piątek, 26 kwietnia 2013

Marek Wałkuski, Wałkowanie Ameryki


Ameryka, Ameryka… Znamy ją z filmów, książek czy nadruków na koszulkach. Chyba każdy coś o niej wie. A jednak z książki, którą Wam dziś zaprezentuję, możemy się dowiedzieć jeszcze więcej!

Już na wstępie powiem: polecam z całego serca wszystkim tym, których Ameryka interesuje chociaż trochę. Korespondent Polskiego Radia, Marek Wałkuski, wspaniale przybliża ten kraj w bardzo przystępnej formie. „Wałkowanie Ameryki” było kolejną książką (po „Wronach w Ameryce”), na którą polowałam już od jakiegoś czasu. I o ile Marcin Wrona chwalił nagminnie USA (subiektywizm rządził w jego książce), o tyle pan Wałkuski sięgnął do źródeł, poszperał trochę w bibliotekach – słowem, przedstawił kwestię amerykańską na bardzo szerokim tle historycznym, społecznym i socjologicznym, starając się za bardzo nie wychylać ze „swoimi” opiniami.

Swego czasu bardzo zżymałam się podczas oglądania serwisów informacyjnych, kiedy Ameryka po raz setny „wtrącała się” do polityki innych państw. Po lekturze tej książki wiem przynajmniej, skąd bierze się to przekonanie o wyjątkowości Amerykanów i choć nadal nie podoba mi się to, co w tej kwestii robią, znam przynajmniej podłoże tej sytuacji.

Niektóre aspekty amerykańskiego życia bardzo przypadły mi do gustu. Mam tu na myśli rozdział państwa i kościoła. Amerykanie są narodem (o dziwo!) bardzo wierzącym i ateista w zasadzie nie ma szans wygrać wyborów na prezydenta (ta informacja mnie zszokowała); wierzą i tę swoją wiarę pokazują na wiele różnych sposobów, ale… No właśnie: ale żaden kościół nie wtrąca się w politykę, nie ma religii w szkołach, a także nie uświadczy się tam krzyża w miejscach użytku publicznego. Najbardziej przypadł mi do gustu punkt pierwszy. Niestety odnoszę wrażenie, że w naszym państwie jest to niemożliwe, tak bardzo kościół zaplątał się w politykę. A szkoda… I jeszcze jedno: amerykańscy kapłani, pasterze są na równi z pozostałymi wyznawcami danej religii (są jedynie po to, by wskazywać drogę do Boga), a nie to, co u nas: jak ksiądz powie, to święte… Spokojnie, nie będę tu nagle krytykować wszystkich księży, bo mam ich też w rodzinie i nie każdy jest taki, ale… (tu każdy może dodać coś od siebie:P).

Rozdział „Amerykański tygiel etniczny” zafascynował mnie chyba najbardziej. Wielokulturowość Ameryki nie jest czymś, co mogłoby mnie zszokować, a jednak… Nie sądziłam, że tylu Amerykanów ma pochodzenie europejskie:  Leonardo di Caprio, William Boeing, Walter Chrysler – niemieckie, Gwyneth Paltrow – polskie, a Frank Sinatra, Sylwester Stallone czy Francis Ford Copolla – włoskie. Dowiedziałam się również, że to Holandia zakupiła od Indian wyspę Manhattan (najpierw powstała tam osada Nowy Amsterdam, która później zmieniła nazwę na Nowy Jork). Kto by pomyślał, że akurat Holandia? (chyba przespałam którąś z lekcji historii:P).

Autor w przystępny sposób tłumaczy również, dlaczego imigranci są tak ważni dla Ameryki:
Gdyby nielegalni imigranci nagle zniknęli z USA, amerykańskie domy stałyby całkowicie zapuszczone, a meble pokryłyby się grubą warstwą kurzu. To spowodowałoby gwałtowny wzrost alergii, a w rezultacie przeciążenie przychodni i szpitali oraz bankructwo firm oferujących ubezpieczenia zdrowotne. W restauracjach musiałyby się pojawić tabliczki „Pozmywaj po sobie”, ale ponieważ nikt nie chciałby przychodzić do takich restauracji, bardzo szybko by upadły. Brak latynoskich hydraulików doprowadziłby z kolei do zalewania mieszkań, kuchni i łazienek, co musiałoby spowodować spadek wartości nieruchomości. (…) Nie wiadomo, kto naprawiałby Amerykanom samochody, a z powodu braku tanich stolarzy i murarzy w poważnych tarapatach znalazłby się przemysł budowlany. Wielkim ciosem dla kobiet byłaby natomiast likwidacja popularnych latynoskich szkół samby. 
Te i inne walory imigrantów opisuje pan Wałkuski. Ameryka bardzo wiele zyskuje na imigrantach i zdaje sobie z tego doskonale sprawę.

Sporo miejsca poświęca autor na tematykę country. Wiedzieliście na przykład, że Taylor Swift czy Lady Antebellum (I Need You Now) to artyści działający na pograniczu stylu pop i country? Warto tu wytłumaczyć, czemu akurat ten rodzaj muzyki ma w Ameryce aż takie „wzięcie”. Country ma populistyczne korzenie i przez wiele, wiele lat była muzyką klasy pracującej. Amerykanie słuchając prostych piosenek o życiu na wsi, na prowincji, utożsamiają się z treściami tam zawartymi.



Z książki dowiemy się również, dlaczego Amerykanie nie stawiają ogrodzeń wokół swoich domów, po co im takie duże samochody i… co z tą bronią?

Marek Wałkuski nie krytykuje, ale też nie zachwala nadmiernie Ameryki. Potrafi dostrzec (i opisać) zarówno jej wady, jak i zalety. Niektóre rzeczy chętnie przeniosłabym na grunt Polski (auta z automatyczną skrzynią biegów – taaak, wiem, że są i u nas, ale…jakie drogie:P), inne – z racji uwarunkowań historycznych – wiem, że są niemożliwe do przyjęcia na naszej ziemi.

Na koniec: jedno jest pewne. Pomimo iż Amerykanie mają znacznie krótszą historię państwowości, zdecydowanie bardziej cenią i szanują swój kraj, niż Polacy.

Ocena: 5,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)