Monumentalna saga norweska - to pierwsze określenie, jakie przyszło mi na myśl po odłożeniu książki na półkę.
Dziewiętnastowieczna Norwegia, to tam rozgrywa się akcja powieści. Nie jest to kraina dla słabych ludzi. Surowość otoczenia, takaż sama przyroda, dzikie zwierzęta niemal wymuszają na ludziach bycie istotami twardymi. Tam nie ma czasu na przejmowanie się głupstwami, jest za to mnóstwo obowiązków. Im surowszy klimat, tym bardziej trzeba przykładać się do pracy, by "wydrzeć" ziemi to, co ludziom potrzebne do przeżycia. A robienie zapasów to niejednokrotnie ciężka i mozolna harówka.
Nie jestem do końca pewna, czy można w tym przypadku używać pojęcia "saga rodzinna". Losy rodziny są tu, owszem, opisywane, jednak w niektórych momentach nie byłam pewna, czy są one na pierwszym planie.
Mnóstwo tu bowiem opisów przyrody - nie wszyscy je lubią, ale muszę przyznać, że nie są one odstręczające jak na przykład te w dziełach Sienkiewicza (lata temu męczyłam się z nimi okrutnie lub próbowałam je omijać). Przyroda jest tu jakby odrębnym bohaterem godnym uwagi czytelnika. Z wielu zdań wypływa myśl, że... "lasy wiecznie śpiewają". Ta plastyczność opisów pozwala czytającemu niemal przenieść się na karty powieści.
Uwielbiam takie epickie dzieła o rodach lub rodzinach. Powieść napisana z rozmachem, dopracowana jest w najdrobniejszych szczegółach - piękny styl, staranny język. Niektóre zdania określiłabym mianem "kwiecistych". Autor niezwykle bogato rozpisuje się o uczuciach postaci, że czasem zaczynałam wątpić, czy tak pięknie może o nich pisać mężczyzna. O bohaterach możnaby pisać eseje. Są to ludzie odważni, twardzi, szlachetni, kierujący się zasadami moralnymi. Potrafią walczyć o swoje. Zemstę lubią wymierzać samodzielnie. Nie zawsze potrafią okazywać innym swoje uczucia. Z powieści płynie wiele mądrych myśli i chyba jedna, nadrzędna, smutna myśl, że wszystko tu na ziemi przemija, a przywiązywanie się do materialnych bogactw niesie ze sobą wiele zagrożeń. Zabierając się na lekturę "A lasy wiecznie śpiewają" wiedziałam, że biorę na warsztat perłę literatury i każda kolejna strona utwierdzała mnie w tym przekonaniu.
Narracja płynie nieśpiesznie - jeśli ktoś nastawia się na nieustanny dreszcz emocji, to ostrzegam, że to nie ten typ literatury. Jeśli jednak chcecie się zagłębić na spokojnie w dzieje pewnego norweskiego rodu, nie wahajcie się ani chwili. Osobiście tak zżyłam się z bohaterami i światem przedstawionym, że chętnie odwiedziłabym stare domostwo na Bjorndal, chociażby tylko na jakiś czas.
Mam pewne małe zastrzeżenie - nigdzie nie umieszczono informacji, że omawiane tu wydanie zawiera dwie książki: "A lasy wiecznie śpiewają" oraz jej kontynuację "Dziedzictwo na Bjorndal". Czytałam z przekonaniem, że mam do czynienia z "cegłą" w ilości sztuk jeden, ale później zaczęłam szukać w sieci informacji i doszłam do wniosku, że przeczytałam dwa tomy sagi. W sumie to się z tego powodu cieszę, jednak czułabym się lepiej, wiedząc o tym wcześniej.
Może i jest to nieco "niedzisiejsza" lektura, jednak gorąco ją polecam!
Przyglądałam się jej w bibliotece i mocno zastanawiałam nad tym, czy ją pożyczyć. Teraz żałuję, że tego nie zrobiłam :( Ale nic straconego, na pewno nadrobię ! :) Lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńJa też lubię napisane z epickim rozmachem, książki. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuń