wtorek, 5 sierpnia 2014

Remigiusz Grzela, Złodzieje koni

Cenię sobie książki traktujące o relacjach rodzinnych. Może bierze się to stąd, że sztuki budowania relacji międzyludzkich czy wielu zachowań uczymy się właśnie w rodzinie. I fascynująco jest patrzeć, jak z biegiem lat uczymy się nie powielać błędów naszych rodziców - ileż to razy możemy usłyszeć/lub sami wypowiedzieć: "ja nie będę taki jak mój ojciec/taka jak moja matka", a potem sami łapiemy się na tym, że nawet określone zdanie intonujemy dokładnie tak, jak oni. Dość o tym.
Kiedy na okładce przeczytałam, że "Złodzieje koni" to powieść o "pokoleniach mężczyzn w „zaklętym” kręgu kompleksów, słabości i tchórzostwa", poczułam, że warto dać jej szansę. Czy się zawiodłam?


"Złodzieje koni" opowiadają dzieje trzech mężczyzn. Mężczyzn połączonych więziami rodzinnymi. Ich rodzina nie jest tą z gatunku podręcznikowych. Ich familia nie powinna stanowić wzoru dla innych. Każdy z opisywanych na łamach powieści facetów powinien podjąć trud walki z własnymi słabościami. 

Stanisław to starszy pan, ma już 86 lat. Od około pięćdziesięciu lat mieszka w Stanach - to właśnie tam uciekł z Polski. Ma za sobą partyzancką przeszłość i to właśnie z jej powodu przyjmuje zaproszenie od telewizji i przylatuje do Polski. Nie utrzymuje kontaktów z synem, Jerzym. Ten ostatni z wykształcenia jest aktorem, jednak koleje losu potoczyły się tak, że nie było mu dane próbować swych sił w tym zawodzie. Nie dostaje propozycji, co wpływa na jego stan psychiczny, a co za tym idzie - na atmosferę w domu. Żona wiernie tkwi przy jego boku, nie wypomina mu jego sytuacji, jednak mimo tego Jerzy to "trudny charakter". Codzienna egzystencja z nim to droga przez mękę. Jerzy nie znał ojca, w dzieciństwie wychowywany był przez ciotkę (kiedy matka siedziała w więzieniu), a potem przez mamę. Stąd też nie powinno dziwić, że nie potrafi nawiązać głębszej więzi z własnym synem - Kamilem, który nie ma co liczyć na jakiekolwiek dobre słowo od ojca. Kamil chcąc zrobić na złość ojcu wybrał się na studia reżyserskie, ale wywalili go. Zaczepił się u kolegi, jako asystent przy produkcji filmu o bezdomnych.

To opowieść o rodzinie stającej nad przepaścią. Żaden z mężczyzn nie doznał ciepła ojcowskiej miłości. Najbardziej rozgoryczeni życiem są Stanisław i Jerzy. Dla Kamila jest jeszcze nadzieja - jeżeli tylko zwiąże się z odpowiednią kobietą, to może uda mu się nie powielić błędów ojca i dziadka. Tych mężczyzn wiele dzieli: inne czasy, zmiany pokoleniowe, podejście do życia. Stanisław, z racji tego, co robił po wojnie (dziś określany mianem żołnierza wyklętego), przez jednych uznawany jest za bohatera, przez innych przeklinany i wyzywany. Mamy możliwość oglądania tej rodziny w ważnym momencie. Stanisław poprzez swój udział w programie telewizyjnym ma szansę cofnąć się wspomnieniami wstecz, do partyzanckich lat, które z matką Jerzego spędzał w lesie. Jerzy rozpamiętuje swoje życie i nagle dowiaduje się, że... ma siostrę. A Kamil - on ma przed sobą całe życie, dopiero poznaje, czym jest miłość i jak bardzo boli śmierć kogoś bliskiego. Każdy z tych mężczyzn to postać z krwi i kości. Autor dopracował bohaterów w każdym calu. Z postaci drugoplanowych chciałabym wyróżnić Belmonda - bezdomnego przyjaciela Kamila. To gawędziarz nad gawędziarze - dzisiaj takich już coraz mniej...

Ujął mnie pan Grzela językiem. Kreśli zdania niby prosto i nieśpiesznie, ale jest w nich taki urok, taki styl, że od razu chce się więcej. Owszem, zdarzają się i przekleństwa, ale każdemu zdarza się czasem "rzucić mięsem". "Złodzieje koni" to kawał dobrze skomponowanej prozy. Powieść kipi od negatywnych emocji, ale może w końcu nadejdzie oczyszczenie.

To powieść o braku miłości, o toksycznych więziach międzyludzkich, o tym, jak bagaż wspomnień może utrudniać życie. Ta historia jest jak gorzka pigułka, którą trzeba połknąć, aby wyzdrowieć...

Remigiusz Grzela to polski prozaik, poeta i dramaturg. Publikował w prasie zagranicznej. Był związany z Polskim Radiem. Wywiady publikuje najczęściej w „Gazecie Wyborczej” i miesięczniku „Zwierciadło”.


Powieść przeczytałam dzięki uprzejmości portalu SZTUKATER


Grubość książki: 2,10 cm

4 komentarze:

  1. Właśnie wczoraj moja koleżanka mówiła mi o tej książce. A zrobiła to z takim przejęciem, że zapamiętałam tytuł. Teraz Ty oceniasz ją wysoko. Nie mam wyboru - poszukam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku byłam na nie, ale jak sobie teraz myślę o tej książce to chyba warto dać jej szansę i nie skreślać jej od razu. Brak miłości, brak jej poczucia jest okrutny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszne jest. jak niełatwe dzieciństwo znacząco wpływa na nasze dalsze życie. Podoba mi się cala ta historia, podoba mi się bardzo Twoja recenzja. Zdecydowanie chcę przeczytać:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo miło wspominam tę książkę, mimo iż fabuła zawierała też mniej przyjemne rzeczy. Ale taka jest domena obyczajówek, które z gatunków cenię najbardziej.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)