To współczesna opowieść o kobiecie, dla której podróże w czasie stały się niemal chlebem powszednim. Brzmi to bajkowo i rzeczywiście "Powrót do Nałęczowa" jest bajką dla kobiet, ale bajką przepiękną. Bajką, w której się zakochałam.
Anna Duszkowska jest kobietą, która zdaje się mieć wszystko w życiu poukładane. Ma ciekawą pracę, partnera, z którym czuje się w miarę szczęśliwa (chociaż nie mieszkają razem). Jednak czegoś jej brakuje. Odkąd pamięta, zawsze była bardzo związana ze swoją rodziną (rodzicami, babcią, ciociami), ale niestety wszyscy już odeszli z tego świata.
Wkrótce okazuje się, że jej mieszkanie - a konkretnie łazienka - ma magiczne właściwości, dzięki którym Anna może cofnąć się w przeszłość. Jak to w książkach bywa... praktycznie bez większych problemów... przenosi się do roku 1932. Trafia do Nałęczowa (śliwkę nałęczowską lub wodę Nałęczowiankę znają chyba wszyscy?), z którym wiąże się wiele jej rodzinnych wspomnień. Ma niespotykaną okazję poznać swoją babcię, swoją mamę (jako małą dziewczynkę), jej siostry (czyli swoje ciocie) oraz kilku dżentelmentów (w tym pewnego pana Aleksandra, któremu wpadnie w oko - z wzajemnością). Jej życie toczy się dwutorowo, aczkolwiek więcej czasu zaczyna spędzać z bliskimi. Czasy zamierzchłe zauroczyły ją do tego stopnia, że zaczyna zastanawiać się nad swoim obecnym (współczesnym) życiem. Co z tego wyniknie? Czy ktoś wyjdzie z tego ze złamanym sercem? Jak trudno przenieść się z wygodnego życia w XXI wieku do Polski lat trzydziestych ubiegłego wieku - tego wszystkiego dowiecie się, czytając "Powrót do Nałęczowa". Nie chcę zdradzać zbyt wiele, by nie zakłócić tej magicznej aury, jaka - wg mnie - unosi się wokół powieści...
Muszę w tym miejscu dodać kilka słów od siebie. Otóż może nie byłabym AŻ tak zachwycona książką, gdyby nie fakt, że ponad dwadzieścia lat temu miałam okazję spędzić sporo czasu w opisywanym tu uzdrowisku - w Nałęczowie. Przez mgłę wspomnień przedzierają się do dziś wspaniałe widoki okolic tego miasta, jego wspaniałe alejki i wille, z których każda kolejna mocniej urzekała swym pięknem. Zdaję sobie sprawę, że w dzieciństwie pewne rzeczy postrzegamy inaczej, czasem coś wyolbrzymiamy, ale jestem pewna, że obecny Nałęczów zauroczyłby mnie tak samo jak przed dwudziestu laty. Może z powodu jego klimatu autorka zaczarowała mnie widokami tego uzdrowiska z lat jeszcze wcześniejszych, lat trzydziestych ubiegłego wieku...
Bohaterowie z przeszłości to naprawdę mądrzy ludzie. Nie są otoczeni tylu gadżetami, które wielu współczesnym tak zawracają w głowach. Ich życie jest prostsze, ale z drugiej strony znacznie trudniejsze (wyobraźcie sobie pranie, trwające dzień, dwa lub nawet trzy!). Ich życiowe mądrości przemawiają do mojego serducha:
Prawdziwe jezioro nie musi nikogo przekonywać, że jest jeziorem. Robią to bajora. Zdarzają się nawet kałuże ogłaszające wszem i wobec, że są oceanami. - s.114
Ojciec mawiał, że z każdej sytuacji jest wyjście, tylko śmierć zamyka wszystkie drzwi. -
s. 338
***
"Powrót do Nałęczowa" jest opowieścią o sile miłości:
(...) rodzina to ciąg pokoleń. Aby trwała, każdy musi postarać się o własne drzwi, za którymi śpią dzieci. - s.123
Polecam gorąco! To jedna z tych książek, które wspomina się z rozrzewnieniem, czując ciepło rozlewające się wokół serca...
Grubość książki: 3,10 cm
Oj, bardzo chciałabym przeczytać :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie historie!
Takie bajki uwielbiam. Z chęcią się skuszę na tę wyborną lekturę.
OdpowiedzUsuńNie znam tej książki, ale swoją pozytywną recenzją skutecznie zachęciłaś mnie do lektury.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie powieści, już jej poszukuję!
OdpowiedzUsuń