niedziela, 26 października 2014

Dominika Figurska, Agata Puścikowska, I co my z tego mamy?

Na ogół, kiedy rozglądamy się wokoło, widzimy rodziny z jednym lub dwójką dzieci. Troje pociech to już rzadkość, o większej liczbie potomstwa nie wspominając. Nie posiadam odpowiednich kompetencji ani narzędzi socjologicznych, by się o tym wypowiadać, jednak pozwolę sobie zauważyć, że sytuacja społeczna jedno pokolenie wstecz wyglądała całkiem inaczej. Wystarczy, że powiem, iż moi rodzice pochodzą z rodzin wielodzietnych (w których było więcej niż troje dzieci - więc wujków i cioć mam, jak możecie się domyślać, całkiem sporo). Ja posiadam "tylko" jednego brata, podobnie jak mój mąż mający jedną tylko siostrę. A my? No cóż, mnie marzy się "parka" pociech, ale życie pokaże, co jest nam pisane. Kiedyś wielodzietność była, powiedzmy, normą - jakkolwiek na to nie spojrzeć, dziś jest odstępstwem i czymś, co dziwi i frapuje resztę społeczeństwa. Temat rodzicielstwa w kontekście wielodzietności postanowiły podjąć Dominika Figurska - aktorka filmowa i teatralna oraz Agata Puścikowska - dziennikarka, felietonistka i reportażystka. Oprócz poglądów obie panie łączy ilość dzieci - każda z nich jest mamą pięciu pociech.


Owszem, przyznaję rację autorkom - wielodzietność jest w Polsce postrzegana jako patologia - nie zawsze, ale jednak. Nie ma się jednak co dziwić, media kreują rzeczywistość. A to właśnie w TV najczęściej oglądamy rodziny wielodzietne borykające się z problemami - przemocą, alkoholem itd. niż "książkowe" wzory wielodzietnych rodzin idealnych. Jednak, gdy rozejrzymy się wokoło, szybciej dostrzeżemy właśnie tę pierwszą - przynajmniej ja mam takie doświadczenia z własnego podwórka.

Życie w rodzinie wielodzietnej to coś na kształt "jazdy bez trzymanki" - bo nie dość, że trzeba ogarnąć dom (wyobrażacie sobie te sterty ciuszków do prania i prasowania?), pomóc dzieciom w lekcjach, to jeszcze trzeba posiadać talent organizacyjny, by wszystko funkcjonowało w miarę normalnie (celowo nie piszę: "jak w szwajcarskim zegarku", bo ideał w przypadku takiej rodziny trudno osiągnąć, o czym autorki głośno mówią). Obie panie wprost przyznają, że trzeba być niezwykle elastycznym i zamiast planu dnia mieć w głowie przynajmniej jego szkic, wedle którego próbują działać. Każdy dzień jest inny, bo też każde dziecko jest inne i czasem trudno cokolwiek przewidzieć i zaplanować.

Książka jest wywiadem-rzeką dwóch mądrych kobiet, które są spełnionymi matkami. Nie uciekają od trudnych tematów związanych z macierzyństwem czy pogodzeniem życia rodzinnego z pracą zawodową. Pięknie mówią o miłości, swoich dzieciach, swojej wierze (na pewno część czytelników zarzuci autorkom ich religijne podejście do tematu). Mało tu jednak wiadomości o tym, jak ich mężowie zapatrują się na kwestię wielodzietności. Obawiam się też, że autorki żyją chyba w nieco innym świecie - jedna jest rozpoznawalną aktorką, druga dziennikarką. Obie pracują więc w tzw. wolnych zawodach. Ich czas pracy jest elastyczny. Poszperałam trochę w Internecie i okazało się, że pani Figurska raczej nie może narzekać na sytuację finansową (ojciec męża jest KIMŚ tam...). Okej, obie panie mają zdrowe podejście do wychowywania piątki dzieci i "ogarniania" domu, ale nie wydaje mi się, aby ich przypadki mogły być odzwierciedleniem standardowej polskiej rodziny z piątką dzieci. Sorry, ale jakoś nie potrafię tego kupić tak na sto procent... Zgadzam się z wieloma opiniami, które prezentują na łamach tej niezbyt grubej książeczki, ale patrzę na to wszystko z lekkim przymrużeniem oka. Prawdą jest, że na panią Figurską na łamach portali plotkarskich wylewa się tony jadu - chyba z prostej przyczyny: aktorka nie kryje się ze swoim przywiązaniem do wartości (dziś mówi się "konserwatywnych"), a to kole w oczy... Dobrze, że panie nie poszły w stronę poradnictwa, książka nie jest poradnikiem, lecz zapiskiem luźnych rozmów pomiędzy przyjaciółkami. I to mi się podoba.

Mogę polecić tę książkę jako pozycję ukazującą wartość rodziny wielodzietnej. Tam miłość się mnoży, a nie dzieli - im więcej dzieci, tym więcej miłości. Jedynakiem trzeba się zajmować, wymyślać mu zabawy itd. Przy większej liczbie pociech, dzieci w pewnym wieku zaczynają zajmować się sobą nawzajem, a tym samym uczą się życia w społeczeństwie.

I co one z tego mają? Przekonajcie się sami.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater oraz wydawnictwu Znak


Grubość książki: 1,40 cm

5 komentarzy:

  1. Faktycznie życie w wielodzietnej rodzinie to "jazdy bez trzymanki", ale z drugiej strony ile miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie dowiem się co z tego mają, bo nie planuję czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam kolejną recenzję tej książki i kolejna dobra opinia. Tytuł już mam zapisany na mojej liście książek obowiązkowych do przeczytania, bo temat książki jest (przynajmniej dla mnie) bardzo intrygujący :) Poza tym bardzo lubię i szanuję obie autorki - dam im szansę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam zdania na temat życia w wielodzietnej rodzinie. Ja jestem jedynaczką, mój mąż ma "tylko" brata...

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)