środa, 5 listopada 2014

Szymon Hołownia, Holyfood, czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe

Potrząśnij swoją duszą – bez wyrzeczeń, bez wychodzenia z domu, bez efektu jo-jo!



Kuchnia i religia? Nie jest to zbyt oczywiste połączenie. Niby wiemy, że bohaterowie Starego i Nowego Testamentu coś jeść musieli, żeby normalnie funkcjonować, ale tu nie o takie kulinaria chodzi. Szymon Hołownia, znany wszystkim dziennikarz i publicysta, współpracujący m.in. ze stacją TVN postanowił napisać książkę o tym, co zrobić by nasze życie duchowe było "smaczne" i "zdrowe". W jaki sposób łączy to, co (teoretycznie) nie do połączenia? Zaraz Wam opowiem.

"Holyfood" jest przewodnikiem po życiu duchowym. Autor podsuwa nam "na talerzu" (taka kulinarna metafora) dziesięć praktycznych porad na "smaczne i zdrowe życie duchowe", oczywiście w towarzystwie Boga. To chyba jedna z najbardziej osobistych książek pana Szymona. Zdradza w niej on sporo doświadczeń z życia własnego i swoich bliskich. Ale nie to jest tu najważniejsze. Trzeba pamiętać, że dieta, którą nam tu Hołownia proponuje, nie przyniesie efektów od razu. No bo która dieta takowe przynosi? Trzeba uzbroić się w cierpliwość i stosować do porad, a efekt murowany.

Na początek jednak wyobraźcie sobie, że każdego dnia zamiast używać słowa "proszę" w relacjach z ludźmi i z Bogiem, mówicie słowo "dziękuję". Niby banalnie proste, ale jak trudne do wykonania. Na tym polega między innymi dieta "Cud", którą nam autor proponuje. Ma nam ona uświadomić wiele rzeczy:

Świata nie zmienia "proszę", to "dziękuję" jest słowem, które kryje się w atomowej walizce Pana Boga, przywołuje i odpala naraz całe dobro tego świata. (s. 39)

Niby nic się nie zmieni, ale już po kilku dniach można poczuć różnicę. Poza tym

Przestań asekurancko prosić o pięć dolarów, bo może się okazać, że przygotowano dla Ciebie milion. (s.40)

Jednym słowem - cytując Psalm 37:

Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał.

To, że lubię Szymona Hołownię nie stanowi żadnej tajemnicy. Dlatego od momentu ukazania się książki "Holyfood", wiedziałam, że ją przeczytam. Hołownia ma niesamowity styl, który można albo lubić albo... nie lubić. Ja jestem akurat fanką takiego pisania o swojej wierze i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mówienie o Bogu wcale nie musi ociekać patosem. Bardziej dociera do mnie pisanie na luzie, pisanie z mnóstwem - niejednokrotnie humorystycznych - metafor aniżeli religijny styl z ogromem ozdobników, mający na celu wzbudzenie w czytelnikach-grzesznikach skruchy i żalu za popełnione niegodziwości.

Już sam kolor okładki ma chyba powodować oczopląs. Zmusza nas do sięgania po tę książkę. Ma się wyróżniać z tłumu publikacji zamieszkujących nasze półki w domowych biblioteczkach. Zadanie to wypełnia znakomicie.

W książce można znaleźć ciekawe sposoby na polepszenie swojego życia. Zamiast narzekać i przeklinać, bo np. ktoś nam wymusił pierwszeństwo na drodze itp... pobłogosławmy w ciszy tej osobie. Trudne, prawda? Miałam już kilka podejść do takiego zachowania się (od momentu zakończenia lektury "Holyfood...", póki co tylko raz udało mi się szczerze życzyć temu komuś dobrze, zamiast rzucać mięsem...). Fajne jest to, że Hołownia namawia nas do małych kroczków - on nie każe nam iść na maraton modlitewny albo porzucić swoje dotychczasowe życie i stać się ot tak, zaraz, świętymi.

Nie jest to z pewnością lektura jednorazowego użytku. Warto do niej wracać, bo za każdym razem można zwrócić uwagę na inny istotny szczegół i sposób komunikowania się z Bogiem. Zachwyca mnie i przemawia do mnie podejście Hołowni do kwestii modlitwy. Bo tu nie chodzi o to, by beznamiętnie odklepywać zdrowaśki (już to chyba pisałam w jakiejś wcześniejszej recenzji), lecz by ROZMAWIAĆ z Bogiem. Poświęcić na to kilka minut, niekoniecznie (!) klęcząc (a propos klęczenia podczas modlitwy: pan Szymon uważa, że do modlitwy powinniśmy podejść tak, jak do gościny bliskich lub znajomych - przyjmijmy taką "pozycję", jaką przyjęlibyśmy podczas wizyty członków rodziny w naszym domu) i opowiedzmy Mu, co nas dręczy, gnębi, a co raduje i napawa nadzieją. Podziękujmy za wszystko, nawet za troski, które pozwalają nam zmierzyć się z własnymi słabościami.

Jeśli macie ochotę na garść porad, jak zorganizować sobie życie, by miało lepszy "smak", sięgnijcie po "Holyfood".

Grubość książki: 1,30 cm

Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi Sztukater oraz wydawnictwu Znak

8 komentarzy:

  1. Faktycznie okładka na pierwszy rzut oka wyróżnia się spośród innych. Podobnie jak Ty, w pierwszym momencie pomyślałam sobie "co Hołownia ma wspólnego z religią?":) Egzemplarz nie jest z gatunku książek, które uwielbiam, nie mniej jednak będę go miała na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie sięgnę. Wydaję mi się, że książka nie przypadłaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach, bo lubię Hołownię i jego sposób mówienia o wierze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawią mnie książki Hołowni. Musze się wreszcie za nie wziąć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Holowni nie trawię, więc to nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. książkę już prawie skończyłam czytać, dzisiaj, albo jutro napisze jej recenzję :)
    serdecznie pozdrawiam, zwariowana książkoholiczka

    OdpowiedzUsuń
  7. ,,Przestań asekurancko prosić o pięć dolarów, bo może się okazać, że przygotowano dla Ciebie milion" - świetny cytat, zapisałam go.

    OdpowiedzUsuń
  8. Waham się, sama nie wiem. Chyba w chwili obecnej nie siegnę, ale za jakiś czas kto wie.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)