poniedziałek, 8 lipca 2013

Małgorzata Łukowiak, Projekt Matka. Niepowieść


Zapoznałam się z tą książką w formie audiobooka i – z perspektywy czasu – sądzę, że tym lepiej dla mnie. Gdybym czytała ją osobiście, wielce możliwe jest, że odłożyłabym ją dosyć szybko na półkę. Jednak interpretacja pani Ani Dereszowskiej bardzo przypadła mi do gustu. Jak się okazało później – mojemu mężowi również, ale o tym później.




Kilka słów o treści:

Para młodych ludzi pracuje w korporacji. Pewnej nocy kobiecie śni się trzyletnia dziewczynka, która wkrótce staje się marzeniem. I o ile wcześniej „pani - jeszcze nie matka” nie odczuwała potrzeby/konieczności macierzyństwa, o tyle po tym śnie wszystko wywraca się do góry nogami. Książka prezentuje ewolucję kobiety od bezdzietności do wielodzietności z wszelkimi tego konsekwencjami. Otrzymujemy ciekawy obraz świata w ciągłym biegu (między domem, przedszkolem, szkołą, sklepem itd…). Książka jest sfabularyzowaną wersją bloga zimno.blog.pl, wyróżnionego tytułem „Bloga roku 2009", którego do tej pory nie miałam okazji poznać.

Mam ambiwalentne uczucia. Wynika to pewnie z faktu, że miałam już do czynienia z książkami o macierzyństwie, ale pomimo ukazywania mankamentów i trudności życia z dziećmi pod jednym dachem, były one zabawne (mam tu na myśli „Być rodzicem…” - http://breath-of-fresh-air.blog.onet.pl/2012/11/12/maria-szarf-marcin-przewozniak-byc-rodzicem-to-takie-proste/  oraz „Dziecko dla odważnych” - http://breath-of-fresh-air.blog.onet.pl/2012/11/08/leszek-k-talko-dziecko-dla-odwaznych/). Tutaj zabrakło nieco tej śmieszności, lekkiego podejścia do tematu.

Odnoszę wrażenie, że pani Dereszowska uratowała w pewnym stopniu mój odbiór tej lektury. Na długo zapamiętamy (ja i mój małżonek) jej aktywną interpretację głosów dzieci, a w szczególności córki Erny, która co rusz wydawała z siebie odgłos: „maaaaaaaa-maaaaaaa!” (tego się nie da opisać słowami, to trzeba usłyszećJ). Mąż przyzwyczaił się, iż co wieczór przed snem słuchałam audiobooka i któregoś razu, kiedy byłam zbyt zmęczona, żeby słuchać, mąż wchodzi do pokoju i zdziwiony pyta: „To dziś nie będzie „maaaaaa-moooooo”? szkodaaaa…”.

Autorka ciekawie podeszła do tematu macierzyństwa. Nie namawia wszystkich wokoło do rodzicielstwa, bo sama początkowo nie jest do niego przekonana. To na plus – bo przecież nie każda kobieta musi odczuwać „instynkt macierzyński”. Jednak z książki wyzierało przekonanie, że dom pełen dzieci to orka na ugorze. Sama nie jestem matką, więc nie do końca wiem, jak to jest, ale ta książka może zniechęcić potencjalne matki. Na pewno jest BARDZO ciężko, ale jakoś brakowało optymizmu w tych wynurzeniach… Brakowało mi również Ludwika – głowy rodziny – tak jakby w ogóle nie brał on udziału w życiu swojej familii. Ja rozumiem, że on pracuje… ale kiedy czas na zabawę z dziećmi? Nieco inaczej wyobrażam sobie podział obowiązków w swojej rodzinie, kiedy na świecie pojawi się dziecko. I na koniec jeszcze jeden minus: język. Ciężki, trudny do przełknięcia, sporo w nim pojęć naukowych – gdybym czytała wydanie papierowe, miałabym przed sobą encyklopedię, a tak… próbowałam wywnioskować co nieco z kontekstu.

„Projekt matka. Niepowieść” to obraz metamorfozy kobiety. Odsłania przed nami pytania o to, czy i na ile macierzyństwo zmienia kobietę. To specyficzna lektura i nie każdemu może przypaść do gustu.

Wiem, wymieniłam tyle minusów, że w zasadzie powinnam teraz napisać, że „Projekt…” w ogóle mi się nie podobał. Ale tak nie jest. Ta książka (bo w końcu to niepowieść) ma w sobie jakiś magnes, który sprawia, że być może za jakiś czas (będąc już matką) wrócę do niej i odnajdę w niej ukryte treści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)