sobota, 27 czerwca 2015

Elizabeth Haran, Rzeka przeznaczenia


Wspaniała historia, która wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Wprawdzie nie czytałam żadnej z poprzednich książek autorki, ale myślę, że nic nie straciłam - w tym sensie, że "Rzekę przeznaczenia" można czytać jako całkowicie odrębną historię.

Czytając uwielbiam przenosić się w czasie, więc pod tym względem Elizabeth Haran mnie nie zawiodła. Akcja powieści osadzona została pod koniec XIX wieku i rozgrywa się na rzece Murray. Większość fabuły rozgrywa się na parowcu, który pływa w górę rzeki i powraca. I z tym nurtem rzeki przepływa także czytelnik, któremu kolejne strony umykają pod palcami.

Francesca Callaghan powraca z pensji dla panien, powraca na parowiec ojca. Nie zdaje sobie jednak sprawy, w jak trudnej sytuacji znajduje się jej rodzic. Joe Callaghan  zadłużył się u najbogatszego człowieka w mieście - Silasa Hepburna - faceta obleśnego, fałszywego, a do tego z tupetem. Silas jest tak potężny, że w zasadzie "trzęsie" większością przedsięwzięć w Echuce (miasto nad rzeką Murray). Przybycie Franceski do miasta wzbudza niemałą sensację, a że dziewczyna jest urodziwa, to i wielbicieli przybywa. Dziewczyną zaczyna interesować się młody dżentelmen Monty. Pierwsze spotkania zdają się być obiecujące, jednak o uwagę Franceski zaczyna również zabiegać (w sposób mniej "uczciwy") sam Silas. Co zrobi bohaterka? Czy będzie lawirować między mężczyznami? Jakie tajemnice kryją jej adoratorzy? Wszystkiego dowiecie się z lektury "Rzeki przeznaczenia".

sobota, 20 czerwca 2015

Grażyna Mączkowska, Powiedz, że mnie kochasz, mamo


Już sam tytuł jest tak mocny, że nie byłam pewna, czego się spodziewać po wnętrzu tej niepozornej książki. Do tej pory kotłują się we mnie rozmaite emocje i wiem, że na bardzo długo zapamiętam jej treść.

Akceptacja i miłość w rodzinie. Hasła, którymi bombardują nas media, psychologowie czy księża. Nie zdajemy sobie sprawy, co one TAK NAPRAWDĘ oznaczają, jeśli ich nam nie brakuje. Jeśli jednak dziecko w swojej rodzinie, w swoim domu czuje się niekochane i nieakceptowane, to coś jest nie tak...

Właśnie taką sytuację opisuje nam główna bohaterka, Gabriela. W jej domu brakowało ciepłych uczuć, pogłaskania po głowie czy słów: "jestem z ciebie dumna, córeczko/synku". W zamian za to dzieci dostawały wyzwiska, szturchanie, czy nawet bicie i ciągłą krytykę. Ojciec - postać nie tylko despotyczna, ale też agresywna - nie stronił od alkoholu. Matka zresztą również uwielbiała imprezy, stąd dzieci były podrzucane na krócej (lub dłużej, jak w przypadku starszej siostry Gabrieli - Beni) do dziadków. To z ich domu Gabi ma najwięcej dobrych wspomnień. Z własnego - ma ich tylko kilka.

Co mnie ogromnie dziwiło? Ano fakt, że Gabriela wciąż żyła przeszłością. Ciągle ją rozpamiętywała, mimo że swoje życie pokierowała tak, jak chciała. Miała niezwykle kochającego męża, dwóch cudownych synów i czasami sama nie wierzyła, że ma życie jak z bajki. Wciąż czujnie się rozglądała, czekając na jakiś "kopniak" od życia. Była wręcz uzależniona od przeszłości. Demony tamtych lat osaczały ją praktycznie każdego dnia. A telefony od matki długo odchorowywała. Czemu? Bo jej matka w późniejszych latach nadal nie potrafiła się zdobyć na ani jedno dobre słowo, wciąż porównywała życie Gabrieli do życia innych, a czynnikiem najważniejszym w jej ocenie była sytuacja materialna. Wciąż krytykowana (a to za dziwne umeblowanie a to ogólnie za wyprowadzkę na wieś) kobieta z coraz większą niechęcią dzwoniła do matki. Dopiero po latach dowiedziała się, co jej "dolega". To pani psycholog otworzyła jej oczy.

niedziela, 14 czerwca 2015

Spotkanie autorskie z Janem Grzegorczykiem


Dziś opowiem Wam o spotkaniu autorskim, na którym... nie byłam ;-). Jak to możliwe? Wszystko dzięki dziennikarskiemu zacięciu mego męża oraz współczesnej myśli technologicznej (dyktafon - przydatna rzecz). W miniony poniedziałek jedną z okolicznych wsi w naszym powiecie odwiedził Jan Grzegorczyk.

fot. mój mąż

Grzegorczyk to znany dziennikarz, redaktor, współpracownik dominikańskiego pisma „W drodze”, a przede wszystkim pisarz. Jego książki dotykają tematów duchowych i wiary. Najbardziej znane powieści pana Jana to seria o przypadkach księdza Grosera:  Adieu”, „Trufle”, „Cudze pole” oraz „Jezus z Judenfeldu”. Inne jego publikacje to „Chaszcze”, „Puszczyk” oraz „Niebo dla akrobaty”. Wśród młodszych czytelników zasłynął z genialnych książek z rymowankami, m.in. „Pan Pierdziołka spadł ze stołka”, które to początkowo pisał z myślą o swoich wnukach.

wtorek, 9 czerwca 2015

Claire Faÿ, Zeszyt do bazgrania dla tych, którzy nudzą się w pracy


Wprawdzie w swojej pracy nie mam kiedy się nudzić, bo zawsze jest coś do zrobienia, ale kiedy zobaczyłam tytuł tej publikacji, wiedziałam, że chcę ją mieć. Ten cienki zeszyt podbił moje serce i uważam, że może pomóc nie tylko osobom zestresowanym swoją pracą (lub upierdliwym szefem), lecz także każdej innej osobie, która ma gorszy dzień. Bo wyobraź sobie, że otwierasz ten magiczny zeszyt i na jednej z pierwszych stron widzisz masę filiżanek, a zadanie, które masz do wykonania brzmi: Przerwa na kawę. Koloruj filiżanki tak długo, aż zacznie Ci się przelewać. I gwarantuję, nawet samo kolorowanie nie sprawia aż tyle przyjemności, co samo przeczytanie polecenia, które u mnie odruchowo wywołało ogromny uśmiech na twarzy.

Większość zaprezentowanych tu zabaw polega albo na kolorowaniu albo na rysowaniu. Na szczęście "Zeszyt do bazgrania" ma równy poziom i praktycznie przy każdym poleceniu albo uśmiechałam się pod nosem albo biegłam do męża pokazać mu, jakie genialne "bazgroły" powinnam wykonać. Kolejna strona: narysowana świnia i zadanie: Koleżanka znów podłożyła Ci świnię? Weź ołówek i zrób ją na szaro. Po prostu miodzio!

niedziela, 7 czerwca 2015

Gretchen Rubin, Projekt szczęście



Wszyscy ludzie poszukują szczęścia. Bez wyjątków. - Blaise Pascal

Autorka zrozumiała to w końcu pewnego dnia i postanowiła sama poszukać tego, co zapewnia jej szczęście. Tak powstał Projekt Szczęście. Przez rok Gretchen Rubin skupiała się na jednej dziedzinie życia, takiej jak rodzina, praca, samospełnienie, porządek. W każdym miesiącu podejmowała nowe wyzwania, starając się równocześnie spełniać te z poprzedniego miesiąca. Wyzwania nie były nadzwyczaj wyszukane, chodziło bardziej o regularność wykonywania pewnych działań, takich jak: wcześniejsze chodzenie spać, proszenie o pomoc czy okazywanie miłości. Każdy z tych czynników powolutku sprawiał, że autorka zaczynała czuć się lepiej (choć nie zawsze było to takie proste), zaczynała czuć się szczęśliwa. Dodatkowo w wolnych chwilach czytała i analizowała mądrości dotyczące szczęścia, by z każdej filozofii wyciągnąć coś dla siebie. Wszystko po to, by osiągnąć pełnię szczęścia.

sobota, 6 czerwca 2015

Katarzyna Michalak, Rok w Poziomce


Niezwykle ukontentowana i usatysfakcjonowana lekturą "Ogrodu Kamili" pani Michalak, postanowiłam zabrać się za inną książkę jej autorstwa. A jako że kontynuacji "Ogrodu..." akurat w bibliotece nie było, mój wybór padł na tzw. serię owocową i jej pierwszy tom, czyli "Rok w Poziomce". Jakie pierwsze wrażenia? Na pewno jest to książka o niebo lepsza od nieszczęsnej "Poczekajki", ale jednak trochę jej brakuje, jeśli porównywać ją z "Ogrodem Kamili" (z trzech wymienianych tu tytułów to właśnie "Ogród..." powstał najpóźniej). Mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że widać ewolucję stylu pisarki, co mnie ogromnie cieszy.

Podobnie jak z historią o Kamili, tu również marzenie o posiadaniu własnego domu odgrywa ważną rolę w życiu głównej bohaterki powieści. Ewa - kobieta trzydziestokilkuletnia - marzy o swoich czterech ścianach, najlepiej w pobliżu jakiegoś miłego lasu. Ma za sobą kilka potyczek z życiem, więc w końcu postanawia wziąć się z nim za bary i zacząć spełniać swoje marzenia. Znajduje zatrudnienie w wydawnictwie swojego przyjaciela (w którym się skrycie podkochuje, niestety), a jej pierwszym ważnym zadaniem jest wyszukanie takiej powieści-perełki, która podbije rynek wydawniczy. To, co przypadło mi do gustu, to fakt, że bohaterka przechodzi ewolucję: z szarej myszki przemienia się w kobietę, która wie, czego pragnie.

czwartek, 4 czerwca 2015

Podsumowanie maja


W ostatnim czasie ilość czytanych przeze mnie książek utrzymuje się na stałym poziomie - oscyluje wokół liczby siedem. Nie inaczej było w maju, kiedy to przeczytałam 8 książek. W tym miesiącu było i historycznie ("Epoka hipokryzji" Kamila Janickiego - recenzja TUTAJ, genialna książka Jana Wróbla - TU czy poruszające historie "Dziewczyn z Syberii" Anny Herbich - TU) i tak bardziej "kobieco": 
- Cecelia Ahern, Kiedy cię poznałam
- Hanna Cygler, Grecka mozaika
- Virginia Cleo Andrews, Płatki na wietrze
- Katarzyna Michalak, Ogród Kamili.

Był też kawał dobrej prozy, niezwyke trudnej do zaklasyfikowania, czyli "Na południe od Broad" Pat'a Conroy'a. W zasadzie każda z wyżej wymienionych pozycji trafiła w mój gust, każda była ciekawa na swój sposób. Jedynie "Płatki na wietrze" nie spełniły moich oczekiwań. Obecnie słucham kolejnej części tej historii i niestety... czuję przesyt. Nie wiem, czy dokończę tego audiobooka.

Tym razem nie podsumuję ilości przeczytanych stron i centymentrów, gdyż brakuje mi kilku istotnych informacji. Dopiero gdy je zdobędę, zaktualizuję niniejszy wpis.

Tymczasem życzę Wam zaczytanego długiego weekendu! Ja oprócz kilku godzin, które spędzę jutro w pracy, też mogę z niego korzystać pełną piersią :D.

Ciao!

Jedna z majowych wycieczek - restauracja Pałac Większyce - wygląda jak z bajki!


wtorek, 2 czerwca 2015

Beata Pawlikowska, W dżungli podświadomości


Beatę Pawlikowską kojarzę - wiadomo - z radia, ale także z różnych programów telewizyjnych. Wiedziałam o niej co nieco, ale umknął mi fakt, że pisała też książki z pogranicza psychologii i tematów pokrewnych.

Mam nieco mieszane uczucia względem tej książki. I w sumie jedyne, czego nie żałuję, to tego, że słuchałam jej w formie audiobooka, a nie czytałam. Nie mam przynajmniej poczucia straconego czasu, bo bądź co bądź fajnie się jeździło autobusem do pracy i słuchało... czasem przysypiając. Do tej pory sądziłam, że barwa głosu Pawlikowskiej jest nieco irytująca, ale po wysłuchaniu kilku godzin jej intonacji doszłam do wniosku, że w sumie całkiem przyjemny ma ten głos. Na plus zaliczam też to, że to ona sama czyta swoją książkę, choć słowo "czyta" nie bardzo jest tu na miejscu. Miałam raczej wrażenie, że pani Beata prowadzi monolog, to znaczy opowiada o tym, co sądzi na temat podświadomości i - o dziwo - robiła to na tyle szybko, że mocno wyróżnia się na tle ostatnio przeze mnie wysłuchanych audiobooków. Nie wiem, czy w miarę jasno to tłumaczę - "standardowe" audiobooki są czytane w normalnym tempie, natomiast tu nie czuje się tego, że tekst jest czytany. Po prostu jest tak, jakby autorka mówiła "z głowy". I tu kończą się plusy powyższej publikacji...