Swego czasu dosyć chętnie sięgałam po książki związane z życiem agentów czy szpiegów (książka o Kuklińskim - TU czy "Operacja Reichswehra" Mariana Zacharskiego). Jako nastolatka lubiłam z tatą oglądać filmy kina akcji. Czasami śmiałam się, że powinnam była urodzić się chłopcem (zresztą ponoć miałam nim być, bo rodzice nie mieli możliwości skorzystania ze sprzętu USG). Kiedy więc po dłuższej przerwie nadarzyła się okazja zrecenzowania książki o agencie - podwójnym! - nie wahałam się ani chwili. Czy lektura spełniła moje oczekiwania czy może jednak nieco się na niej zawiodłam? Spróbuję opisać moje odczucia po przeczytaniu historii Naveeda Jamaliego.
Naveed Jamali był typowym amerykańskim dzieckiem emigrantów. Dosyć rozkapryszonym - warto dodać. Wiódł beztroskie życie... do czasu. Przełomem okazał się atak na WTC, po którym to Naveed doznał "olśnienia" i postanowił zrobić coś dla swojego kraju. Zamarzyła mu się praca w wywiadzie marynarki wojennej. Jednak jego kandydatura została odrzucona z powodu braku doświadczenia. Chłopak odłożył swoje marzenia chwilowo na bok, postanowił się dokształcać i wykorzystać znajomości swoich rodziców z rosyjskimi dyplomatami. W końcu nawiązuje też współpracę z FBI i wkrótce staje się podwójnym szpiegiem. Trochę dziwne, prawda?
Naveed całą swoją wiedzę o życiu szpiegów czerpał z filmów, seriali oraz literatury. Zaraz ktoś zapyta: "Serio?". Moja odpowiedź będzie brzmiała: "Niestety tak". Dlaczego niestety? O tym za chwilę.