Tym razem będzie skrótowo.
To ostatni, trzeci tom sagi Kauri (o wcześniejszych możecie poczytać TU i TU). Niestety, według mnie, najsłabszy. Może wynika to z faktu, że autorka postanowiła sporą część akcji umieścić poza Nową Zelandią, co baaaardzo mi nie odpowiadało.
Mamy tu najmłodsze pokolenie bohaterów. Występują tu bowiem dzieci oraz wnuczęta osób stanowiących trzon pierwszej powieści. Syn Michaela i Lizzie, Kevin wyrusza na wojnę burską do Afryki. Roberta, zakochana w nim młoda dziewczyna, bardzo to przeżywa. Wkrótce sama postanawia wyruszyć w ślad za nim.
Córka Matariki, Atamarie jest z kolei typem kobiety dosyć nowoczesnej. Jest jedyną dziewczyną zaczynającą studia inżynieryjne na uniwersytecie. Do tego zakochaną w pewnym wynalazcy... Ta znajomość działała mi na nerwy, a to głównie za sprawą Richarda Pearse’a, pioniera lotnictwa, dla którego Atamarie straciła głowę. W każdym razie, jak to u Sarah Lark, mamy mnóstwo intryg oraz tajemnic rodzinnych, które wzbudzają całą gamę emocji. A wszystko to okraszone jak zwykle opisami tradycji Maorysów i krajobrazów, tym razem nie tylko Nowej Zelandii, ale też Afryki.
Udało mi się zdążyć z całą sagą przed porodem, z czego się ogromnie cieszę (mąż powątpiewał, czy dam radę), tym bardziej, że każda z części liczy sobie po 600-700 stron niezbyt wielkim drukiem.
Pierwszy tom podobał mi się ogromnie, drugi już trochę mniej. Na trzeci nie mam wielkiego apetytu, więc nie wiem czy się skuszę. Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę przeczytać całą serię.
OdpowiedzUsuń