sobota, 22 czerwca 2013

Kimberley Freeman, Wzgórze Dzikich Kwiatów

Do lektury „Wzgórza dzikich kwiatów” zachęciły mnie pozytywne opinie na portalu LC oraz… okładka (tak, wiem… nie ocenia się książek po okładce, ale cóż, wzrokowcem jestem i zdarza się raz na jakiś czas, że to moje oczy podejmują decyzję, a nie rozum czy serce).



Do sedna: poznajemy historię dwóch kobiet: babci Beattie i wnuczki Emmy.

Rok 1929. Beattie pracuje w nocnym klubie. Jak każda młoda dziewczyna, ma głowę nabitą marzeniami. Jej plany dotyczą krawiectwa – chciałaby zostać projektantką mody. Jednak marzenia marzeniami, a życie życiem. W klubie, w którym pracuje, poznaje wielu mężczyzn. Z jednym z nich zachodzi w ciążę. Jednak facet jest żonaty, co w latach trzydziestych ubiegłego wieku oznacza dla Beattie wiele nieprzyjemności. Przyjaciółka postanawia wysłać ciężarną do ośrodka zajmującego się takimi kobietami. Po jakimś czasie do Beattie przyjeżdża jej kochanek, pragnąc zabrać ją do Australii, gdzie mają zacząć nowe życie. W nowym miejscu nie wiedzie im się jednak zbyt dobrze. Kobieta podejmuje pracę na Wzgórzu Dzikich Kwiatów. Jest służącą, która w zasadzie przez przypadek wkrada się w łaski właściciela domostwa.

Rok 2009. Emma od dziecka chciała zostać primabaleriną. Dzięki wytrwałości i ciężkiej pracy spełniła swoje marzenia. Jednak jak to życiu, coś odbywa się kosztem czegoś innego. W życiu zawodowym osiągnęła praktycznie szczyt, ale jej życie uczuciowe legło w gruzach. Mężczyzna zostawił ją, by związać się ze swoją asystentką. A wszystko przez brak czasu. Emma ciągle w rozjazdach, na walizkach, sądziła, że Joshowi odpowiada takie życie. Dziewczyna jest zdołowana, zrozpaczona. Pocieszenia szuka (jakżeby inaczej!) w tańcu. Splot pechowych wydarzeń doprowadza Emmę do kontuzji nogi, co stawia całą jej karierę pod znakiem zapytania. Przybita swoją sytuacją postanawia wrócić w rodzinne strony – do Sydney. Tam okazuje się, że odziedziczyła po babce pewien dom…

Losy kobiet poznajemy naprzemiennie, choć rozdziały nie są jakoś regularnie podzielone. Poznajemy trudne, życiowe wybory, które były ich udziałem. Najbardziej przypadły mi do gustu losy Beattie. Była to „twarda babka” (choć sama sobie nie zdawała sprawy ze swej siły), której nie załamywały kłody rzucane jej przez los pod nogi. Jej historia była zaskakująca, nieprzewidywalna. Natomiast losy Emmy – hmmm, były nieco szablonowe, więc niewiele mogło mnie zadziwić.

Powieść pokazuje, że pomimo upływu czasu ludzie w niektórych kwestiach się nie zmieniają. Bywają zawistni, małostkowi, jeśli tylko ktoś w ich otoczeniu jest „inny”. Przykra prawda, z którą trzeba się pogodzić.

Ogromnym plusem książki jest tło historyczno-obyczajowe. Tasmania w ubiegłym stuleciu – jeśli rzeczywiście wyglądała tak, jak opisuje ją autorka, to chętnie przeniosłabym się tam na jakiś czas…
Wspaniała, relaksująca książka na każdą porę roku.. Jest to tzw. literatura kobieca, ale z wyższej półki niż „poczytadła” na jedno popołudnie.

I na koniec pewna myśl zaczerpnięta z książki:

Na tym świecie są dwa typy kobiet (...). Te, które same o sobie decydują, i te, które czekają, aż ktoś za nie podejmie decyzję. Postaraj się należeć do tej pierwszej grupy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)