Epistolografia historyczna
nigdy mnie jakoś szczególnie nie interesowała. Podczas studiów polonistycznych
zapoznałam się wszak z tym gatunkiem, ale nie zapałałam doń jakąś szczególną
sympatią. Co innego pisanie listów we własnym wykonaniu – w nastoletnich
czasach bardzo mi się to podobało i w zasadzie żałuję, że czynność ta odeszła
prawie w niepamięć, wyparta przez maile i smsy. Jednak, gdy zobaczyłam tytuł
tej książki, podskórnie poczułam, że jest to coś, na co warto poświęcić trochę
swojego czasu.
Sian Price jest angielską
producentką programów dokumentalnych (telewizyjnych i radiowych) o tematyce
historycznej. Jej radiowa audycja „Jeśli czytasz te słowa” została doceniona i
nagrodzona na Nowojorskim Festiwalu Radiowym i stała się przyczynkiem do
napisania niniejszej książki.
„Jeśli czytasz te słowa…” to interesujący zbiór listów pisanych
przez żołnierzy do swoich bliskich. Pisanych z linii frontu. Autorzy byli
marynarzami, piechurami, lotnikami w trakcie wojen ostatnich dwustu lat. Listy
pochodzą zarówno z okresu kampanii napoleońskiej, jak i wojny secesyjnej, obu
wojen światowych po interwencje w Afganistanie i Iraku (jeden z najstarszych
listów znalezionych przez autorkę pochodzi z 1745 roku). Każdy list jest
zapisem dramatycznych chwil, często w obliczu śmierci ich autora.
Autorka przez trzy lata w archiwach
na całym świecie szukała listów pożegnalnych pisanych przez żołnierzy (różnych
narodowości) w czasie rozmaitych wojen, konfliktów zbrojnych. Rozmawiała z
wieloma byłymi żołnierzami, słuchała wspomnień rodzin pogrążonych w żałobie. Trzeba
pamiętać, że listy pisano z rozmaitych powodów – by pożegnać się z bliskimi,
przekazać im swoją miłość, pocieszyć, pojednać (czasem zawierały praktyczne
porady na wypadek śmierci autora). Z wielu listów przebija też temat tego, jakimi
pobudkami kierują się żołnierze idący na wojnę – niezmiennie jest to:
rozczarowanie względem polityków czy wiara, że ich poświęcenie jest po to, by
przyszłym pokoleniom żyło się lepiej...
Listy te zmuszają do nieuchronnej
konfrontacji ze śmiercią. Każdy z nich to zapis ogromnych emocji, co wydaje się
sprzeczne ze stereotypowym obrazem każdego żołnierza.
Niektóre z listów były pisane „na
wypadek śmierci” - wiele z nich okazało się „ostatnim pożegnaniem”. Mają jednak
niezaprzeczalną cechę – są cennym świadectwem życia na froncie. Wiele z tych
listów nosi ślady wojskowego życia – są ubłocone, z kroplami potu lub krwi.
Spora ich część pisana była dzień przed bitwą lub ofensywą. Zdarzało się i tak,
że żołnierze dyktowali na łożu śmierci ostatnie słowa kierowane do bliskich.
Nie jest pewne, kiedy epistolografia frontowa miała swój początek, jednak
oficjalnie frontowa poczta polowa zaczęła działać na początku XVII wieku (s.2).
Świat się zmienia, jednak niezmienne są ludzkie reakcje na nadchodzącą śmierć –
chęć pożegnania z bliskimi, pojednania…
Listy bywają różne: przepełnione
smutkiem, miłością (nuta romantyzmu), ale zdarzają się i nieco humorystyczne –
z odrobiną ironii. Epistolografia z frontu ma jeszcze jedną ważną cechę – listy
te mają charakter konfesyjny. Stanowią coś na kształt spadku. Żołnierze pragną
pogodzić się z bliskimi, tłumaczą swoje postępowanie, przyznają się do błędów
(dla wielu z nich samo pisanie było katartycznym procesem). Listy z frontu są
świadectwem koszmaru wojen, jednak SĄ – a słowo pisane może trwać przez wieki…
Autorka w każdym z rozdziałów
prezentuje rys historyczny – opisuje, jak wyglądało życie w koszarach podczas
różnych wojen (jako najstarsze – napoleońskie).
Korespondencja bywała często w powijakach – ciężko było znaleźć na początku XIX
wieku przewoźnika w trakcie ruchu wojsk. W czasach wojen napoleońskich z listów
przebijała pobożność – zawierzano Bogu i nie wstydzono się do tego przyznawać.
Po nakreśleniu tła historycznego autorka pokrótce prezentuje sylwetki
konkretnych wojskowych, okoliczności ich śmierci oraz fragmenty ich listów,
pisanych do rodziny. Kolejny rozdział dotyczy wojny secesyjnej, w której
Amerykanie walczyli z… Amerykanami. Z listów pisanych podczas wojny Południa z
Północą rodziny czasem dowiadywały się, jak wygląda (naprawdę) bitwa – znalazły
się w nich opisy urywanych rąk czy nóg… Żołnierze dzielili się tymi
informacjami, żeby nie zwariować – to był ich swoisty wentyl bezpieczeństwa.
Wiara w Boga podnosiła i wówczas żołnierzy na duchu.
Natomiast podczas wojny brytyjsko-zuluskiej pod koniec
XIX wieku nadal obowiązywała wiktoriańska zasada „trzymania fasonu” i pomijania
opisów krwawych jatek. Żołnierze nie pozwalali sobie na wyrażanie emocji w
listach, więc wielu z nich po wojnie zuluskiej trafiło do… zakładów
psychiatrycznych.
Listy z okresu I wojny światowej przesiąknięte były patriotyzmem i
poczuciem obowiązku wobec swojego kraju (dotyczyło to szczególnie listów z
początku owej wojny).
Listy z czasów II wojny światowej były cenzurowane – na próżno szukać w
nich informacji o miejscach (nazwy własne) lub nazwiskach. Żołnierze odrzucali wówczas
pozory i pisali wielce patetyczne listy do bliskich. Przejmujące są w
szczególności te pisane przez japońskich pilotów kamikadze…
Autorka tłumaczy niektóre
zachowania żołnierzy, próbuje odtworzyć ostatnie chwile ich życia, choć nie
zawsze jest to możliwe. Zdarzały się też przypadki, że chłopcy przeżyli wojnę,
ale zginęli podczas powrotu do ojczyzny. Ironia losu – jakże okrutna.
Niewątpliwą zaletą książki są
zdjęcia niektórych żołnierzy wraz z fotografiami ich listów. Kolejną zaletą są
ciekawostki historyczne, których próżno szukać w podręcznikach szkolnych. Szkoda
jedynie, że nie pokuszono się o kursywę podczas przytaczania treści listów.
Cudzysłów co chwilę nie jest najlepszym rozwiązaniem edytorskim.
Lektura listów uwieńczonych
słowami miłości dostarcza ogromu emocji. Nie ma możliwości, by je streścić –
ich cechą wspólną jest wyznanie miłości kierowane do bliskich, pragnienie powrotu do domu oraz tragizm wojny. Fascynująca
publikacja, do której z chęcią będę powracać.
Grubość książki: 2,60 cm
Za udostępnienie książki dziękuję portalowi SZTUKATER
Ciekawa pozycja. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czytała podobną publikację.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam zamówić sobie tę książkę, ale zrezygnowałam z niej na rzecz innej publikacji. Cieszę się więc, że przypomniałaś mi o ,,Jeśli czytasz te słowa...".
OdpowiedzUsuńPosiadam tę książkę. Gdy ją na półce zobaczyłam , to wiedziałam, że muszę ją mieć. Jednak w stosie zaległości musi poczekać. Być może boję cię , tak jakby czar tych listów miał nagle prysnąć?
OdpowiedzUsuńJestem urzeczona tą publikacją. I mimo, że nigdy nie lubiłam książek wyrażanych przez listy, to w tym przypadku, właśnie taki zabieg jest najciekawszy.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się tę książkę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNa pewno posiada to coś, co mnie do niej przyciąga.
Masz rację cudzysłów w nadmiarze może irytować. A tę publikację, no cóż, muszę ją mieć!
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że to muszą być naprawdę przejmujące listy. Nie przypominam sobie żebym kiedyś czytała tego typu publikację - ta mnie bardzo zainteresowała.
OdpowiedzUsuń