piątek, 22 listopada 2013

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak, Niebieskie migdały



O Katarzynie Zyskowskiej-Ignaciak pierwszy raz usłyszałam, a raczej przeczytałam jakiś czas temu, kiedy na blogach pojawiły się recenzje „Upalnego lata Kaliny” oraz „Upalnego lata Marianny” (których to książek jeszcze nie miałam okazji przeczytać). Za drugim razem dostrzegłam jej nazwisko na listach spotkań z autorami na Targach Książki w Katowicach. Tam właśnie miałam okazję posłuchać ciekawych wywodów autorki dotyczących jej przygody z pisaniem książek. Zainteresowana i zaintrygowana jej postacią postanowiłam wypożyczyć coś z dorobku młodej autorki. Wybór padł na „Niebieskie migdały”. Trochę się zbierałam za ich przeczytanie, ale dopiero termin w bibliotece przyszpilił mnie i zmusił do mobilizacji. Lektura okazała się na tyle wciągająca, że połknęłam ją w dwa wieczory (należy jednak pamiętać, że czytam „równocześnie” jeszcze inną książkę i czasem robiłam sobie przerwę od „Niebieskich migdałów”; gdyby nie ten fakt, to może nawet jeden dłuższy wieczór by wystarczył).

Co my tu mamy?

Ina (a tak naprawdę Balbina) Górejko ma całkiem znośną pracę, kochających rodziców, fajnych przyjaciół, a także – nieślubne dziecko. Ina nie do końca zdaje sobie sprawę, że macierzyństwo nie wygląda tak, jak pokazuje telewizja śniadaniowa. Tam mamy tylko piękny obrazek, ociekający lukrem (że niby macierzyństwo jest takie łatwe; trzeba tylko wsłuchać się w swój „instynkt macierzyński” i wszystko będzie dobrze, phiii…). Dziewczyna została porzucona przez młodego prezentera telewizyjnego, który po zobaczeniu testu ciążowego uciekł, gdzie pieprz rośnie. Balbina zmuszona jest codziennie walczyć nie tylko z płaczącym niemowlakiem, ale również z rodziną i znajomymi, którzy natrętnie chcą ją wyswatać. Ona zaś nie chce słyszeć o żadnych randkach. Całkiem niespodziewanie pojawia się w jej życiu mężczyzna, o którym początkowo w ogóle nie chciała myśleć. On również jest doświadczonym przez los człowiekiem. Co z tego wyniknie? Sami musicie się przekonać…

Mamy tu więc zagmatwaną historię młodej kobiety z dzieckiem, która w ciekawych okolicznościach poznaje faceta po przejściach. Cudny temat na kobiecą powieść, prawda? ;-)

Z jednej strony można by zarzucić książce, że jest tylko czymś na kształt umilacza czasu, ale – na Boga – często takich książek potrzebujemy. Szczególnie, gdy jest nam smutno i źle, a za oknem widok taki, że szkoda gadać. Nie szufladkowałabym jednak tej książki jako czytadła, bo - prócz momentami nieco łzawej historii – niesie nadzieję i dotyka problemu młodych mam. Ale nie tych, które często widujemy na okładkach kobiecych czasopism – uśmiechniętych, trzymających na rękach uroczego bobasa, z obłędnie przystojnym mężczyzną u boku – ale niewyspanych, wyczerpanych nocnymi maratonami przy łóżeczku, a często – samotnych, opuszczonych przez dotychczasowych partnerów, niegotowych zmierzyć się z własnym ojcostwem.

W powieści mocno zaznaczony został wątek rodzinny. Czytając o wielu perypetiach bohaterki, dostrzegamy między wierszami pewną istotną prawdę: że podstawa to kochająca rodzina. Jeżeli w niej mamy oparcie, to wszystkie kłody, jakie los rzuca nam pod nogi, da się przeskoczyć, obejść lub przesunąć… Słowem, łatwiej nam walczyć z problemami.

Ogromnie przypadł mi do gustu styl tej niezbyt długiej opowieści. Pani Katarzyna ma lekkie pióro, które czyta się z przyjemnością. Co ważne, nie ociera się o łzawy ani inny tandetny styl, co zaliczam in plus. Kolejną zaletą – niezwykle dla mnie ważną, zarówno w życiu, jak i czytanych książkach – jest poczucie humoru. Ilość zabawnych scenek była całkiem spora i nieraz zaśmiałam się na całe gardło. Podobało mi się takie niestereotypowe podejście do macierzyństwa, jakie reprezentowała nasza bohaterka – Ina. Autentyczność powieści również przemawia na jej korzyść.

Nie jestem obeznana w temacie aż na tyle, by zabierać głos, ale wydaje mi się, że mało mamy na rynku takiej beletrystyki, która by w przyjemny sposób opowiadała o rodzicielstwie.

Polecam wszystkim babeczkom - szczególnie w jesienne wieczory ;-)

Ocena: 5/6

11 komentarzy:

  1. Na pewno zajrzę i to w niedługim czasie :) A nazwisko autorki już obiło mi się o uszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O książce słyszałam już naprawdę wiele dobrego, więc nie dziwię się, ze przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli wpadnie w moje ręce chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli mi przypadkiem w ręce wpadnie, to chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ina, Inka... Ładnie. Gdybym miała na imię Balbina, Inka byłaby chyba moim jedynym ratunkiem :D

    Bukwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, mając tak na imię, też bym się tak ratowała:D Na szczęście jestem zadowolona ze swojego własnego, rodziców na szczęście wyobraźnia nie poniosła i od dziecka lubiłam swoje imię:D

      Usuń
  6. Jako babeczka mówię tak! Uwielbiam książki z tej serii.

    OdpowiedzUsuń
  7. O, bardzo ciekawa pozycja książkowa! Powoli przekonuję się do polskich autorek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przekonałam się już jakiś czas temu i na ogół nie żałuję:)

      Usuń
  8. Chyba jednak nie dla mnie... Może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak się składa, że też przeczytałam tę książkę z tydzień temu :) Pozwoliłam nie czytać sobie opisu fabularnego, żeby potem w głowie mi nie zostało i żebym się nie sugerowała Twoją recenzją, przeczytałam dolną część wypowiedzi i absolutnie się z Tobą zgadzam, też się śmiałam, style lekki, przyjemny też zajęła mi dwa wieczory, ale w jeden by się dało z pewnością przeczytać, niestety przemęczenie mnie dopadło i poszłam spać :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)