Jestem na siebie ogromnie zła z powodu przestoju na blogu.
Cóż, lenistwo nie jest chyba najlepszym wytłumaczeniem. Jestem po przeczytaniu
kilku kolejnych książek, ale nie potrafię zabrać się za ich zrecenzowanie bądź
tylko opisanie. Tłumaczę sobie, że jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, tyle
chwil do spędzenia... z bliskimi, że kilka recenzji może poczekać. Swoją drogą
wyrażam ogromny podziw dla osób, które potrafią pisać codziennie na blogu.
Rzeczywiście tak szybko czytacie czy macie jakieś kursy za sobą (doskonalące
szybkie czytanie)? Zresztą ja i tak będę publikować w swoim tempie w imię ruchu
"slow". Czasem lepiej zwolnić niż przyspieszać niebezpiecznie. Ale o
szybkiej jeździe będzie za chwilę ;-)
Skoro nie za bardzo chce mi się pisać o książkach, postaram
się skreślić parę zdań o filmach, które ostatnio razem z mężem obejrzeliśmy.
Któregoś dnia mieliśmy ochotę na coś lekkiego i tym sposobem padło na
"Wyborcze jaja" (org.The Campaign). Opis ze strony filmweb.pl:
Doświadczony kongresman
Cam Brady (Will Ferrell) — po wielkiej publicznej gafie popełnionej przed
nadchodzącymi wyborami — musi konkurować z kandydatem wystawionym przez parę
knujących, bardzo zamożnych prezesów zainteresowanych zdobyciem wpływów w
Karolinie Północnej. Ich wybór padł na naiwnego Marty'ego Hugginsa (Zach
Galifianakis), kierownika lokalnego ośrodka turystycznego. Walka obu kandydatów
przeradza się w polityczną wojnę, jakiej świat jeszcze nie widział. Jej
uczestnicy nie przebierają w środkach — obrzucają się błotem, wbijają
przeciwnikowi nóż w plecy i rozbijają rodziny. Nawet kiedy wydaje się, że
twórcy kampanii porzucili już wszelkie zasady moralne, okazuje się, że zawsze
mogą stoczyć się jeszcze niżej.
O ile "Idy marcowe" z moim ukochanym Ryanem
Goslingiem w ponury sposób obnażały mechanizmy politycznej maszyny, o tyle
"Wyborcze jaja" robią to "z jajami". Faktem jest, że w
niektórych momentach humor był nieco żenujący, ale poza tym to całkiem niezły
film, jeśli chcemy się odmóżdżyć. Aktorzy grający główne role sprawdzili się;
było też kilka fajnych gagów, więc jak na film tego typu nie rozczarował mnie.
Swego czasu widziałam również "Bestie z południowych
krain" (ang.Beasts of the Southern Wild). Z filmweb.pl:
Film rozgrywa się w
krainie zalanej przez powódź o apokaliptycznych rozmiarach. Grupa ocalonych
zamieszkuje skrawki suchego lądu i szykuje się do walki z bestiami, które pod
wpływem kataklizmu przebudziły się z tysiącletniego snu. Główną bohaterką jest
mała dziewczynka, mająca wyjątkowy kontakt ze światem natury. Swój dar
przetrwania i niezwykłą mądrość przeciwstawi nadciągającemu niebezpieczeństwu.
Film jest specyficzny i nie każdemu może się spodobać. Z
mężem też mamy skrajne zdania na jego temat. Według mnie był nudnawy i w
zasadzie mógłby być krótszy, jednak chylę czoła wobec dziewczynki grającej
główną rolę Hushpuppy - Quvenzhané Wallis.
Zachwycił mnie
natomiast film "Bez hamulców" (ang.Premium Rush) z aktorem, który mi
się niezwykle podoba (mężu, nie czytaj!:*), no może nie tak jak Gosling, ale
jednak :-P. Jest nim Joseph Gordon-Levitt. W wielkim skrócie film traktuje o
kurierze rowerowym, rozwożącym paczki po Manhattanie. Trafia on na cel pewnego
skorumpowanego policjanta i zostaje wmieszany w handel ludźmi. W natłoku filmów
o szybkich samochodach – powiew świeżości, bo tu oglądamy… szybkich
rowerzystów. Akcja nie zwalnia ani na chwilę, trzyma w napięciu. Nie żałuję, że
skusiłam się na jego obejrzenie.
I na koniec film pt. ”Niemożliwe” (ang. The Impossible) z
genialnymi aktorami w rolach głównych: Naomi Watts oraz Ewanem McGregorem. Filmweb.pl:
Niezwykle poruszająca i
nakręcona z ogromnym rozmachem historia rodziny, która przeżyła tsunami 2004
roku – jeden z największych kataklizmów naszych czasów. Tajlandia, 2004 rok.
Maria (Naomi Watts) i Henry (Ewan McGregor) wraz z trójką synów postanawiają
spędzić święta Bożego Narodzenia w samym sercu tropikalnego raju. Przepiękny
hotel położony w malowniczym otoczeniu palm, złocistej plaży i błękitnego
oceanu wydaje się być gwarancją wymarzonego odpoczynku. Raj jednak zamieni się
w prawdziwe piekło. Pewnego dnia, nad ranem, od strony morza dochodzi
przerażający huk. Maria, Henry i wszyscy mieszkańcy hotelu zamierają w
bezruchu. W chwilę później cała plaża, budynki i znajdujący się na niej ludzie
zostają zmieceni przez monstrualną falę tsunami. Woda zabiera wszystkich i
wszystko. Wszystko… z wyjątkiem nadziei.
Co istotne film inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami. Pewnie
dlatego tak mnie poruszył. Jest to film katastroficzny, ale w przepiękny sposób
opowiada o uczuciach. Miłość między małżonkami oraz względem dzieci – hmm, cóż,
też chciałabym być AŻ tak kochana… Pod względem efektów specjalnych i
scenografii – zadowalający jak dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.
Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)