wtorek, 18 lutego 2014

Sarah Lark, Pieśń Maorysów

Wiele razy wspominałam o tym, że bardzo sobie cenię sagi rodzinne. Nie umiem tego klarownie wyjaśnić, ale podczas czytania takich rodzinnych historii wyciszam się, uspokajam wewnętrznie. Zapominam wtedy o wszelkich problemach, chcę się tylko zatopić w lekturze i poznawać losy bohaterów. Nie inaczej było, kiedy w moje ręce trafiła kontynuacja książki "W krainie białych obłoków" (recenzja TU), czyli "Pieśń Maorysów". Druga część sagi nowozelandzkiej bez reszty mnie pochłonęła...

Powieść jest kontynuacją dziejów bohaterów, których poznałam czytając "W krainie białych obłoków", ale w zasadzie, gdybym na przykład trafiła na tę książkę, nie znając treści poprzedniego tomu, to - na szczęście - niewiele bym straciła. Powieść sama w sobie jest kompletna, a znajomość wcześniejszych dziejów jedynie wzbogaca jej odbiór.

Tym razem treść powieści pozwolę sobie przytoczyć z okładki:
Nowa Zelandia, rok 1893. William Martyn jest lepiej wykształcony i ma więcej ogłady niż większość ludzi, którzy trafili do Queenstown w poszukiwaniu złota. I nic dziwnego. Will jest bowiem synem irlandzkiego szlachcica. Zakochuje się w nim, i to chyba z wzajemnością, pełna temperamentu Elaine, gdy w odwiedziny przyjeżdża Kura-Maro-Tini, kuzynka Elaine i półkrwi Maoryska, zaś William bez namysłu ulega jej egzotycznej urodzie i swobodnemu zachowaniu.
Niezwykła historia miłości, trudnych wyborów, zdrady, namiętności i niełatwej przyjaźni. A wszystko na tle egzotycznej kultury maoryskiej.

I znów mogłabym napisać wiele podobnych zdań, którymi określiłam pierwszą część sagi Sarah Lark: wciągająca, intrygująca, barwna. Ta napisana z polotem powieść urzeka od pierwszych stron, a autorka prowadzi nas przez meandry życia bohaterów i bohaterek, niejednokrotnie zaskakując. Ta podróż w czasie po prostu mnie zachwyciła. Widać, że autorka wie, o czym pisze (jako przewodnik bywała na Nowej Zelandii i zapoznała się z jej - dosyć krótką - historią). Kultura Maorysów została ukazana na europejskim tle, ale w niczym jej to nie zaszkodziło. Wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie, że powrót do świata natury jest jak najbardziej wskazany, a ludowe zaszłości niejednokrotnie potrafią uratować życie. Bohaterowie pełnokrwiści, różnorodni, do bogactwa dochodzą ciężką pracą. Wszystko to tworzy zgrabną, wciągającą opowieść.

Jeżeli od książki oczekujecie emocji, to polecam Wam "Pieśń Maorysów" i z niecierpliwością czekam na tłumaczenia innych książek autorki.

Ocena: 5,5/6


Grubość książki: 4,20 cm

Czy możecie polecić mi jakieś inne sagi rodzinne warte uwagi? Za wszelkie tytuły będę ogromnie wdzięczna :D

***
Kochani! Dziękuję za Waszą obecność i odwiedziny - może zauważyliście, że przekroczyłam próg 10 tysięcy wyświetleń - to mój malutki sukces, którego nie odniosłabym bez Was :*

5 komentarzy:

  1. Na pewno sięgnę po tę książkę. Jej okładka jest zniewalająca, a fabuła, może niezbyt oryginalna, dla mnie jest interesująca. Zapiszę sobie ten tytuł, nawet nie chcę myśleć o tym, który to już z kolei:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I kolejna książka, którą muszę przeczytać, a raczej sagę. Sagi lubię, ale niestety nie mogę Ci żadnej polecić, bo zbyt wielu nie znam, a praktycznie żadnej. Kiedyś dawno je czytałam, a teraz na nowo zaczynają mnie intrygować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie o niej napisałaś, aż mnie do niej ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z chęcią bym przeczytała, rzadko sięgam po ten gatunek, więc trudno mi coś polecić.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)