Zacznę od kilku pytań i stwierdzeń skierowanych do osób będących w związkach małżeńskich:
- czy zdarza Ci się mówić coś do małżonka, ale on zdaje się nic nie rozumieć (wyglądacie wtedy jak Anglik próbujący dogadać się z Chińczykiem)?
- jeżeli wolisz spędzić wolny czas w domu, a Twój małżonek chciałby wtedy gdzieś wyjść np. ze znajomymi
- jeśli Twój małżonek pomaga Ci w pracach domowych, ale Ty wolałabyś, żeby Cię przytulił lub dał drobny upominek (niekoniecznie coś drogiego; może to być na przykład własnoręcznie wykonany drobiazg)
...to wiedz, że książka "5 języków miłości" Gary'ego Chapmana jest w stanie bardzo Ci pomóc. Co ja mówię, nie tylko Tobie - Twojemu małżonkowi i Waszemu małżeństwu również. Ale do rzeczy.
Wiem, że niektórzy z Was z niechęcią podchodzą do rozmaitych poradników. Spoko, rozumiem to, bo sama spoglądam w ich stronę z dużą dozą nieufności. Po tę lekturę sięgnęłam nie dlatego, że mam jakieś problemy w małżeństwie (okres "docierania się" z Mężem mamy już za sobą, a bycia "ze sobą" nauczyliśmy się intuicyjnie - metodą prób i błędów - na tyle, by prowadzić bardzo satysfakcjonujące i dobre życie małżeńskie), ale by dowiedzieć się, co jeszcze moglibyśmy ewentualnie w nim polepszyć, poprawić. Często powtarzam, że "człowiek uczy się całe życie" i trzeba być otwartym na nowe rzeczy. I tak jak lektura "Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi" (autor Dale Carnegie) nauczyła mnie między innymi słuchania innych (może nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wiele to ułatwia w kwestiach kontaktów międzyludzkich!; w wieku nastoletnim książka ta była dla mnie objawieniem - przypomnijcie sobie, czy kiedy dorastaliście, lubiliście słuchać czy raczej mówić i być słuchanym), tak "5 języków miłości" uświadomiło mi, że istnieje pięć sposobów, pięć języków okazywania uczuć swojemu małżonkowi. Ich nieznajomość może pogorszyć, a czasem wręcz całkowicie zniszczyć nasze relacje w związku.
Autor (który jest psychologiem i terapeutą małżeńskim) wyróżnia pięć języków okazywania uczuć: wyrażenia afirmatywne, dobry czas, przyjmowanie podarunków, drobne przysługi oraz dotyk. Każdy z nas posługuje się swoim językiem, a znajomość języka miłości naszego partnera pozwala stworzyć wspaniałą atmosferę w małżeństwie. Rzadko kiedy zdarza się, by partnerzy porozumiewali się tym samym językiem, dlatego tak ważne jest rozpoznanie i nauczenie się języka małżonka.
Ja już wiem, jaki jest mój język miłości, a jeśli Ty chcesz poznać swój - serdecznie polecę Ci książkę Chapmana, bo już po jednokrotnej lekturze wiem, że ma facet sporo racji w tym, co pisze.
Podczas czytania tego poradnika niektóre prawdy życiowe wydawały mi się jakby znajome. Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że pewne prawidłowości w związkach między kobietami a mężczyznami znam już ze słynnej i znanej chyba każdemu pozycji "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus (autor John Gray). Tam również była mowa o tym, że mężczyźni i kobiety porozumiewają się innymi językami - ale problem został zarysowany raczej ogólnie. Natomiast Gary Chapman w wyniku swoich badań antropologicznych i współpracy z wieloma parami małżeństw opisuje konkretne pięć języków miłości, które wyodrębnił po wielu latach analiz i doświadczeń.
Przeczytałam tę książkę dosyć szybko, ale wiem, że z przyjemnością będę do niej powracać, by czerpać inspiracje i móc nadal zaskakiwać swojego małżonka. Chciałabym, żeby wiedział, jak bardzo go kocham.
...
PS. a tymczasem uciekam na ognisko, które Mąż rozpala właśnie dla mnie :) :* sezon kiełbaskowy czas zacząć ;-)
***
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu Esprit
***
Ta recenzja bierze udział w wyzwaniach: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (1,90 cm) oraz Czytamy literaturę amerykańską.
Brzmi kusząco i zazdroszczę ogniska :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam.Coś dla mnie :3
OdpowiedzUsuńJakie klimatyczne zdjęcie. Skoro to taka inspirująca książka, to z chęcią do niej zajrzę. Wiedzy nigdy za wiele.
OdpowiedzUsuńPoradniki to nie moja bajka i ja bardzo, bardzo nieufnie do nich podchodzę, myślę, że o wiele bardziej niż niektórzy :D Ogniska też zazdroszczę, aż mi się zachciało takiej kiełbaski... :) Miłego wieczoru!
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa ognisko? Zazdroszczę. Cudne zdjęcie, a książka ciekawa.
OdpowiedzUsuńTak, ognisko się udało - sezon uważam za otwarty :)
UsuńWybacz, ognisko i kiełbaski całkowicie odwróciły moją uwagę od Twojej recenzji:)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcie, aż mi ślinka leci. Książka brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńTak mi się wydawało, że czasami skomentuję podwójnie :))))
UsuńNie przejmuj się, ja też tak miewam ;)
UsuńTa publikacja budzi moje zainteresowanie.
OdpowiedzUsuń