W Polsce książka ukazała się dopiero po sześciu latach od premiery w Ameryce, ale chyba jesteśmy przyzwyczajeni do tego typu opóźnień. Autor, Jonah Goldberg, jest publicystą prestiżowych pism; obecnie mieszka w Waszyngtonie. Podtytuł omawianej tu książki brzmi "Tajemna historia amerykańskiej lewicy od Mussoliniego do polityki zmiany" i dobrze oddaje treść "Lewicowego faszyzmu". Goldberg bowiem bezlitośnie odsłania korzenie amerykańskiego liberalizmu (rozumianego w "lewicowym" sensie), wskazując na faszyzm. W notce Od Wydawcy mamy klarownie wyjaśnione, czym różni się pojęcie "liberalny" w Europie od jego rozumienia w Ameryce. O ile w Europie hasło to zachowało swój pierwotny sens ("ograniczenie władzy państwa po to, aby utrzymać szeroko zakrojoną wolność jednostki, funkcjonowanie wolnego rynku, a także rządy prawa"), o tyle w Stanach Zjednoczonych odnosi się do osób "popierających szeroki zakres interwencji państwa". Jakby nie patrzeć termin ten oznacza w USA to, co my w Europie nazywamy poglądami lewicowymi czy socjalistycznymi. Rozbieżność terminologiczna i zakłamanie to coś, co autor demaskuje na łamach książki, której oryginalny tytuł brzmi: "Liberal Fascism".
Autor uważa, że dzisiejszy liberalizm jest ideologią kierującą się "dobrymi intencjami" (którymi, wiemy co jest wybrukowane). W swojej książce Goldberg stara się wykazać, że nawet najlepsi mogą ulegać pokusie totalitarnej. Swoje wywody zaczyna od historii Mussoliniego i zauważa, że przed jego rządami nikt nie łączył faszyzmu z antysemityzmem, a samego przywódcę popierało mnóstwo "ważnych" osób (w tym wielu intelektualistów, artystów). Poprzez przybliżenie biografii Mussoliniego próbuje autor wykazać swoją tezę o faszystowskich korzeniach amerykańskich liberałów. Źródeł myśli faszystowskiej szuka w romantycznych koncepcjach narodowościowych i w filozofii Rousseau (zwanego ojcem współczesnego faszyzmu). Okazuje się bowiem, że naśladując francuskich rewolucjonistów Mussolini kopiował strategię wprowadzania świąt pogańskich i narodowych (Mussolini często deklarował, że "faszyzm to religia").
Wiele do zastanowienia daje poniższy cytat:
Zazwyczaj uważa się kryzys za zasadniczy mechanizm faszyzmu, ponieważ w sytuacjach kryzysowych rezygnuje się z debat i demokratycznych rozważań. Z tego względu wszystkie ruchy faszystowskie przeznaczają bardzo wiele energii na przedłużanie groźnej sytuacji kryzysowej. (s.73)
Jednym słowem Goldberg uważa, że amerykańska lewica ma wiele wspólnych cech z poglądami społecznymi czy gospodarczymi Mussoliniego czy Hitlera (we wczesnym stadium jego aktywności politycznej). Autor drobiazgowo tłumaczy pojęcie faszyzmu, a następnie wskazuje, które z pomysłów lewicy są podobne lub nawet zbieżne z faszystowskimi teoriami. Najbardziej zaskoczył i zaszokował mnie rozdział: "New Age: teraz wszyscy jesteśmy faszystami", w którym autor po kolei wymienia mnóstwo hollywoodzkich produkcji, doszukując się w nich elementów faszystowskich (znajdziemy tu i "Matrixa" z Neo, którego można nazwać Nowym Człowiekiem czy "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" z uczniami, których autor nazywa młodymi nadludźmi idącymi ślepo za swoim charyzmatycznym przywódcą). "Obrywa się" też takim filmom, jak "Waleczne serce" czy "Ostatni samuraj", bo nie chwaliły jednostkowej wolności, tylko wolność plemienia, które mogło się kierować swoimi (relatywnymi) wartościami.
Wstęp do książki napisał nie kto inny, jak sam profesor Leszek Balcerowicz. Już pierwsze słowa skłaniają do głębszej refleksji:
Propaganda nie musi być prawdziwa, aby zatriumfować w umysłach ludzi. Wystarczy, gdy jest silna i uporczywa oraz umiejętnie gra na emocjach. (s.7)
To lektura "cięższego kalibru", wymagająca skupienia i kradnąca wiele chwil na przemyślenia. Podczas czytania tego typu książek zawsze mam żal do siebie, że tak mało wiem o świecie, o różnych historycznych i politycznych konotacjach. Na dodatek często okazuje się, że podręczniki z których czerpiemy wiedzę o tym świecie, są zakłamane i prawdy należy szukać gdzie indziej. Podchodzę do tej lektury z pewną dozą sceptycyzmu, ale zdaję sobie sprawę, że można w niej znaleźć odpowiedzi na wiele pytań.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu ZYSK i S-ka
Ta recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Grubość książki: 3,50 cm
Książka raczej trudna, ale mogłaby przydać mi się na studiach więc może sięgnę :)
OdpowiedzUsuńWydawnictwo spisało się na medal projektując okładkę tej książki. Sięgnęłabym po nią nawet gdybym nie przeczytała wcześniej Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuńFenomenalny temat, jestem bardzo ciekawa wnętrza tej książki, z pewnością po nią sięgnę. Okładka to po prostu mistrzostwo świata, ta gra symboli i kolorów jest rewelacyjna!
OdpowiedzUsuńNa pewno warto przeczytać taką publikację. Jeśli będę miała okazję to na pewno zajrzę.
OdpowiedzUsuń