Był czas, kiedy miałam tak zwaną "fazę" na czytanie o agentach wywiadu. I tak jakoś z rozpędu (a może z resztką sił) zabrałam się za lekturę Michaela Smitha o brytyjskim wywiadzie w początkach ubiegłego wieku. Co z tego wynikło? Zaraz się dowiecie.
Krok po kroku poznajemy historię
Secret Intelligence Service, czyli brytyjskiej tajnej służby wywiadowczej (znanej również pod nazwą MI6) - od momentu jej powstania aż do wybuchu II wojny światowej. Autor jest byłym agentem wywiadu, jednak z wiadomych względów nie znamy prawie żadnych szczegółów z tamtego okresu. Smith pracował jako dziennikarz po odejściu ze służby - m.in. jako korespondent wojenny. Napisał kilka książek o służbach specjalnych.
Michael Smith szkicuje genezę powstania brytyjskiej służby wywiadowczej. Na początku XX wieku
większość oficerów armii brytyjskiej, w przeciwieństwie do swoich niemieckich kolegów, uznawała szpiegostwo za niemoralne zajęcie, którego powinien unikać każdy prawdziwy dżentelmen. (s. 2)
MI6, znane jako brytyjska wersja CIA, owiane jest legendą i tajemnicą. Niewiele o tej "firmie" wiadomo, a co najbardziej intrygujące - o jej istnieniu świat dowiedział się całkiem niedawno, bo w latach 90-tych ubiegłego wieku. Obecnie wiemy, że zadaniem Secret Intelligence Service jest zwalczanie szpiegostwa zagrażającego interesom Wielkiej Brytanii, poza jej granicami oraz gromadzenie, przetwarzanie i analizowanie politycznych, ekonomicznych, technicznych i naukowych informacji wywiadowczych, o państwach lub organizacjach będących w zainteresowaniu Wielkiej Brytanii (za: Wikipedia).
Michael Smith na kartach swojej książki prezentuje nam losy "legend" SIS, czyli Mansfielda Cumminga, Hugh Sinclaira i Stewarta Menziesa. Dalej opisuje autor pierwsze wpadki brytyjskich szpiegów. Omawia też kwestie związane z zarobkami agentów (początkowo niezwykle niskie i nieadekwatne do podejmowanego ryzyka). Oprócz wprowadzenia w tematykę związaną z powstawaniem Secret Intelligence Service, otrzymujemy także informację o tym, że służba w wywiadzie nie cieszyła się estymą wśród elit rządzących. MI6 początkowo miało za zadanie zbierać wszelkie możliwe informacje o niemieckiej marynarce wojennej. Miało się także zajmować kontrwywiadem.
Smith rysuje przed nami postaci słynnych szpiegów np. Borisa Bażanowa czy Karla Krügera. Szeroko prezentuje działalność agencji na terenie wielu krajów (USA, Belgia, Chiny, Rosja, Niemcy). Nie ucieka autor przed opisywaniem zarówno sukcesów, jak i porażek agencji oraz sporów, które miały miejsce wewnątrz niej, a dotyczyły oczywiście miejsc kierowniczych. Czytelnik, który ma raczej przeciętną wiedzę o służbie wywiadowczej, będzie mógł szczegółowo poznać sposoby działania najlepszych agentów.
Nie mogę zaprzeczyć, że książka prezentuje nieznane mi dotąd fakty, częstokroć zdumiewające, jednak fakt, że lektura szła mi jak "po grudzie" wpływa na ocenę końcową. A tę znajdziecie poniżej.
Jakiś głos z tyłu głowy podpowiada mi, że "co za dużo, to niezdrowo" i tym razem (nie żebym zawsze rozmawiała z jakimiś głosami w mojej głowie) muszę mu przyznać rację. Ostatnio trafiałam na książki o dosyć ciężkiej tematyce, szczególnie historycznej i chyba mi się po prostu przejadło. Dodatkowo doszły pewne zawirowania w życiu zawodowym i okazało się, że nie potrafiłam się skupić na lekturze. Mam nadzieję, że to tymczasowe i że może po prostu to nie był dobry czas na tę książkę. Koniec tej przydługiej dygresji. Miała ona poniekąd usprawiedliwić to, co napiszę za chwilę. Otóż "MI6. Prawdziwi agenci 007" nie przypadła mi do gustu tak, jak oczekiwałam. Spodziewałam się, że mnie porwie i z zapartym tchem będę poznawała kolejne techniki pracy agentów wywiadu. Niestety stylowi autora daleko jest do stylu książek detektywistycznych czy przygodowych. Natłok informacji powodował moje zagubienie i narastającą niechęć do czytania książki. Pewne wątki nie są usystematyzowane, więc wielu kwestii po prostu... nie zrozumiałam. Chwilowo mam dość książek o agentach, szpiegach itp. Czas odpocząć.
Grubość książki: 2,80 cm
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu RM
Oj coś zdecydowanie dla mojego narzeczonego! On uwielbia takie rzeczy :) Podrzucę mu ten tytuł. Jeżeli chodzi o mnie to ja jednak sobie ją podaruję :)
OdpowiedzUsuńLubię takie książki. Ostatnio podobną przeczytałam. Na tą się zastanawiałam ostatnio w Matrasie , ale padło na inna pozycję , z literatury pięknej. Może coś mi mówiło, że grozi mnie podobnie jak tobie- przejedzenie tematem.
OdpowiedzUsuńOdpocznij :) Pewne gatunki niekiedy się po prostu przejadają :)
OdpowiedzUsuńJa obecnie wolę kryminały, więc się nie skuszę, bo mój stosik rośnie i rośnie...
Chyba się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńDla mnie to chyba nie za bardzo, ale dla mojego taty jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że lektura bardziej spodoba się panom. Chociaż myślę, że gdyby mi wpadła w ręce, to z chęcią bym przeczytała. :-)
OdpowiedzUsuńO tak. Mam ją na oku od jakiegoś czasu...
OdpowiedzUsuń