Takiej powieści było mi trzeba! Akcja, nietuzinkowi bohaterowie i to "coś", co sprawia, że potrafisz zarwać noc, by tylko poznać zakończenie. "Ostatni papież" Dariusza Hryciuka posiada wszystkie cechy dobrej powieści sensacyjnej.
Do pewnego momentu fabuła toczy się dwutorowo. Poznajemy Davida Stone'a, dziennikarza, który podczas pewnej gali postanowił pokazać, co myśli o świecie pełnym blichtru, w którym przyszło mu pracować. Swoim zachowaniem David wywołuje sensację i jest na ustach wszystkich, którzy oglądają jakiekolwiek serwisy informacyjne. Niezależnie od niego obserwujemy życie ojca Bernarda, swego czasu pracującego w Tajnych Archiwach Watykanu. Dawno temu w jego ręce wpadł tekst przepowiedni świętego Malachiasza. Proroctwo to zawiera informację, kto będzie ostatnim papieżem, po którym rządy rozpocznie Antychryst. Jednak ksiądz Bernard poznaje niepełny tekst przepowiedni - nie zna ostatnich czterech wersów, a co za tym idzie nie zna imienia ostatniego papieża. Przełożeni księdza, chcąc uniknąć skandalu, wysyłają Bernarda poza obręb Rzymu, a on posłusznie (w końcu ślubował m.in. posłuszeństwo) wykonuje ich polecenie. Po latach dwaj mężczyźni trafiają na siebie i wspólnymi siłami będą próbowali odnaleźć brakujący fragment przepowiedni oraz walczyć z Patrickiem Bohrem - facetem, który ma wpływy, o jakich "nie śniło się waszym filozofom"...
Do pewnego momentu fabuła toczy się dwutorowo. Poznajemy Davida Stone'a, dziennikarza, który podczas pewnej gali postanowił pokazać, co myśli o świecie pełnym blichtru, w którym przyszło mu pracować. Swoim zachowaniem David wywołuje sensację i jest na ustach wszystkich, którzy oglądają jakiekolwiek serwisy informacyjne. Niezależnie od niego obserwujemy życie ojca Bernarda, swego czasu pracującego w Tajnych Archiwach Watykanu. Dawno temu w jego ręce wpadł tekst przepowiedni świętego Malachiasza. Proroctwo to zawiera informację, kto będzie ostatnim papieżem, po którym rządy rozpocznie Antychryst. Jednak ksiądz Bernard poznaje niepełny tekst przepowiedni - nie zna ostatnich czterech wersów, a co za tym idzie nie zna imienia ostatniego papieża. Przełożeni księdza, chcąc uniknąć skandalu, wysyłają Bernarda poza obręb Rzymu, a on posłusznie (w końcu ślubował m.in. posłuszeństwo) wykonuje ich polecenie. Po latach dwaj mężczyźni trafiają na siebie i wspólnymi siłami będą próbowali odnaleźć brakujący fragment przepowiedni oraz walczyć z Patrickiem Bohrem - facetem, który ma wpływy, o jakich "nie śniło się waszym filozofom"...
Autor zabiera nas w niedaleką przyszłość, w której praktycznie nikt nie nosi już przy sobie portfela ani dokumentów, gdyż wszystkie te rzeczy zastępuje wszczepiony w dłoń czip. Takie "znakowanie" ludzi stało się standardem i z założenia ma zapewniać bezpieczeństwo społeczeństwu, choć tak naprawdę jest po prostu narzędziem kontroli. Nawet reklamy ewoluowały. Dzięki czipom "władza" ma podgląd na to, kto co i gdzie kupuje, więc reklama jest spersonalizowana i dokładnie trafia w gusta odbiorców. A że trafia do ucha konkretnego potencjalnego klienta, to już osobna kwestia... Odsyłam do lektury.
Owszem, momentami było nieco naiwnie - na przykład pewna strzelaniny wyskoczyła na kartach powieści niczym filip z konopi i dopiero po zatrzymaniu się na dłuższą chwilę i dokładnym przeanalizowaniu sytuacji, dostrzegłam w tej scenie jakiś sens. Jednak mimo wszystko co chwilę zerkałam na okładkę powieści, by upewnić się, że jest to utwór polskiego, a nie amerykańskiego autora. Odnoszę wrażenie, że "Ostatni papież" równie dobrze mógły być autorstwa zagranicznego, co w tym przypadku ma być komplementem. Zastanawiałam się też, w jaki nurt wpisuje się ta historia i doszłam do wniosku, że odnajduję pewne niuanse, które powodują, że "Ostatniego papieża" na półce postawiłabym obok powieści Dana Browna (gdybym je posiadała w swoich księgozbiorach). Mamy tu bowiem polityczno-gospodarcze machinacje i wyścig do władzy, mamy też niewielkie - ale jednak - wzmianki o dziełach kultury, mamy także inspiracje religijne. To naprawdę fajny kawał prozy. Z drobnymi mankamentami, ale solidnie postawiony na konkretnych fundamentach. Wszystkie zdarzenia mają głębszy sens, uwikłanie hierarchów kościoła w politykę widać w zasadzie już w dzisiejszych czasach, więc autor wcale "nie popłynął" w swojej wyobraźni. Odnalazłam w powieści coś, czego potrzebowałam już od jakiegoś czasu. Dreszczyku emocji, ale także chwili odprężenia. Pomimo różnorakich obowiązków wykradałam chwile, by móc zagłębić się w perypetie bohaterów.
Autor na kartach powieści dowodzi, że mieszanie wiary z polityką nigdy nie wychodzi na dobre. Tematem uniwersalnym "Ostatniego papieża" jest walka dobra ze złem, odwieczna walka, która stała się tłem wielu powieści. Plusem fabuły jest również wątek sfery sacrum i profanum. Generalnie w powieści znajduje się sporo treści związanych z wiarą i religią, ale mają one - moim zdaniem - głębokie uzasadnienie w tego rodzaju fabule. Z bohaterów najbardziej do gustu przypadł mi ojciec Bernard, miał w sobie to specyficzne ciepło i cierpliwość, które cenię u osób duchownych. Davidowi brakowało czasem charyzmy, ale nie wpływa to na moją ocenę powieści. Dariusz Hryciuk swoją książką kazał mi zatrzymać się i zastanowić, czy przyszłość ukazana na kartach jego powieści jest aby na pewno aż tak nierealna, jak to się może wydawać na początku czytania? Czy rządzenie "masami" za pomocą czipów lub innych nowinek technologicznych jest aż tak odległe, skoro już dziś w najnowszych modelach telefonów znajdują się GPS-y i inne tego typu usługi? Każdy może odpowiedzieć sobie sam na te pytania...
Powieść futurystyczna, której każdy element sprawiał, że nie potrafiłam oderwać się od lektury. Świetnie poprowadzona akcja, ciekawi bohaterowie i odpowiednio dobrane tło wydarzeń - wszystko "zagrało" i stworzyło kawał dobrej prozy. Och, jakże mi było trzeba takiej książki. Odprężyłam się przy niej, zrelaksowałam, po czym stwierdziłam, że... chciałabym więcej.
Autor na kartach powieści dowodzi, że mieszanie wiary z polityką nigdy nie wychodzi na dobre. Tematem uniwersalnym "Ostatniego papieża" jest walka dobra ze złem, odwieczna walka, która stała się tłem wielu powieści. Plusem fabuły jest również wątek sfery sacrum i profanum. Generalnie w powieści znajduje się sporo treści związanych z wiarą i religią, ale mają one - moim zdaniem - głębokie uzasadnienie w tego rodzaju fabule. Z bohaterów najbardziej do gustu przypadł mi ojciec Bernard, miał w sobie to specyficzne ciepło i cierpliwość, które cenię u osób duchownych. Davidowi brakowało czasem charyzmy, ale nie wpływa to na moją ocenę powieści. Dariusz Hryciuk swoją książką kazał mi zatrzymać się i zastanowić, czy przyszłość ukazana na kartach jego powieści jest aby na pewno aż tak nierealna, jak to się może wydawać na początku czytania? Czy rządzenie "masami" za pomocą czipów lub innych nowinek technologicznych jest aż tak odległe, skoro już dziś w najnowszych modelach telefonów znajdują się GPS-y i inne tego typu usługi? Każdy może odpowiedzieć sobie sam na te pytania...
Powieść futurystyczna, której każdy element sprawiał, że nie potrafiłam oderwać się od lektury. Świetnie poprowadzona akcja, ciekawi bohaterowie i odpowiednio dobrane tło wydarzeń - wszystko "zagrało" i stworzyło kawał dobrej prozy. Och, jakże mi było trzeba takiej książki. Odprężyłam się przy niej, zrelaksowałam, po czym stwierdziłam, że... chciałabym więcej.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater oraz wydawnictwu Varsovia
Grubość książki: 2,20 cm
hmm, jeszcze się jednak zastanowią nad tą książką :)
OdpowiedzUsuńTo zarywanie nocy mi się podoba, musi być bardzo wciągająca:)
OdpowiedzUsuńO Kurczę, podoba mi się , ciekawie brzmi czipowanie ludzi. Chętnie zajrzę, gdy tylko będzie ku temu okazja.
OdpowiedzUsuń