Kilka dni temu otrzymałam propozycję zrecenzowania kontynuacji wyżej wymienionej książki. Kto mnie zna, ten wie, że tego typu historie lubię poznawać od początku (to samo dotyczy różnych serii czy sag). Czym prędzej zajrzałam więc na jedną z moich ulubionych księgarń internetowych i w piątek dotarła do mnie świeżutka, pachnąca farbą drukarską książka pt."Ostatni dzień roku". Przyznam szczerze, że gdybym miała oceniać książkę po okładce, to widząc ją w księgarni, stwierdziłabym zapewne, że jest to pewnie jakaś "ciepła, kobieca powieść" w sam raz na jesienne wieczory. Z tymi wieczorami to by się wszystko zgadzało, ale to, co stworzyła pani Katarzyna, tak mną wstrząsnęło, że jeszcze się nie pozbierałam...
Ostatni dzień roku... Większości z nas kojarzy się z zabawą sylwestrową w gronie bliskich lub znajomych. Niektórym może z jakimś eleganckim balem, a jeszcze innym z domowym pidżama party. Generalnie jednak przeważają w miarę optymistyczne nastroje, bo - jak wiadomo - Nowy Rok to zawsze nowe szanse, nowe perspektywy. W tym dniu pewna młoda kobieta, Monika, wychodzi z domu i nie wraca. Tyle razy słyszymy podobne historie w telewizji. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, jak czuje się rodzina osoby zaginionej? Katarzyna Misiołek bierze na tapet niezwykle trudny temat, o dużym ładunku emocjonalnym. Bo jak tu wyłączyć emocje, kiedy pomyśli się: "z gdyby to był mój brat/moja siostra?".
Fabuła została przedstawiona z perspektywy Magdy, siostry zaginionej kobiety. Po kilku godzinach od zaginięcia Magda wraz z rodziną zgłasza sprawę na policję. Nie poprzestają jednak na tym - w ruch idą drukarki, służące do drukowania plakatów ze zdjęciem Moniki, w ruch idą telefony - bo a nuż ktoś znajomy Monikę jednak widział? Czas mija, a o zaginionej nadal nic nie wiadomo. Matka dziewczyn ucieka się nawet do pomocy jasnowidzów, szwagier Magdy szuka pomocy u detektywów. Wszystko to z marnym skutkiem... (nie chcę spojlerować, jednak zauważyłam, że jeden z jasnowidzów chyba przepowiedział los Moniki). Powstaje pytanie: jak z tym żyć? Świat dalej nieubłaganie pędzi, ale jak przejść do porządku dziennego nad tym, że naszej ukochanej córki/siostry/żony nie ma wśród nas i nawet nie wiadomo, czy żyje? Karmić się nadzieją i stać w miejscu, czy jednak godzić się na różne zmiany w życiu? Autorka udźwignęła temat na szóstkę. Pokazała różne oblicza rozpaczy, różne sposoby radzenia sobie z tą traumą. O dobrej książce piszę z reguły coś w stylu: "tę powieść pochłonęłam...". O tej powieści trzeba natomiast powiedzieć, że to ona pochłania czytelnika. Jest w niej skumulowanych tyle emocji, że czytałam ją prawie na jednym wdechu, cały czas trzymając kciuki, by udało odnaleźć się zaginioną...
Polecam gorąco!!!
Skoro autorka dobrze ukazała temat przewodni powieści to jestem skłonna się skusić na tę książkę.
OdpowiedzUsuńPozycja o dobrym klimacie ;)
OdpowiedzUsuńCzeka na półce na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuń