Początkowo miałam opory, żeby
sięgnąć po tę książkę Picoult. Bo jak to ma być? Picoult znana z opisywania
rzeczywistości z perspektywy osób twardo stąpających po ziemi nagle zaczęła
pisać o magicznych wydarzeniach w stylu spadających z nieba płatków róż? Nie
byłam przekonana, ale postanowiłam zaryzykować.
Ale od początku…
Akcja odbywa się w Comtosook, w
Vermoncie (Stany Zjednoczone). Pewien deweloper chce wybudować galerię handlową
w miejscu pochówku Indian Abenaki. Właściciel ziemi podpisuje stosowną
dokumentację i rozpoczyna się budowa, mimo protestów Indian. W tym samym czasie
miasteczko tonie w dziwacznych wydarzeniach: powietrze przepełnione jest
zapachem owoców leśnych, ziemia zamarza w środku lata tak, że nie da się w niej
kopać, z nieba spadają (niczym deszcz) płatki róż. Do miasteczka przybywa Ross
Wakeman, który po utracie narzeczonej jest w stanie wiele zrobić, byle tylko udowodnić
istnienie świata nadprzyrodzonego. Zajmuje się on (powiedzmy „zawodowo”) wyszukiwaniem
duchów. Przybywa do spokojnego miasteczka, w którym mieszka jego siostra z
chorym synem, by pomóc odnaleźć duchy „przeszkadzające” w rozpoczęciu budowy.
Był taki moment, w którym byłam
tak rozdrażniona tymi nadprzyrodzonymi elementami świata przedstawionego, że
chciałam odłożyć książkę na półkę niedoczytanych. Ale zawzięłam się i – dzięki
Bogu – dokończyłam. Teraz nie żałuję, bo lektura jest naprawdę wartościowa.
Elementy magiczne ustąpiły miejsca dynamicznie rozwijającej się akcji i ani się
obejrzałam, a już czytałam ostatnie strony powieści.
Nie potrafię opisać tej książki
w taki sposób, aby nie zdradzić zbyt wielu szczegółów… To wspaniała historia o
uczuciach, szukaniu sensu życia (przy czym temat śmierci nie jest przemilczany;
stale się o niej mówi). Śmiertelnie chory chłopiec – dla którego Ross Wakeman
jest wujkiem – zdaje sobie sprawę ze swego stanu i potrafi cieszyć się z małych
rzeczy. Skąd jego mama bierze siłę, by walczyć z przeciwnościami losu..? Jedna
książka, a zmusza do przemyślenia tak wielu kwestii.
To, co uwielbiam w powieściach
Jodi Picoult jest to, że „zmusza” ona niejako czytelnika do pogłębiania wiedzy
o świecie. Jeśli jesteś czytelnikiem
szperaczem (jak ja), to podczas lektury nie raz i nie dwa będziesz zaglądać
do rozmaitych encyklopedii, słowników, książek historycznych (!) byle tylko
dogłębnie zrozumieć istotę opisywanego w danej powieści problemu. Po lekturze ”Drugiego
spojrzenia” mam już upatrzoną książkę dotyczącą problemu eugeniki, którą nieświadoma
jej historii, kojarzyłam jedynie z działalnością Adolfa Hitlera (o, ja nieuk!).
Takie powinno być zadanie literatury – pobudzać, rozbudzać, zachęcać (choć
rozumiem, że każdemu z nas przydaje się czasem lektura „rozleniwiająca”) do
zdobywania wiedzy na rozmaite tematy.
Dzięki temu, że w tej powieści
akcja nie odbywa się w sądzie (a z tego przecież słynie autorka), Picoult
pokazuje się nam z innej strony i udowadnia, że jest mistrzynią w swoim
pisarskim fachu.
Na koniec cytat, który mnie
zauroczył:
Miłość to skok z wysokiej skały w
zaufaniu, że ta druga osoba czeka na dole, żeby cię złapać*.
Polecam tę niezwykle klimatyczną
opowieść – dajcie się uwieść pisarstwu Jodi Picoult…
*Jodi Picoult, Drugie spojrzenie, Warszawa 2010, s.451.
Ocena:
5/6
Mnie jakoś nie po drodze do twórczości tej autorki
OdpowiedzUsuńUwielbiam Picoult w powieściach życiowych i realnych, ale chętnie poznam ją od tej drugiej, bardziej fantastycznej strony. :)
OdpowiedzUsuńPiękny cytat wybrałaś, czytałam tylko tej autorki "Pół życia" i było takie średnie, ale chętnie poznam inne utwory tej pani, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń