Żyjemy w czasach, w których w dobrym tonie dobrze jest mieć dużo wszystkiego. Domy i mieszkania mamy pełne przeróżnych przedmiotów, bo posiadanie jest oznaką luksusu. Nie zauważamy, że z czasem nasze miejsca zamieszkania toną od naporu gratów, chociaż może podświadomie czujemy jakiś niepokój.
Publikacja krótko, ale konkretnie prezentuje historyczne podejście Polaków do kwestii posiadania. Dlaczego minimalizm jest dla nas tak trudny do osiągnięcia. W wielkim skrócie: nasi przodkowie żyli w czasach, kiedy - owszem - można było dorobić się jakiegoś majątku, ale równie szybko można go było stracić. Każdy z nas ma choćby blade pojęcie o zawłaszczaniu mienia przez okupantów czy o przesiedleniach itp. Więc znowu owi przodkowie próbowali uzbierać rzeczy potrzebne do życia i... znów je tracili. Stąd w obecnych pokoleniach do głosu dochodzi chomikowanie. Bo coś się przyda; bo nie będę musiała pożyczać itp. Taka sytuacja ma jeszcze jedną genezę. Przemiany ustrojowe miały u nas miejsce w czasie, gdy Zachód zdążył się już nacieszyć materializmem. Ludziom Zachodu przeszedł już pierwszy zachwyt, a my dopiero w niego wpadliśmy - w sklepach wybór jest tak ogromny, że tracimy cenny czas na wybieranie, przebieranie i porównywanie produktów, zamiast na przykład spędzać czas z bliskimi.
Autorka ma naprawdę zdrowe podejście do tematu - wie, że w dzisiejszym świecie, (w którym koncerny za pomocą reklam rządzą kieszeniami konsumentów) ciężko się buntować i idąc do sklepu, robić zakupy jedynie według listy, ale poleca przynajmniej spróbować odgruzować swoje życie. Czy tak naprawdę do szczęścia jest nam potrzebny kolejny ekspres do kawy i super dizajnerskie skarpety narciarskie? Czy przypadkiem media nie wymyślają nam potrzeb i zachcianek?
Szkoda jedynie, że pani Ania nie pokusiła się o dodanie bibliografii. Zakładam, że do wielu przemyśleń doszła również jakaś literatura, na podstawie której wysunęła tak interesujące wnioski. Chętnie zajrzałabym do źródeł jej inspiracji i zainteresowań minimalizmem. A tak, muszę poszperać sama.
Świetna książka. Z całą pewnością autorka zmusiła mnie do przyjrzenia się swojemu życiu i przedmiotom, które mnie otaczają. Bywam zbieraczem, to fakt. Od wielkiego dzwonu potrafię jednak zrobić duże porządki i wyrzucić tony papierów i bzdet, zalegających na półkach czy w szufladach. Jednak od momentu przeprowadzenia się z małego pokoju do domu posiadającego wiele pomieszczeń, nie panuję aż tak bardzo nad tym, co posiadam. Skoro jest miejsce do ich przechowywania, nie powinno być żadnego problemu. Po lekturze "Minimalizmu po polsku" jednak go dostrzegłam. Nie twierdzę, że zaraz, teraz rzucę wszystko i zacznę robić wielkie porządki, mające na celu ogarnąć pewien chaos nie tylko w moich szufladach, ale także w mojej głowie. Ale może krok po kroku, w wolnych chwilach zacznę dzielić rzeczy, na te, które mi się mogą przydać, te, które mogę oddać/sprzedać oraz te, których miejscem przeznaczenia powinien zostać kosz na śmieci.
Nie twierdzę również, że książka od razu zmieni moje/Twoje/nasze życie. Jest w niej nieco poradnikowego lukru, ale na szczęście nie znowu tak dużo, żeby miało Was zemdlić. Autorka obiecuje widoczną poprawę komfortu życia, ale sami wiemy, że zmiany rzadko kiedy bywają widoczne tak od razu. Na wszystko potrzeba czasu...
To książka, którą nazwałabym "motywującą" - motywuje do działania, do spróbowania, czy z minimalizmem nie jest mi przypadkiem po drodze. Nie chcę się zawczasu asekurować, ale wiem, że z niektórymi moimi zachowaniami konsumpcyjnymi ciężko będzie mi się rozstać (zrezygnować z książek, no jak to?). Mimo wszystko chcę podjąć wyzwanie.
Podsumowaniem recenzji niech będzie fakt, że moja Mama, kiedy tylko zobaczyła tę książkę na mojej półce, stwierdziła: "Jak przeczytasz, to chciałabym ją pożyczyć". Chyba podskórnie wyczuła, że jest to publikacja godna uwagi.
Autorka - Anna Mularczyk-Meyer z wykształcenia jest iberystką, zawodowo zajmuje się tłumaczeniami. Od 2010 roku prowadzi blog (KLIK), w którym opisuje swoje spostrzeżenia związane z minimalizmem. Z jej blogiem spotkałam się po raz pierwszy tuż przed lekturą książki, wcześniej go nie znałam.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater oraz wydawnictwu Black Publishing :-)
Grubość książki: 1,60 cm
Chyba nie jest to jednak książka dla mnie...
OdpowiedzUsuńWyjątkowo irytują mnie reklamy i artykuły w gazetach wmawiające mi, że koniecznie muszę mieć dany bibelot, koniecznie danej firmy, koniecznie z danym wzorkiem. Myślę, że ,,Minimalizm po polsku" przypadnie mi do gustu".
OdpowiedzUsuńMinimalizm jak najbardziej, ale książki raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńLubię czasem przeczytać takie książki, myślę, że jest ona warta uwagi, bo porusza ważne tematy.
OdpowiedzUsuńJeśli chociaż w jakimś małym stopniu mnie zmotywuje, to jestem na tak.
OdpowiedzUsuńJeśli motywuje do działania to coś z pewnością dla mnie. Tytuł zapisuję:)
OdpowiedzUsuńTo raczej książka nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńCzytałam wiele opinii na temat tej pozycji. Jednak nadal byłam do niej trochę sceptycznie nastawiona. Nie byłam pewna czy to lektura w moim guście. Teraz już wiem, że mogę dać jej szansę.
OdpowiedzUsuńPrzydałoby się ograniczyć nawet zakupy książkowe, półek mi zabrakło i wspomagam się pudłami, ale to cięzki nałóg :)
OdpowiedzUsuń