Premiera: 6 maja 2015 r.
Wyobraź sobie, że masz wolne przez rok i jeszcze Ci za to płacą. Taki płatny urlop. Super, prawda? Ileż rzeczy można zrobić: podróżować, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi, nadrobić zaległości czytelnicze itd... Co Ci tylko przyjdzie do głowy. W takiej właśnie sytuacji znalazła się główna bohaterka najnowszej powieści Cecelii Ahern "Kiedy cię poznałam" - Jasmine. Ta młoda kobieta zajmowała się rozkręcaniem firm i ich sprzedażą. Straciła pracę i zmuszona została do wykorzystania tzw. urlopu ogrodniczego. Chodziło o to, aby przez rok nie podjęła pracy u konkurencji. Trochę takie "uziemienie", jeśli już jesteśmy przy ogrodniczej metaforyce. Jasmine nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji, po jakimś czasie stwierdza, że zwariuje, jeśli nie znajdzie sobie jakiegoś zajęcia. W końcu odskocznią od ciągłego rozmyślania staje się (nomen omen!) ogrodnictwo. Oprócz tego jej myśli kręcą się wokół chorej siostry oraz sąsiada z naprzeciwka, Matta, prezentera radiowego, nadużywającego alkoholu i mającego problemy rodzinne (o czym bohaterka przekonuje się podglądając jego nocne powroty do domu - zresztą podglądanie sąsiadów to jej sposób na zabicie czasu).
Przez pewien czas myślała, że zajmowanie się Heather (jej starszą siostrą, mającą zespół Downa) stanie się podstawą jej egzystencji. Swoista zazdrość o siostrę też doprowadzi do kłopotliwych sytuacji. Jak się jednak okaże, Heather jest już samodzielna, więc nie trzeba stać nad nią jak nad dzieckiem...
W niektórych momentach byłam tak wściekła na bohaterkę, że najchętniej... weszłabym na karty książki i stłukła ją na kwaśne jabłko. Jak ona działała mi na nerwy! Wciąż tylko ona i ona. Niby zasłaniała się swoją siostrą, ale w zasadzie odbierałam to w ten sposób, że ona zawsze chciała mieć rację. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że sama musi coś ze sobą, ze swoim podejściem do życia zrobić. Dlatego relacja Jasmine-Matt była tak wybuchowa. Matt miał sporo za uszami, ale potrafił spojrzeć na nią obiektywnie. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że dość dobrze rozumiałam irytację Jasmine, skierowaną przeciwko Mattowi. Chyba każdy z nas zna kogoś, kto podobnie jak Matt podnosi ciśnienie. Ale w tym duecie nie było tylko czerni albo bieli. Między nimi była cała paleta szarości...
Autorka chyba lubi eksperymentować ze sposobami prowadzenia narracji. W "Love, Rosie" była to forma epistolarna, teraz narratorem jest główna bohaterka, zwracająca się do Matta, swojego sąsiada. To też jakby list, ale znacznie dłuższy. Dzwiny pomysł na narrację, ale w sumie przypadł mi do gustu. Zastanawiam się jednak, co miało być głównym tematem powieści: stawanie na nogi, gdy los płata nam figle? alkoholizm? Tematów było sporo i przez to mam wrażenie przesytu. Było przecież o dokonywaniu trudnych wyborów, o miłości w rodzinie (lub jej braku), o tym, jak osoba chora wpływa na relacje rodzinne czy też o tym, że czasem w życiu trzeba zwolnić... Jedno jest pewne: emocji w tej powieści nie brakuje. I jeśli tego szukacie w książkach, to polecam Wam "Kiedy cię poznałam".
Za egzemplarz recenzencki dziekuję pani Darii Bednarek z Agencji Business & Culture
,,Love, Rosie" uwielbiam, z chęcią poznam pozostałe dzieła tej autorki :)
OdpowiedzUsuńJestem już po lekturze i również polecam tę książką. Mądra i ciepła opowieść.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuń"Love, Rosie" jeszcze przede mną - tak samo jak cała twórczość Cecelii Ahern. Mam nadzieję, że wkrótce zacznę ją poznawać :)
OdpowiedzUsuń