Tak obszernej lektury nie miałam w dłoni chyba od czasu czytania "Operacji Reichswehra" Mariana Zacharskiego. Ponad 800 stron w twardej oprawie to dosyć ciężka lektura. Nie tylko dosłownie.
Znany historyk, pisarz i dramaturg rosyjski, Edward Radziński, pokusił się o odmalowanie swoistego fresku epoki. Warto tu wspomnieć, że sztuki Radzińskiego były wystawiane na deskach teatrów na całym świecie, ale za czasów ZSRR jego dzieła były na indeksie. Narratorem swojej historii uczynił Radziński człowieka, który znał Stalina od dziecka i całe życie spędził, można rzec, w jego cieniu.
Józef Stalin to postać znana chyba każdemu. Uczymy się o nim w szkołach, podczytujemy w różnych książkach. Jedne źródła bywają bardziej rzetelne, inne mniej. Natomiast tu, w "Apokalipsie Koby" poznajemy go z perspektywy przyjaciela.
Obserwujemy Stalina i jego drogę na szczyt władzy. Mamy okazję zobaczyć, jak wyglądała rewolucja i czerwony terror. Wszystko zaczyna się jednak w dzieciństwie - chłopiec pochodzi z patologicznej rodziny, musi uodpornić się na cierpienia fizyczne i psychiczne. Wtedy też najprawdopodobniej postanawia, że kiedyś stanie u szczytu władzy. Może nie dosłownie, ale to marzenie musiało kiedyś w nim zakiełkować. Ziarno padło na żyzną glebę, skoro wiele lat później Stalin jest w stanie zrobić bardzo wiele, by tylko to marzenie zrealizować. Na przeszkodzie nie mogą mu stanąć nawet przyjaciele, których ze spokojem eliminuje (nawet z pamiątek w postaci zdjęć - po prostu zamazuje postaci dawnych przyjaciół na fotografiach).
Stalin jawi się jako mężczyzna, który wie, czego chce; wie również, jak to osiągnąć, ale równocześnie zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. No ale od czego ma się swoich ludzi..? Może nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że Koba przez wiele lat był cieniem Lenina. Dopiero lata później, w wyniku przemyślanej zawczasu taktyki, umiejętnie zaczął przejmować po nim władzę. Myślał długofalowo: Był mistrzem długich partii szachowych! (s. 217). Otaczał się ludźmi, którzy byli gotowi wykonać każde polecenie przywódcy. Takich współpracowników doceniał. O ironio, przez długi czas kraj nie znał oblicza Stalina - człowieka, który już nim rządził. W całym kraju znane były portrety Lenina, Trockiego, Kamieniewa czy Bucharina, ale nie towarzysza Stalina. Koba (pseudonim Stalina zapożyczony od imienia gruzińskiego Robin Hooda) miał jeszcze jedną ważną cechę: wiedział wszystko o wszystkich. Kazał swoim ludziom spisywać różne wspomnienia, zeznania - zbierał materiały na przyszłość. Przewidujący i zapobiegliwy. Taki właśnie był.
Książka jest w moim odczuciu brutalnie aktualna. Ukazuje ona, że Rosjanie jako naród od zawsze pragnęli mocnego wodza, który będzie trzymał w ryzach całe państwo. Stanowczość to jego zaleta. Czyż nie podobnie jest teraz? Co chwilę można w telewizji obejrzeć materiał dokumentalny, w którym Rosjanie wychwalają pod niebiosa obecnego, twardego w polityce, prezydenta.
Przez to tomiszcze przewija się niezwykle wiele postaci. Jedno jest niezmienne i powtarzalne. W przypadku bodaj 90 % z nich narrator pisze: tego a tego później mój kochany przyjaciel Koba kazał rozstrzelać. Wyłania się wówczas z tych opisów postać tyrana. Plastyczny język sprawia, że obrazy jakby przewijają się przed naszymi oczami. Językowo nie mam nic do zarzucenia - literacki, ale nie wydumany styl, pozwala na delektowanie się lekturą. Pamiętajmy jednak, że mamy do czynienia z powieścią. A w niej fikcja literacka miesza się z prawdą.
Mam z tą książką pewien problem. Abstrahując już nawet od tego, że czytałam ją niezwykle długo, to ma ona w sobie coś magnetycznego i odpychającego zarazem. Bywały dni, że nie umiałam się przemóc, by otworzyć na stronie, którą ostatnio czytałam, bo miałam dosyć informacji o przemocy i terrorze, przewijających się przez kolejne linijki tekstu. Ale kiedy już usiadłam i skupiłam się na lekturze, to wciągała ona niesamowicie. Traciłam poczucie czasu. Ot, tak to właśnie wyglądały moje przygody z tą książką.
Monumentalna powieść, którą polecam wszystkim zainteresowanym historią Rosji.
Monumentalna powieść, którą polecam wszystkim zainteresowanym historią Rosji.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Magnum
Grubość książki: 6,20 cm
wow, faktycznie i książka i tematyka ciężkie. Przyznam, że książka mnie zainteresowała, ale ze względu na jej objętość, chętnie sięgnę po nią dopiero latem.
OdpowiedzUsuńTrudny i delikatny temat. Mam nadzieję, że Radziński sobie z nim poradził.
OdpowiedzUsuńStalin to jedna z tych postaci historycznych, które fascynują i przerażają jednocześnie (mnie w każdym razie). Wejście w głowę kogoś takiego musiałoby się chyba skończyć koszmarnymi problemami z własną psychiką przez resztę życia...
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda, że to powieść, a nie książka stricte dokumentalna, ale i tak kusi, by się z nią zapoznać.
Na marginesie - nie, nie masz racji, Stalin nie jest postacią znaną każdemu. Moja koleżanka przyniosła mi raz z prowadzonych przez siebie zajęć taką historyjkę: kazała studentom napisać, kto ich zdaniem był najwybitniejszym mówcą starożytnym. Na jednej z kartek znalazła odpowiedź: "Stalin". Obawiałyśmy się (i nadal się obawiamy), że to nie był głupi żart...
Polecę mojemu wujowi. On uwielbia czytać o historii Rosji.
OdpowiedzUsuńHm chyba póki co na razie mam dość takiej literatury, ale kiedyś może do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuńRadzinski "ładnie" pisze. Swoje książki (mimo że bohater jest fikcyjny) twardo umieszcza w faktach. Świetna znajomość historii, mało znane fakty odnajdywane w jego książkach sprawiają, że ciężko oderwać się od czytania. Styl pisania (Radzinskiego czytałem do tej pory tylko po rosyjsku) przypomina mi styl w jakim pisze swoje książki profesor Krawczuk. Gorąco i z czystym sumieniem polecam książki tego autora.
OdpowiedzUsuń