środa, 11 września 2013

Socjologicznie... wspomnieniowo...

Jakoś tak ostatnio złożyło się, że mało czytam "dla siebie", a więcej "dla kogoś", a konkretniej... pomagam mężowi przy pisaniu pracy licencjackiej i szperam sobie po rozmaitych książkach. Są to w większości pozycje z zakresu socjologii mediów, ale i tam potrafię znaleźć coś dla siebie. Pozwólcie, że zacytuję:

Jedynym zatłoczonym miejscem w domu Ojca Perry'ego były jego półki z książkami. Stopniowo zacząłem rozumieć, że znaki na stronach to usidlone słowa. Każdy mógł odcyfrować symbole i uwolnić schwytane w sidła słowa, żeby znowu przemienić je w mowę. Tusz drukarski usidlił myśli; nie mogły się wyrwać (...). Gdy zrozumiałem w pełni o co chodzi, odczułem (...) podniecenie i zdumienie (...). Drżałem z intensywnego pragnienia nauczenia się robienia takich cudownych rzeczy.

Ten opis przeżyć pewnego księcia znajdziecie w książce Marshalla McLuhana "Zrozumieć media. Przedłużenia człowieka".

Te słowa natchnęły mnie do pewnych przemyśleń: nauczeni czytać "połykamy" kolejne książki, zapominając o początkach. Bo czy ktoś z Was - a jeśli tak, to jak często - wraca myślami do swoich czytelniczych początków? Pamietacie jak to było patrzeć na litery w książkach i widzieć w nich tylko jakieś "magiczne" czarne znaczki...? Smak książek z dzieciństwa bywa ulotny... Ja do tej pory wspominam, jak przy pomocy pomarańczowej ekierki pomagałam sobie w dukaniu "Kubusia Puchatka" (nie przypadł mi wtedy do gustu!!!). O ironio, w czasach studenckich przylgnęła do mnie ksywa "Prosiaczek", ale to już inna historia...

9 komentarzy:

  1. Ja do dziś pamiętam pierwszą książkę, jaką sama przeczytałam. To były "Przygody Pimpusia Sadełko", miałam niecałe 5 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety swojej pierwszej - takiej prawdziwej - książki nie pamiętam. "Kubuś" był już w podstawówce, a wcześniej zapewne już czytałam, ale moja skleroza daje mi we znaki:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam zamiar niebawem wrócić do "Jeżycjady" Małgorzaty Musierowicz i do Pana Samochodzika.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jeżycjada" - też do niej wracam, z krótszymi bądź dłuższymi przerwami,ale Twój post przypomniał mi o absolutnym klasyku - "Dzieci z Bullerbyn". No i oczywiście moja największa miłość z początków podstawówki, czyli Karolcia i jej magiczny koralik.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nigdy nie myślałam o "magicznych znaczkach", bo bardzo szybko nauczyłam się czytać... Pamiętam tylko okładkę swojej pierwszej książki. I pamiętam, że potrafiłam ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę, zazdroszczę Wam, że pamiętacie swoje pierwsze książki. Ja mam przebłyski, że były "Baśnie" Andersena, ale tej pierwszej KONKRETNEJ książki nie pamiętam:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka, którą najlepiej wspominam to "Pollyanna", bo dzięki niej już jako dziecko nauczyłam się widzieć pozytywy, w absolutnie każdej sytuacji :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie pamiętam swojej pierwszej książki, ale wiem, że to było w przedszkolu, gdzie czytałam przed nauczycielkami :)Pozdrawiam
    http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Moją pierwszą książką było "Brzydkie kaczątko" ; ) Dobrze to pamiętam...
    Pozdrawiam.

    http://ksiazki-moim-okiem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)