Wczoraj w Miejskiej Bibliotece Publicznej w moim mieście odbyło się spotkanie autorskie z Zygmuntem Miłoszewskim - prozaikiem, dziennikarzem i współautorem scenariuszy filmowych.
Miłoszewski zadebiutował na łamach "Polityki" opowiadaniem "Historia portfela". Jego pierwsza powieść to "Domofon" - powieść grozy, rozgrywająca się we współczesnej Warszawie. Książki autora tłumaczone są na kilkanaście języków. Zygmunt Miłoszewski jest laureatem wielu prestiżowych nagród, a na motywach jego powieści powstają filmy. Gdy ukazał się "Domofon", autor został okrzyknięty "polskim Stephenem Kingiem", a Jerzy Pilch po przeczytaniu "Uwikłania" uznał je za doskonały polski kryminał współczesny, a samego Miłoszewskiego nazwał "rasowym pisarzem".
Spotkanie odbyło się w przyjemnej, kameralnej atmosferze. Zaczęło się oczywiście od pytania (nomen omen): "Jak to się zaczęło, że autor zaczął pisać?" (to chyba kanon pytań na spotkaniach autorskich). I tu popłynęła opowieść o tym, jak Zygmunt Miłoszewski czytał wszystko (no, prawie wszystko - jedna z pań, gdy to usłyszała, stwierdziła: "Jeśli pan powie, że czytał harlequiny, to ja wychodzę" - sala w śmiech, ostatecznie pani pozostała na swoim miejscu). Przeczytał chyba całą biblioteczkę rodziców, w tym między innymi znał szczegółowo losy.... Ani z Zielonego Wzgórza! ;-) Pan Zygmunt przyznaje się do inspiracji Stephenem Kingiem (jednak dał sobie spokój z aspirowaniem do jego pozycji). Pewnego dnia stwierdził, że albo mu się uda coś napisać albo nie i da sobie wtedy spokój.
Dowiedzieliśmy się, że "Góry Żmijowe" napisał poniekąd na zamówienie córki. Stwierdził, że pisanie dla dzieci i młodzieży jest o niebo trudniejsze niż pisanie dla dorosłych - wymaga więcej uwagi i delikatności.
Wielu czytelników kojarzy Miłoszewskiego jako autora powieści kryminalnych o prokuratorze Teodorze Szackim. Pan Zygmunt zdradził nam też, że zaczął pisać o Sandomierzu (miejsce akcji powieści), zanim w TVP 1 furorę zrobił serial "Ojciec Mateusz". Jednak mało kto o tym wie. Jak chyba większość pisarzy, po napisaniu książek, uważa, że mógłby sporo w nich zmienić.
Autorowi zależy, aby literatura była produktem pierwszej potrzeby (aby idąc do sklepu i kupując jedzenie, można również kupić książkę). Żeby potrzeba czytania była czymś naturalnym. Jestem jak najbardziej za.
Teraz myślę sobie jednak, żeby świat nie zwariował i nie poszedł w drugą stronę - aby nie było czymś normalnym komentowanie w stylu: "weź, skończ czytać; zrobiłbyś/zrobiłabyś coś pożytecznego w domu" - żeby nie stało się to synonimem, ja wiem, lenistwa... Wiecie o co mi chodzi?
Nie będę opisywać całego spotkania. Powiem Wam jednak tak: jeżeli w Waszej okolicy pojawi się pan Zygmunt na spotkaniu autorskim, wykorzystajcie okazję i idźcie posłuchać, co mądrego ma do powiedzenia ten niezmanierowany młody pisarz. Pan Zygmunt Miłoszewski ujął mnie swoją szczerością oraz dystansem do siebie i świata. Z biblioteki wyszłam ogromnie zadowolona.
Kurczę zazdroszczę spotkania :)) I oczywiście gratuluję autografu :))
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie:)
UsuńMam nadzieję, ze kiedyś zawita do Rybnika i będę miała możliwość posłuchania autora na żywo.
OdpowiedzUsuńRybnik nie jest znowu takim małym miastem, więc myślę, że to możliwe ;-)
UsuńTaka książka to skarb. Cieszę się, że spotkanie było udane.
OdpowiedzUsuńWiem. Powoli zaczynam się zastanawiać nad półką na książki z autografami :)
UsuńAle musiało być świetnie:)
OdpowiedzUsuńByło naprawdę ciekawie. Pan Zygmunt to interesujący gość, który dał się poznać jako autor ironicznie podchodzący do wielu kwestii.
UsuńMieszkam niedaleko Warszawy, a jakoś nie po drodze mi na spotkania autorskie. Muszę w końcu wybrać się na jedno z nich. Zazdroszczę spotkania z Miłoszewskim (i autografu!) i życzę wielu następnych wyłącznie z rewelacyjnymi pisarzami :)
OdpowiedzUsuńKochana, to korzystaj. Do nas rzadko przybywają tacy autorzy, ale jak już wiem, że będą, to staram się uczestniczyć w takich spotkaniach. Niestety, niedawno był u nas Stasiuk, a ja musiałam iść wtedy do pracy ;-(
UsuńOj, Stasiuka ciężko byłoby mi przeboleć. Hartuję się w literacko-fanowskim bólu, podczas czytania relacji z tegorocznych targów książki w Krakowie, na które jednak nie mogłam jechać. Trzeba się przyzwyczajać do rozczarowań :)
UsuńZazdroszczę okazji do spotkania z autorem :) Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się w takim uczestniczyć ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno. Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte ;-)
UsuńTylko pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuń