wtorek, 25 listopada 2014

Richard Paul Evans, Stokrotki w śniegu


Pod wpływem impulsu postanowiłam sięgnąć po książkę leżącą na półce mojej biblioteczki co najmniej od roku. Swego czasu zamówiłam w wydawnictwie Znak kilka książek w wydaniu kieszonkowym i wśród nich znalazły się bodajże trzy pozycje Richarda Paula Evansa, który - analizując to, co krąży w sieci - zdaje się być poczytnym pisarzem (źródła podają od 11 do 14 milionów sprzedanych książek na całym świecie; dochodzi do tego fakt, że jego powieści zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków, a sam autor wielokrotnie był nagradzany za swoją twórczość). Nie tak dawno przeczytałam "Zegarek z różowego złota" i muszę przyznać, że o ile historia sama w sobie nie była zła, o tyle jakoś nie poruszyła mnie na tyle, bym miała czas i chęci, by ją jakoś obszernie recenzować. Natomiast inaczej ma się sytuacja ze "Stokrotkami w śniegu". Przeczytałam tę książkę w dobrym czasie. Historię rozgrywającą się w okresie przedświątecznym pochłonęłam w dwa wieczory równo miesiąc przed świętami Bożego Narodzenia. Dzięki temu łatwiej było mi wczuć się w klimat powieści.

Cóż to za historia, która tak mnie urzekła? Zacznę chyba od tego, że autor dosyć mocno zainspirował się "Opowieści wigilijną" Charlesa Dickensa, cenioną przeze mnie historią duchowej przemiany sknerusa Ebenezera Scrooge’a. "Stokrotki w śniegu" przedstawiają dzieje pewnego mężczyzny, Jamesa Kiera, rekina nieruchomości. Rzecz dzieje się we współczesności. James jest facetem, któremu obce są zasady fair play, dla niego najważniejsze jest, by biznes się kręcił. Kier wyjeżdża pewnego razu z miasta, by spotkać się ze swoją kobietą. Do spotkania z nią jednak nie dochodzi, a James następnego dnia rano dostaje do ręki gazetę, w której czyta informację o... swojej śmierci. Jako że jest człowiekiem znanym, informacja szybko obiega media i wkrótce po tym mężczyzna może poczytać o sobie w Internecie. Komentarze internautów są bezlitosne - do Jamesa dociera wreszcie, jak odbierają go inni. Nie ma nikogo, kto nazwałby go swoim przyjacielem, tak wielu ludziom zniszczył życie... Zniszczył je również sobie - odszedł od wspaniałej żony w momencie, w którym powinien stać u jej boku. Syn nienawidzi go za to. Kiedy z oczu Jamesa spadają łuski, facet postanawia się zmienić. Planuje choć w małym stopniu spróbować wynagrodzić krzywdy, jakie wyrządził innym. Zaczyna działać według pewnej listy. Czy można zmienić się z dnia na dzień? Czy można ot, tak naprawić wyrządzone krzywdy? Czy miłość rzeczywiście tak wiele wybacza? Sporo odpowiedzi znajdziecie na kartach powieści.

Wiem - ktoś zarzuci książce, że posługuje się chwytami dla mas (prosta, zrozumiała treść, charaktery wyraźnie dobre lub złe, wspaniała przemiana bohatera itp.). A nawet jeśli tak jest, to co z tego? Grunt, że powieść porusza czułe struny i zmusza do zastanowienia, ile krzywdy my sami wyrządziliśmy innym. Może teraz, w okresie przedświątecznym (ale nie tylko!) warto byłoby spróbować to naprawić? Dla odmiany zaskoczyć kogoś dobrym słowem lub gestem, pomóc na miarę swoich możliwości? Ja dostałam "kopniaka" na otrzeźwienie... Może innym również ta książka otworzy oczy? 

Książka z przesłaniem.

Wspaniała propozycja na prezent, szczerze polecam!

Na koniec garść cytatów wartych zapamiętania:

Jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.
*
W życiu nie chodzi o to, by przeżyć burzę, ale o to, by tańczyć w deszczu.
*
Wszyscy, a na pewno niektórzy z nas, mamy poważną wadę. To co jest dla nas najważniejsze, potrzebne do życia, bierzemy za oczywiste, za dane. Powietrze. Wodę. Miłość. Jeśli jest obok was ktoś, kogo kochacie, jesteście szczęściarzami. A jeśli ta osoba i was darzy miłością – możecie mówić o prawdziwym błogosławieństwie. Jeśli zaś marnujecie czas dany wam na tę miłość, jesteście głupcami!


Grubość książki: 1,70 cm


11 komentarzy:

  1. Lubię takie historie ... zwłaszcza w przedświątecznym okresie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie przeczytam w wolnym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie to mogę być masą, skoro takie książki lubię :) Jasne, nie mogłabym ich czytać każdego dnia, ale od czasu do czasu taka historia nie jest zła. A powiedziałabym nawet, że dla zdrowia psychicznego trzeba się czasami odprężyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już kilka książek Evansa, a tę mam w planach. Lubię czasami poczytać takie spokojne powieści obyczajowe ;)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie właśnie ważne jest to, że porusza nasze dusze. I to się liczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi Evans kojarzy się ze Sparksem, a obecnie raczej nie mam ochoty na tego typu książki... Może kiedy indziej :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Intryguje mnie twórczość tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Stoi już jakiś czas na mojej półce :) jak będę miała trochę czasu to przeczytam :)

    Pozdrawiam, naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Książkę całkiem niedawno czytałam i mam podobną opinię do Ciebie. Zdecydowanie egzemplarz jest świetnym pomysłem na prezent gwiazdkowy :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)