Postanowiłam przyłączyć się do zabawy, choć przyznam, że wyznaczenie tylko kilku/kilkunastu ważnych dla mnie książek było niezwykle trudne. Jak pewnie zauważycie, jest tu sporo książek dla dzieci. Dlaczego? Myślę bowiem, że to właśnie w dzieciństwie zaszczepiono mi miłość do słowa pisanego i dlatego, z puntu widzenia upływającego czasu, widzę, jak wielkie znaczenie ma dla nas to, czym "karmimy się" za młodych lat...
Hans Christian Andersen, Baśnie - niektórzy zarzucają tym baśniom, że są krańcowo smutne i że wiele w nich okrucieństwa. Ale baśnie mają w końcu czegoś uczyć, przygotowywać do życia i myślę, że te autorstwa Andersena spełniają swoje zadanie znakomicie. Do dziś doskonale pamiętam emocje, które towarzyszyły mi podczas ich czytania, a to chyba o czymś świadczy. Nie zapomnę też, jak mnie wszystko w środku zabolało, kiedy zobaczyłam mój kochany egzemplarz w twardej białej oprawie (może kojarzycie to wydanie? Jeśli tak, to proszę, napiszcie mi w komentarzach nazwę wydawnictwa - od dawna poszukuję tego wydania i nie mogę znaleźć) potraktowany kredką przez mojego młodszego brata. Nie pytajcie, co chciałam mu wtedy zrobić ;-). Ubolewam nad tym, że w późniejszych latach książka gdzieś się zapodziała i ślad po niej zaginął. Uważam ją za istotną część mojego dzieciństwa.
Juliusz Verne, Tajemnicza wyspa - jako dziecko/nastolatka dostałam tę książkę pod choinkę (wraz z "W pustyni i w puszczy" - mam gdzieś nawet zdjęcie na tle drzewka - dumnie trzymam obie książki i cieszę się jak głupia) i zaczytywałam się nią. Fascynowało mnie w niej właściwie wszystko - przygody rozbitków, tajemnicza aura, jaka panowała na wyspie. Przez pewien czas nawet marzyłam o tym, by wieść podobny żywot. Oczywiście nie zwierzyłam się z takich marzeń rodzicom ;-).
Hans Christian Andersen, Baśnie - niektórzy zarzucają tym baśniom, że są krańcowo smutne i że wiele w nich okrucieństwa. Ale baśnie mają w końcu czegoś uczyć, przygotowywać do życia i myślę, że te autorstwa Andersena spełniają swoje zadanie znakomicie. Do dziś doskonale pamiętam emocje, które towarzyszyły mi podczas ich czytania, a to chyba o czymś świadczy. Nie zapomnę też, jak mnie wszystko w środku zabolało, kiedy zobaczyłam mój kochany egzemplarz w twardej białej oprawie (może kojarzycie to wydanie? Jeśli tak, to proszę, napiszcie mi w komentarzach nazwę wydawnictwa - od dawna poszukuję tego wydania i nie mogę znaleźć) potraktowany kredką przez mojego młodszego brata. Nie pytajcie, co chciałam mu wtedy zrobić ;-). Ubolewam nad tym, że w późniejszych latach książka gdzieś się zapodziała i ślad po niej zaginął. Uważam ją za istotną część mojego dzieciństwa.
Juliusz Verne, Tajemnicza wyspa - jako dziecko/nastolatka dostałam tę książkę pod choinkę (wraz z "W pustyni i w puszczy" - mam gdzieś nawet zdjęcie na tle drzewka - dumnie trzymam obie książki i cieszę się jak głupia) i zaczytywałam się nią. Fascynowało mnie w niej właściwie wszystko - przygody rozbitków, tajemnicza aura, jaka panowała na wyspie. Przez pewien czas nawet marzyłam o tym, by wieść podobny żywot. Oczywiście nie zwierzyłam się z takich marzeń rodzicom ;-).
Alan Alexander Milne, Kubuś Puchatek - właściwie to dziwna sprawa z tą książką. Pamiętam egzemplarz wypożyczony ze szkolnej biblioteki, w takiej beżowej, papierowej okładce, który miętoliłam niemiłosiernie. Powód był jeden... Czytanie nie było jeszcze wówczas moją pasją i chyba miałam z nim wtedy problem. Kojarzę pomarańczową ekierkę (a może linijkę? wiem na sto procent, że była pomarańczowa - jak to człowiek zapamiętuje takie szczegóły!), którą pomagałam sobie podczas czytania. Chodziło o to, żebym pilnowała, którą linijkę tekstu właśnie czytam. Kurczę, muszę w wolnej chwili przy najbliższej okazji podpytać rodziców, ile miałam wtedy lat...
Władysław Stanisław Reymont, Chłopi - w sumie to nie mam chyba w domu swojego egzemplarza tej monumentalnej wiejskiej historii, a przeczytałam ją co najmniej trzy razy w życiu (wszystkie tomy, gwoli ścisłości!). Fascynacja tą lekturą może być niezrozumiała dla sporej części czytelników, ale ja... wychowana w zasadzie na wsi (no, nie przesadzajmy... ale jednak po kilka miesięcy wakacyjnych spędzało się u dziadków na wsi, zbierając siniaki, włócząc się po wertepach i masując obolałe od ścierniska stopy i łydki, znacie to?), czytając "Chłopów" przypominałam sobie właśnie te, prawie sielankowe, czasy dzieciństwa. A że bohaterowie mówili specyficznym językiem, to mnie w ogóle nie przerażało, by byłam do tego przyzwyczajona. Tak, to jest klasyka, do której będę wracać, nawet jak będę zgrzybiałą staruszką...
Kornel Makuszyński, Panna z mokrą głową - to chyba klasyka literatury dla dzieci. Uwielbiałam zaczytywać się w przygodach bohaterki, bo sama chyba trochę zazdrościłam jej niefrasobliwego podejścia do życia.
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz - ekhmm, dzięki dziełu Mickiewicza zdobyłam upragniony tytuł mgr ;-). Dużo by mówić, tfu - pisać, grunt, że pracę obroniłam. Takie mozolne rozbieranie utworu na czynniki pierwsze bardzo mnie wówczas wciągnęło. W domu mam chyba dwa wydania "Pana Tadeusza", jednak najbardziej cenię sobie to ze słynnej BN-ki, czyli Biblioteki Narodowej.
Margaret Mitchell, Przeminęło z wiatrem - przyznam się od razu, że najpierw... jako dziecko, u pewnej cioci, widziałam film. Film, który pamiętam do dziś. Dopiero po latach sięgnęłam po książkę. I przepadłam.
Margaret Mitchell, Przeminęło z wiatrem - przyznam się od razu, że najpierw... jako dziecko, u pewnej cioci, widziałam film. Film, który pamiętam do dziś. Dopiero po latach sięgnęłam po książkę. I przepadłam.
Stefan Chwin, Dolina radości - ktoś polecił mi tę powieść. Przeczytałam ją całkiem niedawno, jakieś trzy, może cztery lata temu. Wspaniała historia, która niezmiennie mnie urzeka.
William Paul Young, Chata - moją recenzję znajdziecie TU. To niesamowita książka, która pozwoliła mi spojrzeć na pewne kwestie z innej, nieznanej mi dotąd perspektywy. To z "Chaty" pochodzi poniższy cytat:
Żyć bez miłości to tak, jakby związać ptakowi skrzydła i pozbawić go możliwości fruwania. Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie - ...- I jeśli będą spętane przez długi czas, zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania.
Żyć bez miłości to tak, jakby związać ptakowi skrzydła i pozbawić go możliwości fruwania. Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie - ...- I jeśli będą spętane przez długi czas, zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania.
Frances Hodgson Burnett, Tajemniczy ogród - kolejna książka, która umilała mi wolny czas w dzieciństwie. Ileż tam rozmaitych uczuć... I znowu pewne tajemnice, które mnie tak wówczas pociągały. Nie pamiętam zbyt wielu szczegółów, kojarzę jedynie, że mama kiedyś po powrocie z pracy (?) wręczyła mi tę książkę, tak bez okazji.
Umberto Eco, Imię róży - zagadki i morderstwa plus wspaniały nastrój powieści zabrały mi wiele godzin życia. Ale żadnej z nich nie żałuję. Pewnie kiedyś do niej powrócę.
Chyba przekroczyłam magiczną dziesiątkę, ale wiecie jak to jest. Ograniczenie się do małej liczby, kiedy jest tak wiele wspaniałych książek, jest bardzo trudne. Chwilowo podałam tu najważniejsze lektury. Te, które przypomniały mi się w ostatnich dniach. Jeśli przypomnę sobie jeszcze jakieś książki warte uwagi, które mnie choć trochę zmieniły, to sklecę kolejny post. A kto mi zabroni? ;P
PS. Kolejność książek jest całkowicie przypadkowa. Przepraszam za jakość zdjęć, ale ostatnio aparat nie chce ze mną współpracować na moich zasadach ;-)
Wybrać 10 książek - niełatwa sprawa... Odnośnie "Chaty" wiele osób zachęca mnie do przeczytania, w dodatku jest na twojej liście i chyba w końcu się skuszę.
OdpowiedzUsuńWarto się z nią zapoznać i wyrobić sobie zdanie:)
UsuńZ Twojego stosika na pewno wymieniłabym również Kubusia Puchatka i Chłopów. Ale mam jedną książkę, która o wiele bardziej kojarz mi się z dzieciństwem - "Dzieci z Bullerbyn" ;-)
OdpowiedzUsuńA mi właśnie "Dzieci..." nie zapadły aż tak w pamięć - każdy przecież jest inny;-)
UsuńWybrałaś świetne książki. Wiele z nich uwielbiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, dobrze wiedzieć, że mój wybór nie był z kosmosu hihi:D
UsuńW tych zestawieniach podoba mi się to, że każdy ma inny zestaw książek. Widoczna jest wielka różnorodność.
OdpowiedzUsuńTak, ciekawie jest obserwować, co dla kogo było/jest ważne.
UsuńPrzeminęło z wiatrem, uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że podzielasz mój entuzjazm:D
UsuńZgadzam się, że wybranie 10 książek to bardzo trudna sprawa. Jakby nie patrzeć, to każda z przeczytanych książek wnosi coś do naszego życia ;) Ja z Twojego zestawienia powtórzyłabym chyba "Baśnie" Andersena ;)
OdpowiedzUsuńTak, prawie każda coś wnosi, ale nie każdą zapamiętujemy, bo ma to "coś"... Ja wciąż szukam tego mojego zapomnianego wydania Andersena:(
UsuńMoja Mama pokochałaby Cię za chłopów. Ja poluję na jakieś wielkie wydanie baśni Andersena, ten smutek z jego książek mnie ukształtował. No, a "Przeminęło z wiatrem" to moja absolutna miłość.
OdpowiedzUsuńKurczę, fajnie wiedzieć, że jest nas więcej - że jest więcej osób, którym podoba się klasyka (i nie tylko).
UsuńWidzę, że wiele z Twoich ulubionych książek to lektury. Ja niestety byłam do nich zniechęcona...
OdpowiedzUsuńA wiesz, że w ogóle nie patrzyłam na nie pod tym kątem. Po prostu zapadły mi w pamięć i serducho ;-)
UsuńNie jestem w stanie wybrać 10 książek. Co więcej nie wiem czy byłaby w stanie ograniczyć się do 50...
OdpowiedzUsuńAh ,,Panna z mokrą głową" to był hit moich młodzieńczych lat :)
OdpowiedzUsuńTrudno faktycznie wybrać, ale "Pana Tadeusza" doceniłam po latach, natomiast lubię jeszcze "Dziady" mam miłe wspomnienia, bo odgrywałam je w przedstawieniu , na czarno wymalowane usta, twarz kredą robiona, ach to były czasy :)
OdpowiedzUsuńLekturą, która zasadniczo wpłynęła na moje kilkuletnie ówcześnie życie były baśnie braci Grimm. W swoim czasie codziennie się nimi zaczytywałam.
OdpowiedzUsuń