, ale pewnych stanów emocjonalnych nie da się ubrać w słowa. To książka o wspaniałej miłości, o przyjaźni, która nie zawsze potrafi przetrwać upływ czasu i zawieruchy życiowe, o wzlotach i upadkach, generalnie o życiu. Zmusza do zastanowienia, jak wiele jesteśmy w stanie dla kogoś zrobić z miłości... Jodi Picoult po raz kolejny mnie NIE ZAWIODŁA - wykreowała wspaniałe, wyraziste postaci, używając potoczystego języka, który sprawia, że nie można tej książki odkładać beznamiętnie na półkę, tylko chce się czytać i czytać... Chyba bardzo stęskniłam się za piórem pisarki, skoro targały mną tak wielkie, opisane wcześniej, emocje podczas lektury. Na szafce czeka jeszcze jeden wypożyczony z biblioteki tytuł tej autorki, ale chyba najpierw przeczytam jakąś inną powieść, by móc ponownie delektować się twórczością mojej ukochanej pisarki.
Jeśli macie ochotę na książkę poruszającą trudne, kontrowersyjne tematy, która nie daje jasnych odpowiedzi, lecz zmusza do refleksji - sięgnijcie po "Karuzelę uczuć" Jodi Picoult. Nie zmarnujecie ani minuty...
Grubość książki: 3,10 cm
Muszę w końcu zapoznać się z twórczością pisarki :) Ostatnio jakoś ciągle czytuję głównie polskich pisarzy..
OdpowiedzUsuńTeż tak miałam, ale postanowiłam się na chwilę od nich oderwać:)
UsuńDziękujemy za to, że trochę się przed nami odsłoniłaś:) Książkę z chęcią przeczytam, brzmi to dziwnie, ale lubię takie emocje.
OdpowiedzUsuń;) to nie brzmi dziwnie - ja też czasem sięgam celowo po tego typu lektury.
UsuńJa niestety nie dałam rady dobrnąć nawet do połowy tej książki. Zbyt emocjonalna...
OdpowiedzUsuńA to mnie zaskoczyłaś, jeszcze mi się nie zdarzyło odłożyć książki z powodu nadmiaru emocji...
UsuńJa też Picoult sobie dozuję, więcej niż jedną książkę w miesiącu nie jestem w stanie przeczytać. Dla mnie "Karuzela uczuć" to przerażający obraz osoby wtłoczonej w pewne ramy oczekiwań i nie mającej siły, aby powiedzieć nie. Bardzo mnie ta lektura poruszyła, ale najgłębiej póki co pozostało we mnie "Bez mojej zgody". Teraz czytam kolejną powieść :)
OdpowiedzUsuń"Bez mojej zgody" - kiedyś chyba widziałam film i na razie odkładam w czasie jej przeczytanie, żeby nie mieć przed oczami filmowych scen... Ale jeszcze tyyyyyyle książek Picoult przede mną, że nie mam się o co martwić.
UsuńCzytałam tę książkę i również wywarła u mnie ogromne emocje. To było moje pierwsze spotkanie z autorką i zdecydowanie owocne ; >
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam "Bez mojej zgody" tej autorki i coś mi się wydaję, że na tej jednej książce nie poprzestanę :) Co prawda, rzadko sięgam po powieści obyczajowe, ale twórczość Jodi Picoult może być w tym wypadku wyjątkiem :)
OdpowiedzUsuńJa też jestem tak uczuciowa jak Ty. Szybko i często się wzruszam :) A tę książkę... no cóż, nie mogę jej nie poznać...
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie:)
UsuńNaprawdę warto poznać tę książkę.
Ja wczoraj płakałam na bajce, więc... Picoult uwielbiam, ale tej książki jeszcze nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńPrzy książkach Picoult zawsze targają mną dylematy.
OdpowiedzUsuńPięknie o tym wszystkim napisałaś...
OdpowiedzUsuńMiałam to samo napisać:)) I jednak to zrobię. Piękna recenzja:) Przyznam, że aż się zaczęłam bać prozy Picoult, bo z tego co widzę, każda jej książka porusza te wszystkie zastane struny, a że ja potrafię się rozpłakać oglądając nawet Harry'ego Pottera, to już sama nie wiem, co z tego wyniknie. Pewnie jakieś jezioro:)
UsuńGratuluję a_psiku:
Usuńhttp://basiapelc.blogspot.com/2014/10/czytam-literature-amerykanska.html
Napisz do mnie na mój adres e-mail.
Pozdrawiam cieplutko.
Na pewno przeczytam, bo lubię książki tej pisarki:)
OdpowiedzUsuńJodi Picoult to jedna z moich ulubionych autorek. Mam za sobą dziewięć powieści, które wyszły spod jej pióra, a moja ochota na więcej nadal nie słabnie. Nie miałam jeszcze przyjemności czytania "Karuzeli uczuć", ale z pewnością zrobię to.
OdpowiedzUsuńKsiążki Picoult zawsze robią na mnie ogromne wrażenie, i tak było w przypadku "Karuzeli uczuć".
OdpowiedzUsuń