Ameryka, Ameryka… Znamy ją z
filmów, książek czy nadruków na koszulkach. Chyba każdy coś o niej wie. A
jednak z książki, którą Wam dziś zaprezentuję, możemy się dowiedzieć jeszcze
więcej!
Już na wstępie powiem: polecam z
całego serca wszystkim tym, których Ameryka interesuje chociaż trochę.
Korespondent Polskiego Radia, Marek Wałkuski, wspaniale przybliża ten kraj w
bardzo przystępnej formie. „Wałkowanie Ameryki” było kolejną książką (po „Wronach
w Ameryce”), na którą polowałam już od jakiegoś czasu. I o ile Marcin Wrona
chwalił nagminnie USA (subiektywizm rządził w jego książce), o tyle pan
Wałkuski sięgnął do źródeł, poszperał trochę w bibliotekach – słowem,
przedstawił kwestię amerykańską na bardzo szerokim tle historycznym, społecznym
i socjologicznym, starając się za bardzo nie wychylać ze „swoimi” opiniami.
Swego czasu bardzo zżymałam się
podczas oglądania serwisów informacyjnych, kiedy Ameryka po raz setny „wtrącała
się” do polityki innych państw. Po lekturze tej książki wiem przynajmniej, skąd
bierze się to przekonanie o wyjątkowości Amerykanów i choć nadal nie podoba mi
się to, co w tej kwestii robią, znam przynajmniej podłoże tej sytuacji.
Niektóre aspekty amerykańskiego
życia bardzo przypadły mi do gustu. Mam tu na myśli rozdział państwa i
kościoła. Amerykanie są narodem (o dziwo!) bardzo wierzącym i ateista w
zasadzie nie ma szans wygrać wyborów na prezydenta (ta informacja mnie
zszokowała); wierzą i tę swoją wiarę pokazują na wiele różnych sposobów, ale…
No właśnie: ale żaden kościół nie wtrąca się w politykę, nie ma religii w
szkołach, a także nie uświadczy się tam krzyża w miejscach użytku publicznego.
Najbardziej przypadł mi do gustu punkt pierwszy. Niestety odnoszę wrażenie, że w
naszym państwie jest to niemożliwe, tak bardzo kościół zaplątał się w politykę.
A szkoda… I jeszcze jedno: amerykańscy kapłani, pasterze są na równi z
pozostałymi wyznawcami danej religii (są jedynie po to, by wskazywać drogę do
Boga), a nie to, co u nas: jak ksiądz powie, to święte… Spokojnie, nie będę tu
nagle krytykować wszystkich księży, bo mam ich też w rodzinie i nie każdy jest
taki, ale… (tu każdy może dodać coś od siebie:P).
Rozdział „Amerykański tygiel
etniczny” zafascynował mnie chyba najbardziej. Wielokulturowość Ameryki nie
jest czymś, co mogłoby mnie zszokować, a jednak… Nie sądziłam, że tylu
Amerykanów ma pochodzenie europejskie:
Leonardo di Caprio, William Boeing, Walter Chrysler – niemieckie,
Gwyneth Paltrow – polskie, a Frank Sinatra, Sylwester Stallone czy Francis Ford
Copolla – włoskie. Dowiedziałam się również, że to Holandia zakupiła od Indian
wyspę Manhattan (najpierw powstała tam osada Nowy Amsterdam, która później
zmieniła nazwę na Nowy Jork). Kto by pomyślał, że akurat Holandia? (chyba
przespałam którąś z lekcji historii:P).
Autor w przystępny sposób
tłumaczy również, dlaczego imigranci są tak ważni dla Ameryki:
Gdyby nielegalni imigranci nagle
zniknęli z USA, amerykańskie domy stałyby całkowicie zapuszczone, a meble
pokryłyby się grubą warstwą kurzu. To spowodowałoby gwałtowny wzrost alergii, a
w rezultacie przeciążenie przychodni i szpitali oraz bankructwo firm
oferujących ubezpieczenia zdrowotne. W restauracjach musiałyby się pojawić
tabliczki „Pozmywaj po sobie”, ale ponieważ nikt nie chciałby przychodzić do
takich restauracji, bardzo szybko by upadły. Brak latynoskich hydraulików
doprowadziłby z kolei do zalewania mieszkań, kuchni i łazienek, co musiałoby
spowodować spadek wartości nieruchomości. (…) Nie wiadomo, kto naprawiałby
Amerykanom samochody, a z powodu braku tanich stolarzy i murarzy w poważnych
tarapatach znalazłby się przemysł budowlany. Wielkim ciosem dla kobiet byłaby
natomiast likwidacja popularnych latynoskich szkół samby.
Te i inne walory imigrantów
opisuje pan Wałkuski. Ameryka bardzo wiele zyskuje na imigrantach i zdaje sobie
z tego doskonale sprawę.
Sporo miejsca poświęca autor na
tematykę country. Wiedzieliście na przykład, że Taylor Swift czy Lady
Antebellum (I Need You Now) to artyści działający na pograniczu stylu pop i
country? Warto tu wytłumaczyć, czemu akurat ten rodzaj muzyki ma w Ameryce aż
takie „wzięcie”. Country ma populistyczne korzenie i przez wiele, wiele lat
była muzyką klasy pracującej. Amerykanie słuchając prostych piosenek o życiu na
wsi, na prowincji, utożsamiają się z treściami tam zawartymi.
Z książki dowiemy się również,
dlaczego Amerykanie nie stawiają ogrodzeń wokół swoich domów, po co im takie
duże samochody i… co z tą bronią?
Marek Wałkuski nie krytykuje, ale
też nie zachwala nadmiernie Ameryki. Potrafi dostrzec (i opisać) zarówno jej
wady, jak i zalety. Niektóre rzeczy chętnie przeniosłabym na grunt Polski (auta
z automatyczną skrzynią biegów – taaak, wiem, że są i u nas, ale…jakie
drogie:P), inne – z racji uwarunkowań historycznych – wiem, że są niemożliwe do
przyjęcia na naszej ziemi.
Na koniec: jedno jest pewne.
Pomimo iż Amerykanie mają znacznie krótszą historię państwowości, zdecydowanie
bardziej cenią i szanują swój kraj, niż Polacy.
Ocena: 5,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.
Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)