wtorek, 24 września 2013

Daniel W.Driscoll, Tacierzyństwo. Zostajesz tatusiem i wszystko się zmienia


Większość książek o tematyce rodzicielstwa skierowanych jest do kobiet – tak niestety wygląda nasz rynek wydawniczy. Ta pozycja jest inna. Książka ta ewidentnie dedykowana jest mężczyznom, którzy mają, ale planują mieć potomstwo. Nie przeszkodziło mi to jednak – jako młodej kobiecie - w zapoznaniu się z tym tytułem. Autor jest absolwentem wydziału teologicznego na Uniwersytecie Notre Dame (sprawdziłam – jest to prywatny amerykański uniwersytet katolicki), nauczycielem, publicystą, mężem i ojcem czworga dzieci.


Na początku pozwolę sobie przytoczyć pewien cytat:

Każdy mężczyzna może być ojcem (…) ale czymś zupełnie wyjątkowym jest bycie tatusiem*.

Daniel W. Driscoll rozróżnia dwa pojęcia dotyczące ojcostwa po to, by uświadomić, że rola głowy rodziny to nie bułka z masłem. Chcąc być dla swoich dzieci tytułowym tatusiem, trzeba wiele cierpliwości, wysiłku i zwykłej ludzkiej siły. Co ważne, autor nie próbuje kreślić przed nami arkadyjskiej wizji ojcostwa. Wręcz przeciwnie, z lekką ironią i poczuciem humoru prezentuje meandry życia w rodzinie z perspektywy ojca (czytaj: tatusia).

Poprzez opisywane historie autor próbuje nam powiedzieć, jak wielką sztuką jest wychowywanie dzieci w poczuciu określonych wartości i zasad; jak trudno jest zajmować się dziećmi, nie zapominając, że każde z nich jest indywidualnością. Na własnym przykładzie pokazuje, że nauka tolerancji czy szacunku dla tradycji wymaga wysiłku nie tylko ze strony rodzica, ale również dziecka.

Dla autora „bycie tatusiem” polega między innymi na spędzaniu z dziećmi wolnego czasu, na wspólnym patrzeniu w gwiazdy, na czytaniu lub oglądaniu bajek, po prostu na byciu obok. Daniel W. Driscoll wspominając początki etapu życiowego, zwanego rodzicielstwem  wspomina, że gdyby wraz z żoną znali jego konsekwencje, to być może brakłoby im odwagi. Więc poniekąd ich niewiedza była swoistym błogosławieństwem od Boga.

Autor ma odwagę przyznać, że odkąd stał się rodzicem, coraz rzadziej patrzy na żonę przez pryzmat jej kobiecości. Postrzega ją jako matkę i pomoc domową. Żałuje tego i mówi to głośno. Równocześnie zaznacza, że docenia jej inteligencję i wrażliwość. Generalnie twierdzi, że od momentu, kiedy suknia ślubna i garnitur lądują w szafie, należy bardzo pielęgnować uczucie. Jeszcze bardziej – kiedy na świecie pojawiają się dzieci.

Wiele treści zawartych w tej krótkiej książeczce rozśmieszyło mnie. Autor w zabawny sposób opisuje różne rodzinne tradycje i zasady, które zostały wprowadzone w momencie narodzin dzieci. Przyznaje, że przestał co chwilę zmieniać koszule ubrudzone przez jego potomstwo, gdyż dostrzega bezsensowność takich działań. To samo dotyczy wystroju domu: wszystko, co drogie, piękne i mające predyspozycje do tłuczenia się, zostało wyniesione lub odpowiednio schowane. W domu panuje reguła funkcjonalności, a podstawowe rzeczy potrzebne w życiu codziennym lądują kilkanaście centymetrów powyżej miejsca, którego mogą dosięgnąć dzieci. Już samo to uświadamia autorowi, jak bardzo jemu i jego żonie zmienił się gust. Dociera do niego, że różnice między parami (małżeństwami) z dziećmi a tymi bez nich zawsze będą ogromne.

Dowiadujemy się również, że każdy dzień z dziećmi przynosi coś nowego. Żaden z rodziców tak naprawdę nie ma pewności, jak będzie wyglądał jego dzień z potomstwem. Ale najważniejsze jest to, żeby zobaczyć swoje dzieci śpiące, wyglądające jak aniołki. To – ponoć – ma dodawać siły i energii na każdy kolejny dzień.

Każdy z króciutkich rozdziałów rozpoczyna się jakimś wartościowym cytatem, niosącym ważne i mądre słowa, a kończy krótką modlitwą. Treści religijne są w tej książce dosyć mocno zaznaczone. Osobiście mi to nie przeszkadzało. Pokazywało, że autor ma swój system wartości i nie zamierza się z nim ukrywać. Żałuję jednak, że „Tacierzyństwo…” jest tak krótką lekturą. Brakowało mi jeszcze większej ilości perypetii rodzicielskich i jakichś konkretnych porad, jak sobie dać radę z gromadą małych istot.

Ocena:
4,5/6

Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz wydawnictwu WAM



*Daniel W.Driscoll, Tacierzyństwo. Zostajesz tatusiem i wszystko się zmienia, Wydawnictwo WAM, Kraków 2012, s. 10.

7 komentarzy:

  1. Dla mnie raczej nie, ale może w ramach psikusa zafunduję mojemu chłopakowi :P

    OdpowiedzUsuń
  2. A_psik, jeszcze jedno zdjęcia książki w towarzystwie kawy lub herbaty i będziesz miała na sumieniu to,że przez Ciebie porzucę pracę,żeby też mieć takie zdjęcia!;)Najbardziej pożądany zestaw świata, jak dla mnie.Prawie tak samo, jak bilet na MŚ w siatkówce mężczyzn...mimo wszystko...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jeszcze nie ten czas na tego typu literaturę :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie też nie. Ale w przyszłoście będzie jak znalazł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Za jakieś trzy lata może to być świetna lektura dla mojego Narzeczonego, a za niecały rok już Męża. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cytat znam i jest bardzo prawdziwy w swojej treści :) Książka wiadomo - nie dla mnie. Ale dobrze wiedzieć, że takie poradniki powstają :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba nie jest to książka dla mnie :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)