Swego czasu dosyć chętnie sięgałam po książki związane z życiem agentów czy szpiegów (książka o Kuklińskim - TU czy "Operacja Reichswehra" Mariana Zacharskiego). Jako nastolatka lubiłam z tatą oglądać filmy kina akcji. Czasami śmiałam się, że powinnam była urodzić się chłopcem (zresztą ponoć miałam nim być, bo rodzice nie mieli możliwości skorzystania ze sprzętu USG). Kiedy więc po dłuższej przerwie nadarzyła się okazja zrecenzowania książki o agencie - podwójnym! - nie wahałam się ani chwili. Czy lektura spełniła moje oczekiwania czy może jednak nieco się na niej zawiodłam? Spróbuję opisać moje odczucia po przeczytaniu historii Naveeda Jamaliego.
Naveed Jamali był typowym amerykańskim dzieckiem emigrantów. Dosyć rozkapryszonym - warto dodać. Wiódł beztroskie życie... do czasu. Przełomem okazał się atak na WTC, po którym to Naveed doznał "olśnienia" i postanowił zrobić coś dla swojego kraju. Zamarzyła mu się praca w wywiadzie marynarki wojennej. Jednak jego kandydatura została odrzucona z powodu braku doświadczenia. Chłopak odłożył swoje marzenia chwilowo na bok, postanowił się dokształcać i wykorzystać znajomości swoich rodziców z rosyjskimi dyplomatami. W końcu nawiązuje też współpracę z FBI i wkrótce staje się podwójnym szpiegiem. Trochę dziwne, prawda?
Naveed całą swoją wiedzę o życiu szpiegów czerpał z filmów, seriali oraz literatury. Zaraz ktoś zapyta: "Serio?". Moja odpowiedź będzie brzmiała: "Niestety tak". Dlaczego niestety? O tym za chwilę.
Cały czas nasz bohater powtarza, że bardzo boi się zdemaskowania, że cała ta sytuacja kosztuje go wiele nerwów (i nie tylko). Wielokrotnie miałam ochotę potrząsnąć nim i zapytać się: "to po co właściwie to robisz?". Nie do końca pojmuję jego motywacje, które starał się dosyć klarownie opisać w swojej książce. Zresztą... który prawdziwy szpieg (podwójny szpieg, zaznaczam) napisałby książkę o działaniach wywiadowczych, skoro minęło od nich dopiero kilka lat..? Jakoś mi się to wszystko nie "klei". Historia ma potencjał, ale albo jest podkoloryzowana albo ze mną jest coś nie tak...
Książka napisana jest barwnym językiem, a opisywane wydarzenia prezentują się przed nami niczym kadry z jakiegoś szpiegowskiego (nomen omen - zresztą do wielu z nich autor się odwołuje) filmu. Mimo że nie zaprzyjaźniłam się z głównym bohaterem, doceniam to, co chciał nam przekazać między wierszami - potęgi i siły danego państwa nie mierzy się (tylko) wielkością armii, jaką posiada, lecz tym, co mogą owemu państwu zaoferować jego obywatele. Siła tkwi w cywilach. Te dwie rzeczy sprawiają, że nie oceniam tej książki całkowicie negatywnie.
Myślę jednak, że jest to książka przeznaczona dla mężczyzn lubiących czytać o dziecięcych fantazjach, które spełniają się w dorosłym życiu. Mnie ta historia nie przekonała...
Jak dla mnie - jednak trochę za bardzo to wszystko "amerykańskie"...
Sama nie wiem. Raczej polecę mojemu mężowi, on lubi takie amerykańskie klimaty.
OdpowiedzUsuń