Przeczytałam tę książkę już jakiś
czas temu i ogromnie żałuję, że nie opisałam jej zaraz po oddaniu do
biblioteki. Mój zachwyt był wtedy ogromny, z czasem zaczął nieco maleć. Jednak nadal
na myśl o tej historii robi mi się ciepło na serduchu.
Głównymi bohaterami książki są
kobiety pochodzące z jednego rodu – wszystkie rudowłose, niektóre z nich
posiadają pewną magiczną moc – moc uzdrawiania. Przedmiotem, który łączy
wszystkie te niewiasty jest pierścień miłości i przebaczenia (wiem, brzmi to
trochę dziwnie;) ). Przechodzi on z pokolenia na pokolenie, dostaje go ta
kobieta, która w niedługim czasie ma wyjść za mąż. Poznajemy historie
poszczególnych przedstawicielek tej rodziny: babci Marii, matki Krystyny i
córki Joanny (to ona początkowo jest główną bohaterką wiodącą spokojne życie do
momentu poznania rodzinnej tajemnicy). Każda z tych kobiet pragnęła kochać,
jednak miłości zawsze w tle towarzyszyły cierpienie oraz niepewność jutra.
To, co działa na niekorzyść
książki jest częsta zmiana narratorów, zmiana czasu wydarzeń czy ogrom faktów
genealogicznych. Powodowało to w niektórych momentach moją irytację. Jak to
mówią: czasem mniej znaczy więcej…
Ktoś powie, że to historia dla
kobiet spragnionych historii miłosnych owianych tajemnicą, z trudnościami losu
i szczęśliwymi zbiegami okoliczności. Może tak, ale Joanna Miszczuk bardzo
zgrabnie nam to ukazała.
Jakiś czas temu o tej powieści
napisałabym trzy razy więcej, ale obecnie nie mam na to weny i ochoty. Wybaczcie
;)
Mam ją, mam ją w domu, cierpliwie czeka na swoją kolej. Jak widzę, muszę przyśpieszyć czytanie, by się za nią zabrać.
OdpowiedzUsuń