Adolf Nowaczyński to polski pisarz, satyryk, poeta,
dramaturg,
wybitny publicysta, krytyk, działacz polityczny i społeczny żyjący na przełomie XIX i XX wieku. Na Uniwersytecie Jagiellońskim studiował prawo oraz literaturę. Pierwsze próby pisarskie podejmował już podczas nauki w gimnazjum. Jednym z najdoskonalszych artystów był dla niego Stanisław Wyspiański, o którym nigdy nie wypowiadał sie źle. Dobrego słowa nie otrzymał od niego natomiast Piłsudzki. Nowaczyński uchodził za jednego z jego najzagorzalszych krytyków (za co został trzykrotnie pobity). Pod koniec XIX wieku uważany za jeden z filarów cyganerii. Zmarł w stolicy miesiąc przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Na sześć lat przed śmiercią ukazały się "Słowa, słowa, słowa". Dzięki Wydawnictwu RYTM w moje ręce trafiło wznowienie tej książki.
"Słowa, słowa, słowa" to pozycja, której nie da się tak po prostu streścić. Znaleźć tam możemy mnóstwo anegdot, rozmaite dygresje dotyczące różnorodnych zagadnień - na przykład literatury. Jeden z komentarzy dotyczących dzieł literackich traktuje o "Kordianie" Juliusza Słowackiego (prototyp Kordiana był klerykiem w zakonie ojców pijarów) lub wierszu Adama Mickiewicza pt. "Reduta Ordona". W sprawie tego ostatniego długo trwał spór, czy aby na pewno Julian Ordon wysadził redutę nr 54... Nowaczyński próbuje również na nowo interpretować pewne zdarzenia lub zachowania ludzi. Pod lupę bierze przykładowo fenomen pana Kulczyckiego, który otworzył pewną kawiarnię w Wiedniu w 1683 r. po pogromie Turków. W barwny i wyrafinowany sposób opowiada nam o tym mówcy, gawędziarzu, w którego ustach nawet wulgaryzmy brzmiały kunsztownie. Nie zapomina jednak Nowaczyński o edukacyjnym celu swej twórczości. Mamy tu bowiem podany morał w bardzo ciekawej formie:
Najpierw taki, że to wszystko, co z imaginacji poczęte, zawsze bywa piękniejsze od tego, co w rzeczy samej miało miejsce i się wydarzyło. Drugie, że i w łganiu, jako we wszystkim, wszyscy powinni konserwować pewną miarę alias umiar. I w las się zbyt daleko nie zapędzać. (s.38)
Zaciekawił mnie rozdział o "odbrązawianiu" rozmaitych legend i ukazywaniu autentycznej dziejowej rzeczywistości. Zarzuca autor (szczególnie) poetom tworzenie różnych mitów:
Niekiedy jeden krótki wiersz jednego, byle świetnego poety obdarzył nieśmiertelnością kogoś, kto na nią właściwie nie zasłużył, podczas gdy właśnie tysiąckrotnie więcej zasłużeni nie jeno znikli w zapomnienia cieniach, ale w ogóle nigdy w świadomości ogółu nawet nie zaistnieli. (s.67)
Pewien rozdział traktuje o rozwoju gospodarczym. Czytałam go z uśmiechem, bo - jak się okazuje - problemy z drogami w naszym kraju mamy chyba "od zawsze". Przed asfaltem były problemy z nieutwardzonymi, za to bardzo dziurawymi traktami...
Mistrz pióra oprowadza nas po nieznanych zaułkach historii, zapoznaje z życiorysami osób znanych nam mniej lub bardziej (współczesnemu czytelnikowi raczej mniej). Wiele z tych historii czyta się niczym opowieści awanturnicze, przygodowe bądź sensacyjne. Autor sięga po rozmaite chwyty: raz zaskakuje przedziwnym stylem, raz doprawia swoje wywody szczyptą humoru. Bywa również złośliwy, ale nie nadto.
Gdybym miała określić styl Adolfa Nowaczyńskiego to musiałabym przyznać, że jest: erudycyjny, zaskakujący, inteligentnie zabawny. Ujawnia się w nim ogromna wiedza historyczna autora. Język jest szczegółowy, każda opowieść ocieka detalami - coraz rzadziej odnajdujemy takie poszanowanie dla języka.
Mimo wielu zalet obawiam się, że nie jest to literatura dla wszystkich. Pomimo, że ja sama uwielbiam delektować się słowem pisanym, miałam spore problemy ze zrozumieniem treści. Archaiczny język (nie wszędzie, ale jednak), a do tego mnóstwo obcojęzycznych wtrętów, które nie zostały przetłumaczone, powodowały, że musiałam niektóre zdania wykoncypować sobie z kontekstu. Nie zawsze było to takie proste. Sądzę jednak, że miłośnikom erudycyjnego stylu pisarzy przełomu XIX i XX wieku, taka książka może się spodobać.
Ocena: 4,5/6
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Oficynie Wydawniczej RYTM ;-)
Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Grubość książki: 2,70 cm
Bardzo podoba mi się ta publikacja.
OdpowiedzUsuńTo chyba jednak lektura nie dla mnie. Nie znoszę obcojęzycznych, nie przetłumaczonych wyrazów.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za takimi książkami. Archaiczny styl tylko mnie odstrasza, nie mam teraz ochoty i czasu zmagać się z takimi książkami. Wolę coś mniej wymagającego :)
OdpowiedzUsuń,,Sądzę jednak, że miłośnikom erudycyjnego stylu pisarzy przełomu XIX i XX wieku, taka książka może się spodobać."
OdpowiedzUsuńMyślę, że jest to książka, która jak najbardziej przypadnie mi do gustu. Dodatkowo zachwyca mnie okładka tej publikacji. Piękna!
"Słowa, słowa, słowa" w roku 1938 to był hit. Zestaw artykułów, które wcześniej ukazały się w różnych pismach. Dzięki temu były recenzowane, a że ich autor miał wielu wrogów - wytykano mu wszystkie błędy, których zresztą było niewiele. A język Nowaczyńskiego? To było mistrzostwo świata w erudycji, paszkwilu i gawędziarstwie. Komu podoba się Nowaczyński powinien poczytać Boya-Żeleńskiego w oryginale z "Wiadomości Literackich" (są w necie) albo Stanisława Wasylewskiego. Nowaczyński był niezrównanym kpiarzem o filmowym życiu i tylko dlatego, że był antysemitą (choć miał wielu przyjaciół Żydów) - jest wykreślony z polskiej kultury. Ale i to się zmieni. Nowaczyński jako publicysta prowadził "monitoring" wszystkiego "co ciekawe": od polityki, poprzez dysputy literackie, historyczne, o lotnictwie, skończywszy na... seksie. Wszystko to na sposób wówczas nowoczesny. Mimo, że pisał najczęsćiej w gazetach endeckich - pisał co chciał. Najpoczytniejszy publicysta II RP. Najbardziej komentowany, najbardziej wówczas kontrowersyjny a jednocześnie tradycjonalista pod wieloma względami. Przy jego tekstach słynny Słonimski to "cienias". Ciekawostką jest, że Nowaczyński już w II RP był aż trzykrotnie więziony (1918,1923, 1925). Trzykrotnie pobity (1922, 1927,1931). W czerwcu 1931 usunięto mu operacyjnie lewe oko. To Nowaczyński jako endek i nacjonalista i antysemita protegował Skamandrytów (pochodzenia żydowskiego) w wielołamowym tekście na łamach "Skamandra" (rok 1921) za który dostał cięgi w swoim obozie politycznym. Potem te pochwały odwołał, gdyż skamandryci zaczęli opiewać Piłsudskiego. Nazywał ich "gęślarzami" Piłsudskiego. Takich wolt miał Nowaczyński całe mnóstwo. Np. w roku 1934 pisał o Hitlerze jako o... katoliku. Nowaczyński nawracał się powoli i w roku 1938 był w Rzymie na beatyfikacji księdza Boboli. Itd. Itd. Jedna z najciekawszych postaci polskich i europejskich I połowy XX wieku. Autor kilkudziesięciu tysięcy artykułów, może 50 tyś? Może więcej? Rozsianych po tylu pismach i tak odmiennych kierunkach ideowych (także zagranicznych np. czeskich), że bibliografia jego dorobku jest wprost niemożliwa lub bardzo bardzo trudna do skompletowania.
OdpowiedzUsuń