Dziś opowiem Wam o spotkaniu autorskim, na którym... nie byłam ;-). Jak to możliwe? Wszystko dzięki dziennikarskiemu zacięciu mego męża oraz współczesnej myśli technologicznej (dyktafon - przydatna rzecz). W miniony poniedziałek jedną z okolicznych wsi w naszym powiecie odwiedził Jan Grzegorczyk.
fot. mój mąż |
Grzegorczyk to znany
dziennikarz, redaktor, współpracownik dominikańskiego pisma „W drodze”, a
przede wszystkim pisarz. Jego książki dotykają tematów duchowych i wiary.
Najbardziej znane powieści pana Jana to seria o przypadkach księdza
Grosera: „Adieu”, „Trufle”, „Cudze pole”
oraz „Jezus z Judenfeldu”. Inne jego publikacje to „Chaszcze”, „Puszczyk” oraz
„Niebo dla akrobaty”. Wśród młodszych czytelników zasłynął z genialnych książek
z rymowankami, m.in. „Pan Pierdziołka spadł ze stołka”, które to początkowo
pisał z myślą o swoich wnukach.
Dla rozwoju pisarstwa
Grzegorczyka ogromne znaczenie miała jego wieloletnia przyjaźń z ojcem Janem
Górą, dominikaninem, pisarzem, twórcą „Lednicy2000”. Najpierw był redaktorem
ojca Jana, później wspólnie pisali książki. Jego kontakty z takimi postaciami
dosyć mocno wpłynęły na tematykę, którą porusza w swoich książkach i o której
opowiadał na spotkaniu. Jednym z tematów przewodnich jest przebaczenie i
miłosierdzie. Bardzo często pan Jan pisze także o niewierzących i świętych
pomazańcach.
Z wielką pasją
opowiadał autor o tworzeniu powieści o księdzu Groserze, z której jest znany
nie tylko w Polsce. Kiedy tworzył te powieści (ok. 15 lat temu), ludzie niewiele
wiedzieli o życiu księży. Ksiądz był wówczas tematem tabu (mówiło się „ksiądz
to istota egzotyczna: przez 6 dni niewidoczna, a siódmego – niezrozumiała”), a
serial „Ojciec Mateusz” najprawdopodobniej nie był jeszcze nawet w planach
scenarzystów. Starał się więc autor ukazać normalne życia i pragnienia
duchownych, a także ich rozterki. W końcu czytelnicy dostrzegli, że ksiądz jest
taką samą istotą, jak oni. Jednak nadszedł moment, w którym ktoś zarzucił
autorowi, że „dorobił się” z „plucia na Kościół”, więc postanowił udowodnić, że
potrafi też pisać na inne tematy i w ten sposób powstały kryminały: „Chaszcze”
oraz „Puszczyk”.
Jan Grzegorczyk jest
doskonałym gawędziarzem. Opowiadając fantastycznie modulował głos, wcielając
się w osoby, o których opowiadał lub które cytował. W trakcie spotkania pokusił
się również o przeczytanie fragmentów swoich dzieł i zaśpiewanie kilku pieśni
Bułata Okudżawy. Można powiedzieć, że śpiewał niczym bard, wspierając się
akompaniamentem gitary.
fot. mój mąż |
Na koniec Jan
Grzegorczyk zdradził informację dotyczącą jego prywatnego życia, a mianowicie:
postanowił uciec z miasta na wieś, gdyż jak stwierdził: „Pan Bóg stworzył wieś,
a człowiek miasto” i właśnie na łonie natury autor czuje się najlepiej.
ciekawy autograf, prawda? |
Ja również wolę wieś od miasta ;) Pisarz wydaje się być bardzo sympatycznym człowiekiem :)
OdpowiedzUsuńTakie spotkania są zawsze interesujące. A autograf cudny!
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tego pisarza.
OdpowiedzUsuńGratuluję autografu :) Szkoda, że u mnie w mieście biblioteka nie organizuje takich spotkań z autorami ;/
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś przyjemność prowadzić spotkanie z tym Autorem :) to rzeczywiście świetny gawędziarz :) Ale z jego książek czytałam tylko "Chaszcze".
OdpowiedzUsuńHaha, ja tez nie byłam jakiś czas temu na spotkaniu z Twardochem, ale siostra popstrykała mi zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń