środa, 15 stycznia 2014

Sarah Lark, W krainie białych obłoków

Uwielbiam sagi rodzinne, ale prawda jest taka, że nie zawsze mam na nie czas. Najczęściej są to książki pokaźnych rozmiarów i nie zawsze mam siłę targać je ze sobą w różne miejsca. Tym razem jednak nie zraziłam się, widząc sześćset stron lektury z dosyć drobnym drukiem. Przeczytałam mnóstwo pozytywnych recenzji i postanowiłam zatopić się w barwnej historii pewnych rodzin. Skutek? Jestem ogromnie usatysfakcjonowana i przekonana, że tak szybko nie zapomnę o książce niemieckiej pisarki Sarah Lark pt. "W krainie białych obłoków".

Mamy rok 1852, akcja początkowo toczy się w Londynie, ale dosyć szybko przenosimy się na tereny pięknej, jeszcze nie do końca ujarzmionej Nowej Zelandii. Dwie młode kobiety wyruszają w rejs w nieznane, by rozpocząć życie u boku mężów (których również nie znają!). Lady Gwyneira jest zaręczona z synem pewnego bogatego człowieka, zwanego "owczym baronem", a młoda guwernantka - Helen postanowiła odpowiedzieć na anons z parafialnej gazetki i rozpoczęła listowną znajomość z pewnym farmerem. Każda z nich liczy na to, że w tej nowej krainie spotka szczęście i miłość. 

To niezwykle barwna, intrygująca i wciągająca saga rodzinna. Mogłabym tu wypisywać znacznie więcej epitetów, ale nie ma to większego sensu. "W krainie białych obłoków" jest po prostu godna uwagi osób, ceniących sobie ten typ powieści. Niczego tam praktycznie nie brakuje: mamy pełnokrwistych bohaterów, mnóstwo emocji (od miłości, przyjaźni aż po zawiść i nienawiść) oraz przepiękne opisy krajobrazów. Czegóż chcieć więcej?

Wracając jednak do bohaterów - sądzę, że większości z Was spodobałaby się ognistowłosa i temperamentna Gwyneira, kochająca zwierzęta (szczególnie konie oraz psy), która nie da sobie "w kaszę dmuchać". Spokojniejszej części czytelników mogłaby natomiast przypaść do gustu spokojna Helen, która również potrafi walczyć o swoje. Bohaterek płci pięknej, jak to w sadze rodzinnej, jest znacznie więcej, nie będę tu jednak wszystkich opisywać. Mężczyźni występujący na kartach tej powieści... oj wiele można by o nich powiedzieć: niektórzy z nich są w gorącej wodzie kąpani, inni czuli, troskliwi, ale nie spełniający ówczesnych "męskich" wymagań, a jeszcze inni - surowi, zahartowani w ciężkiej pracy. Autorka umiejętnie prowadzi nas przez losy dwóch rodzin, które nierozerwalnie są ze sobą powiązane, choć początkowo ich członkowie nie do końca zdają sobie z tego sprawę.

Skąd jednak pomysł, żeby młode kobiety opuszczały ojczyznę i wyruszały tysiące kilometrów od rodzinnych stron? Ano dlatego, że w opisywanym czasie Nowa Zelandia była dopiero kolonizowana. Dotarli tam już pionierzy, pierwsi mężczyźni, którzy wyruszyli w poszukiwaniu przygód (mamy tu też poszukiwaczy złota, a jakże!), ale brakowało tam... kobiet. Stąd pomysł umieszczania ogłoszeń matrymonialnych w angielskich gazetkach parafialnych.

Nie ma tu typowych zwrotów akcji, o jakich mówimy recenzując na przykład jakąś powieść sensacyjną, ale mamy za to mnogość różnorodnych sytuacji: niektóre zdarzają się w rodzinach po dziś dzień, inne - ku mojej uldze - zdarzały się chyba li tylko osadnikom na nowych ziemiach. Powieść "W krainie białych obłoków" jest napisana językiem lekkim. Tej książki się nie czyta. Ją się "pochłania". Po tej lekturze muszę powiedzieć, że jestem zafascynowana Nową Zelandią. W końcu dotarło do mnie, że to właśnie tam kręcono "Władcę Pierścieni"...

Nie będę ukrywać - to zdecydowanie typ powieści przeznaczonych dla kobiet. Mężczyznom mogłyby spodobać się co najwyżej opisy hodowli owiec, zdobywania nowych terenów na nieznanych ziemiach, ale poza tym treść, emocje i wszystko, co można znaleźć w tej książce, bardziej przemówi do płci pięknej.

Gorąco polecam!

Ocena: 5,5/6

Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu:

Grubość książki: 3,40 cm
Mój wzrost: 173 cm

7 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba, lubię takie historie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresował mnie wątek podróży do Nowej Zelandii,. Motyw kolonializmu to zawsze ciekawe urozmaicenie powieści, której akcja toczy się w XVIII lub XIX wieku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię sagi rodzinne, zwłaszcza wciągające, choć tak jak piszesz - przeraża mnie czasami ilość stron :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowa Zelandia to mało znana przeze mnie kraina. Warto więc przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowa Zelandia jest rzeczywiście piękna (♥) i tak jakby oderwana, odsunięta od reszty świata. No nie wiem, takie mam wrażenie.

    B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam dalsze losy bohaterek w "Piesni Maorysów" - wspaniała książka!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)