O istnieniu świętego Charbela (czyt. Szarbela) dowiedziałam się niedawno - w sierpniu - podczas lektury "Niezniszczalni. Historie świętych, których ciała nie uległy zepsuciu" autorstwa Joan Carroll Cruz (recenzja TU). I w zasadzie, gdyby nie tamta książka, nadal żyłabym w niewiedzy, że ktoś taki chodził po świecie. Ale do rzeczy...
Youssef Antoun Makhlouf (Józef Antoni Makhlouf) urodził się w Libanie na początku XIX wieku. Jego rodzice zajmowali się pracą w gospodarstwie. Należeli do obrządku maronickiego, który jako jedyny na Wschodzie, jest w pełni zgodny z nauką Kościoła katolickiego. Początkowo Józef uczęszczał do szkoły przyklasztornej i wiódł proste, pobożne życie. W wieku dojrzewania zaczął odczuwać powołanie. Jego efektem było wstąpienie do klasztoru Matki Bożej z Mayfouq. Po dwóch latach od tego wydarzenia, Józef złożył pierwsze śluby czystości, posłuszeństwa i ubóstwa i przybrał imię Charbel, co oznacza "Pomazaniec Boży". Studiował pod kierunkiem ojca duchowego o imieniu Nimatullah, o którym wiemy, że (po śmierci) jego zwłoki nie uległy rozkładowi, a przy jego grobie odnotowano wiele cudownych ozdrowień. Przez szesnaście lat w klasztorze Annaya ojciec Charbel wiódł ascetyczne życie zakonnika, czasem za zgodą przeora wychodząc do chorych i służąc im modlitwą. Świętemu Charbelowi przypisuje się mnóstwo uzdrowień, z których pozostało wiele relacji naocznych świadków.