Jak już pewnie wiecie, mam słabość do sag rodzinnych. Lubię do czasu do czasu zanurzyć się w perypetie jakiejś familii, poznawać losy poszczególnych jej członków, patrzeć jak dorastają kolejne pokolenia i delektować się poplątanymi historiami miłosnymi. Taką już jestem uczuciową babeczką i bardzo mi z tym dobrze :-)
Akcja powieści Any Veloso rozpoczyna się w 1908 roku w Portugalii i toczy się aż do 1974 roku. Dzieje bohaterów rozgrywają się przez prawie cały XX wiek, a tłem dla nich są rozmaite wydarzenia historyczne (dwie wojny światowe czy dyktatura polityczna).
Piętnastoletnia Juliana Carvalho jest córką właściciela plantacji dębu korkowego w malowniczej prowincji Alentejo. Juju - bo tak mówią na nią bliscy - potajemnie spotyka się z Fernandem Abrantesem - chłopakiem pochodzącym z biednej, wiejskiej rodziny. Jest on ambitnym młodzieńcem, pragnącym wyrwać się ze swojego światka i oderwać od chłopskich korzeni. Juju i Fernando znają się i przyjaźnią od dziecka. Z czasem jednak coraz bardziej muszą ukrywać swoją znajomość, tym bardziej, że z przyjaźni przeobraziła się ona w miłość. Różnice w pochodzeniu - na tamte czasy to była przepaść, mezalians, a młodzi nie mieli tyle sił, by przeciwstawić się powszechnie obowiązującym normom społecznym. Kiedy okazuje się, że Juju spodziewa się dziecka, pod wpływem impulsu postanawia wyjść za mąż za chłopaka z tak zwanego "dobrego domu". Rui da Costa juz od jakiegoś czasu starał się o rękę dziewczyny, więc decyzja ta nikogo specjalnie nie zaskoczyła. Najgorsze dla Juju jest (oprócz niemożności życia z ukochanym mężczyzną) jednak to, że sama do końca nie wie, który z mężczyzn jest ojcem jej dziecka (wiem, że to zaczyna brzmieć jak skrót jakiejś telenoweli:P). Wybiera opcję "wygodnego życia" z facetem, którego nie kocha, a jedynie lubi. Drogi Juju i Fernanda rozchodzą się, każde idzie w swoją stronę. Po pewnym czasie do Juju dociera, jak bardzo kocha Fernanda i że jej życie bez jego obecności jest jałowe. Natomiast Fernando, jak na faceta przystało "wraca na ziemię" - wyjeżdża z Belo Horizonte w Altenejo, realizuje swoje dziecięce marzenia i zostaje pilotem wojskowym. Los płata figle, więc często drogi Juju i Fernanda krzyżują się. A wtedy - dzieje się, oj dzieje...
Echa dawnych decyzji - odzywają się po latach. Tajemnica goni tajemnicę, a pełnokrwiści bohaterowie sprawiają, że lektura powieści Any Veloso jest przyjemnością.
Nie potrafię jednak klarownie wytłumaczyć, co za myśl kołacze mi z tyłu głowy. Powieścią się delektowałam, ale z jakichś przyczyn miałam czasem wrażenie, że oglądam brazylijski serial (czytaj: telenowelę). Do tej pory nie wiem, co było tego przyczyną - gdybym jednak miała porównywać, to saga Sarah Lark zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu (a raczej: skradła moje serce). Może istotne znaczenie ma również tło i sceneria wydarzeń? Może Nowa Zelandia zauroczyła mnie bardziej niż Portugalia? Nie jest to jednak mankament, przez który "skreśliłabym" całkowicie tę barwną historię. Piękny język, intrygujące wydarzenia i brzemię przeszłości - chociażby dla nich warto sięgnąć po książkę "Bądź zdrowa, Lizbono". Uczuciowym kobietkom ceniącym zawiłe rodzinne historie - jak najbardziej polecam.
Grubość książki: 2,90 cm
Grubość książki: 2,90 cm
Ostatnio sagi rodzinne to coś dla mnie, więc myślę, że się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa tam czasami lubię od niechcenia obejrzeć jakieś odcinki telenoweli (głównie przez moją nastoletnią siostrę, która często je puszcza, gdy jestem w domu na weekend) :D Powyższą książką mnie kupiłaś, a raczej ona mnie kupiła - głównie przez Portugalię i wydarzenia rozgrywające się w tle. Ostatnio polubiłam takie powieści :)
OdpowiedzUsuńTaka saga jak najbardziej jest dla mnie; )
OdpowiedzUsuńMimo jakiegoś braku chętnie bym, się skusiła.
OdpowiedzUsuń