Dosłownie wczoraj skończyłam czytać książkę Marii
Ulatowskiej (autorki, która dopiero na emeryturze znalazła czas, by zacząć
spełniać swoje marzenie o pisaniu) pt. „Sosnowe dziedzictwo”. Jestem więc „na
świeżo”, ale to w niczym nie zmienia mojej opinii o tej
opowieści/opowiastce(?). Naprawdę fajna, kobieca lektura, niezwykle ciepła i
wzruszająca. Momentami nieco przesłodzona, ale dzięki temu człowiek odrywa się
od szarości dnia codziennego. Tego właśnie w książkach szukam – oderwania od
rzeczywistości.
To opowieść o młodej kobiecie, która dzięki niezwykłym
zbiegom okoliczności odnajduje swoje miejsce na ziemi. Powieść toczy się
dwutorowo: poznajemy współczesne dzieje Anny Towiańskiej oraz historie rodzinne
z zawieruchą wojenną w tle. Anna, całkiem niespodziewanie zostaje „dziedziczką”
– właścicielką dworku „Sosnówka” na Kujawach. Odziedziczyła go po matce, która
nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Dom jest w fatalnym stanie, w zasadzie
nadaje się do generalnego remontu, ale piękne otoczenie i cała okolica
powodują, że Anna od razu zakochuje się w tym miejscu. Pozwolę sobie na
osobistą refleksję właśnie w tym miejscu à
kiedy mój małżonek po raz pierwszy zaprosił mnie do miejsca, w którym obecnie
mieszkamy, też poczułam, że mogłabym pokochać tę „hacjendę”. I czułam się chyba
bardzo podobnie urządzając (już później)
i przemeblowując kolejne pomieszczenia, jak Anna, która krok po kroku odnawiała
swój dom i przywracała mu dawną świetność. Wracając do książki, pani Ulatowska
kreuje bardzo pozytywnych bohaterów (tu pozwolę sobie na wyznanie: kocham pana
DYZIA :* ). Wiemy wszyscy jak świat światem, że takich dobrych ludzi, jakich „serwuje”
nam pani Maria, jest niewielu, ale kto nie lubi czytać o (prawie) idealnym
świecie?
„Sosnowe dziedzictwo” to pełna ciepłego humoru opowieść o
tym, że dobro, które czynimy innym, wraca do nas.
Ps1. W pewnym stopniu da się „wyczuć”, że jest to debiut
literacki autorki – niektóre dialogi pozostawiają wiele do życzenia, są trochę
zbyt naiwne.
Ps2. Pozytywny odbiór lektury przesłaniał mi fakt, że w
powieści występuje bohater nazywający się dokładnie (sic!), jak pewien człowiek
z mojej przeszłości; o ironio, posiadający takie same wady, jak człowiek,
którego znałam. No, ale cóż… jak pocieszyła mnie najwierniejsza przyjaciółka
(:*) – przy ilości książek, które czytam, może się zdarzyć, że natrafię na
imiona i nazwiska rzeczywistych osób :-P
Ps3. Mimo wszystko, POLECAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.
Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)