czwartek, 14 kwietnia 2016

Patrycja Pelica, Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy



„Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy” to nietypowa saga rodzinna. Informacja na okładce niesie prawdę: tam "czas zapętla się i kluczy". Poznajemy bowiem kolejnych bohaterów, by po chwili znów do nich powrócić. Najstarszym z nich jest pastor Martin Ritter, który przybył na plebanię na Mazurach wraz ze swoją delikatną żoną Grete. W czasach dwudziestolecia międzywojennego młode małżeństwo nie miało łatwego życia. Powoli jednak pastor zdobywał szacunek i uznanie, choć być może niezbyt pełną akceptację. Z miłości Martina i Grete powstaje nowe życie - mały Helmuth. Kiedy pojawia się jedno życie, inne musi odejść. Tak jest i tutaj. Grete umiera, a plebania zostaje pozbawiona tzw. kobiecej ręki. Do czasu, kiedy na drodze Helmutha pojawia się Anna Domińczuk. Związek rodzi wiele kontrowersji, ona jest bowiem katoliczką, a on protestantem. Pastor Martin udziela im sakramentu. Małżeństwem są niecały tydzień, kiedy do Helmutha przychodzi powołanie do wojska. Wojenne czasy nie są łatwe dla nikogo, szczególnie dla młodych małżonków. Helmuth opuszcza rodzinny dom, w którym po pewnym czasie pojawia się nowe życie: jego syn, także Helmuth. I znów los nie jest łaskawy: w wyniku przeciwności losu małego chłopca ostatecznie wychowuje tylko dziadek - Martin Ritter. Nie będę streszczać tu pozostałej części książki. Podzielę się za to pewną refleksją: najciekawszą postacią jest tu właśnie pastor Martin. To do niego, na plebanię, wracają kolejne pokolenia Ritterów (bo warto zaznaczyć, że powieść pełna jest rozstań oraz powrotów). To on jest swego rodzaju ostoją, opoką, która dba o rodzinny dom. To on jest wzorem do naśladowania, kiedy udziela pomocy, nie licząc na rewanż. Te powroty kolejnych Ritterów to symbol upływającego czasu.

piątek, 1 kwietnia 2016

Charles Belfoure, Paryski architekt


Uwielbiam takie powieści! "Paryski architekt" po prostu mnie oczarował.

Kiedy architekt* bierze się za pisanie powieści, wydawać by się mogło, że sprawa z góry jest przegrana. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy lektura ze strony na stronę coraz bardziej mnie wciągała. Wykorzystywałam każdą wolną chwilę (pomiędzy karmieniem, przewijaniem, tuleniem, kołysaniem itp.), by poznać dalsze dzieje głównego bohatera.