środa, 13 stycznia 2016

Liliana Fabisińska, Śnieżynki


Cóż, to chyba prawda, że każde kolejne przestępstwo popełnia się coraz łatwiej. Że jeśli raz przekroczy się granice, to potem jest już z górki. - s. 288


Mocna, poruszająca do głębi powieść o małżeństwach pragnących mieć dzieci. Bardzo dziwnie czytało mi się tę książkę ze świadomością, że sama jestem w stanie błogosławionym...

Niektórzy od razu wiedzą, że chcą być rodzicami. Inni odwlekają ten moment, czekając na lepsze czasy lub rozwijając swoją karierę. Tylko że czasami bywa już za późno. Tak właśnie było w przypadku jednej pary bohaterów: Dagi i Igora. Para ta, biorąc ślub, z góry zakładała, że dzieci nie planuje. Żyli sobie wesoło, kolorowo i dostatnio - ona jako muzyk w orkiestrze, mąż natomiast zajmował się przejmowaniem upadających firm. Jednak w pewnym momencie Dagmara poczuła, że musi "czymś" jeszcze wypełnić swoje życie - może poczuła instynkt macierzyński? Była jednak kobietą "zadaniową" i planowała, że wszystko potoczy się z zegarkiem w ręku. A ze staraniami o bobasa niestety nie zawsze jest tak prosto... Kiedy więc okazało się, że odstawienie tabletek antykoncepcyjnych nie wystarczy, a wyniki badań nie są zadowalające, trzeba było zacząć działać.

Druga para bohaterów - Monika i Mateusz o potomstwo starali się od 10 lat. Pragnęli dzieci jak niczego innego na świecie. Jednak ich światopogląd bardzo ograniczał owe starania - in vitro po prostu nie wchodziło w grę.

W klinice leczenia niepłodności dochodzi do przypadkowego spotkania Mateusza i Igora, kolegów w klasy. Jak potoczą się losy tych dwóch par? Czy podobna sytuacja zbliży ich do siebie? Książka prezentuje różne podejścia do kwestii związanych ze sztucznym zapłodnieniem. Monika i Mateusz borykają się z problemami finansowymi, chcąc opłacić koszty leczenia. Dla drugiej pary pieniądze nie są żadnym problemem. Pierwsi są "ograniczeni" przez swoją religię, drudzy - nie. Mnóstwo dylematów moralnych i cały wachlarz emocji. Niejednokrotnie miałam ochotę płakać razem z bohaterami.

Długo zastanawiałam się, co oznaczają tytułowe śnieżynki. Nie miałam pojęcia, że mówi się tak o zarodkach przechowywanych w ciekłym azocie. 

Wiele wzruszeń i emocji, a także złości na bohaterów - przynajmniej w niektórych sytuacjach. Tak, to książka, która porusza czułe struny... A zakończenie jest tak zaskakujące, że aż tchu brak...


3 komentarze:

  1. Ja też nie wiedziałam o genezie tego słowa. A książkę mam w planach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam powieści wywołujące emocje, bo nie ma nic gorszego od książek nijakich. "Śnieżynki" wypożyczyłam w bibliotece, więc na pewno przeczytam je niedługo. :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)