To już moje trzecie spotkanie z twórczością Maureen Lee. Do tej pory miałam przyjemność zapoznania się z "Wrześniowymi dziewczynkami" oraz "Wędrówką Marty". O ile pierwsza z nich mnie zachwyciła, o tyle drugą się nieco rozczarowałam. Przy "Matce Pearl" zauważam minimalną tendencję wzrostową, ale... "nie ma aż takiego szału" jak przy "Wrześniowych dziewczynkach". Za moment postaram się wytłumaczyć, skąd taka opinia.
Najpierw przedstawię Wam bohaterów i tło wydarzeń. Akcja toczy się w dwóch wymiarach czasowych, dwóch płaszczyznach. Część historii rozgrywa się w latach II wojny światowej. Poznajemy Amy i Barney'a, którzy są piękni, młodzi, szczęśliwi i wzajemnie w sobie zakochani. Dosyć szybko pobierają się, ale - na ich nieszczęście - wybucha wojna. Barney zaciąga się do wojska. Amy pozostawiona sama sobie również postanawia pomóc, zrobić coś dla wojny i wkrótce zostaje naczelnikiem pewnej stacji kolejowej. Barney przeżywa ciężkie chwile na froncie, by ostatecznie dostać się do niewoli jako jeniec wojenny. Wraca, ale jest innym człowiekiem. Amy nie potrafi zrozumieć jego zachowania. Zaczynają się spory, kłótnie. Na świecie pojawia się ich córeczka, Pearl, ale nie za bardzo zmienia to sytuację w ich domu. Pewnego dnia jedna z takich kłótni kończy się tragicznie... Amy zostaje oskarżona o zabójstwo męża. Na długie lata trafia do więzienia.
Druga przestrzeń czasowa to lata 1971-72. Tu narratorką jest wcześniej wymieniona Pearl. Opisuje tu ona swój świat i wszystko, co się w nim dzieje. Następuje moment, w którym jest świadkiem wyjścia na wolność swojej matki, Amy. Kobiety nie widziały się przez dwadzieścia lat, bowiem Pearl nie odwiedzała matki za kratkami. Jej wychowaniem zajęli się brat Amy wraz z żoną. Rodzina czekała na uwolnienie Amy z niecierpliwością, natomiast sama Pearl nie wiedziała, jak ma się do tego ustosunkować... No bo jak przywitać matkę, która zamordowała swojego męża, a jej ojca? W dziewczynie kotłują się skrajne emocje.
Jeżeli lubicie odkrywać rodzinne sekrety, główkować nad rozwikłaniem tajemnic, buszować i odkrywać przeszłość bohaterów, to ta książka jest dla Was. Mogę Wam obiecać, że pewnych zwrotów akcji nie jesteście w stanie przewidzieć i będziecie "wbici w fotel". Autorka postanowiła ukazać wojnę zza kulis, opisuje problemy żołnierza w trakcie wojny oraz po zakończeniu działań na froncie. Z precyzją odmalowuje przed nami psychikę człowieka "skrzywionego przez wojnę", który z normalnego, zdrowego mężczyzny zmienia się w udręczonego, rozchwianego emocjonalnie osobnika.
To powieść o mądrych kobietach, o ciężkich wojennych realiach, zawiłych uczuciach ludzkich, potędze przyjaźni oraz sile matczynej miłości. Język dostosowany adekwatnie do treści. Bohaterowie pełnokrwiści, do tego stopnia, że czytając o losach ciotki Pearl miałam ochotę potrząsnąć nią za jej specyficzny sposób bycia. Tego typu reakcje zawsze uznaję za wartość książki, która potrafi mnie do nich "pobudzić".
"Matka Pearl" to ciekawa lektura, ale muszę stwierdzić, że chwilowo twórczość Maureen Lee nieco mi się "przejadła". Może powinnam zrobić dłuższą pauzę po przeczytaniu "Wędrówki Marty"? Zbieżność tematów, podobna rzeczywistość świata przedstawionego - za wiele podobnych chwytów... Mam cichą nadzieję, że nie powielają się one w jej kolejnych powieściach.
Ocena: 5-/6
Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Grubość książki: 2,60 cm
Lubię książki o tematyce rodzinnych sekretów - może kiedyś przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że przeczytam. Coś czuję, że mi się spodoba
OdpowiedzUsuńKsiążka już od dawna czeka na mojej półce na przeczytanie. Nie wiem kiedy do niej zajrzę...
OdpowiedzUsuń