poniedziałek, 25 listopada 2013

Sławomir Cenckiewicz, Wałęsa. Człowiek z teczki



Niedawno w moje ręce trafiła książka Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa. Człowiek z teczki”. Pan Cenckiewicz jest doktorem habilitowanym nauk historycznych, publicystą, wykładowcą akademickim,  byłym pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej (2001-2008), autorem ponad 150 publikacji naukowych i popularnonaukowych (najbardziej znane to: „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, „Sprawa Lecha Wałęsy”, „Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929-2010)” czy „Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949–2005”). „Wałęsa. Człowiek z teczki” to już trzecia książka autora dotycząca życia i działalności byłego Prezydenta. Ta pozycja ma stanowić opozycję do filmu Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, w której to – wg autora – pozwolono sobie na wiele luźnych interpretacji wydarzeń w Stoczni Gdańskiej.

To lektura trudna, wymagająca skupienia i pewnej dawki wiedzy o czasach PRL-u. Jako że sama nie dysponowałam aż taką wiedzą, poprosiłam o pomoc moją teściową, której z tego miejsca pragnę serdecznie podziękować za czas mi poświęcony. Z opowieści rodziców i lekcji historii (ale to w mniejszym stopniu – nie wiem, jak u Was, ale w mojej szkole lekcji poświęconych historii najnowszej było jak na lekarstwo) wiedziałam to i owo o tamtych czasach, więc liczyłam się z tym, że mit „elektryka-obalacza komuny” może być zdecydowanie na wyrost. Nie sądziłam jednak, że aż w takim stopniu.

Wiadomym wszem i wobec jest, że Lech Wałęsa wywodzi się z nieciekawego środowiska, dorastał w czasach głębokiej komuny, gdzie kombinatorstwo było w cenie. Jego cechy charakteru, brak wykształcenia i niechęć do nauczenia się choćby poprawnego wysławiania (nawet za czasów prezydentury) nie świadczą na jego korzyść (słowa teściowej). Po lekturze tej książki mam mieszane uczucia – tak sobie myślę, że mogłoby powstać tyle biografii Wałęsy, ile osób było w bliskich z nim kontaktach. A każda z tych biografii byłaby nieco inna. Choć w wielu z nich przeczytalibyśmy zapewne o braku krytycyzmu wobec własnej osoby byłego Prezydenta czy próbach „zniszczenia” Anny Walentynowicz.

Książka odsłania kulisy politycznego podziemia tamtych czasów, odwołując się do opinii wielu osób. Wielokrotnie spotykałam się (jeszcze przed wydaniem „Wałęsy. Człowieka z teczki”) z opinią, że Wałęsa mógł zostać wykorzystany (niczym bezwolna marionetka) przez komunistów do obalenia systemu. Nadawał się do tego, jak nikt inny. Jego cechy charakteru, pochodzenie i brak wykształcenia powodowały, że był idealnym kandydatem do wystawienia jako przywódca robotników, wierzących w „Solidarność”. Poprzez wspieranie go finansowo, szantażowanie itd. komuniści mieli go w szachu. Ile w takich przypuszczeniach jest prawdy? Na ile prawdziwe są wszystkie „tajne” dokumenty SB czy donosy pisane przez Wałęsę? Może kiedyś historycy odkryją wszystkie karty i będą w stanie ułożyć jedną prawdziwą wersję wydarzeń.

Z książki wypływa znana chyba wszystkim prawda, że kłamstwo wyzwala kolejne kłamstwo i w takim zapętleniu człowiek zaczyna zapominać, co jest prawdą, a co zmyśleniem. Kłamstwo, powtarzane wiele razy, staje się w końcu „prawdą”. Wałęsa, pytany o jakieś niewygodne (z jego punktu widzenia) wydarzenia ze swojego życia, często odpowiada: „nie pamiętam dokładnie, jak to było”. Wymiguje się niepamięcią, a czasem mataczy tak bardzo, że sam chyba zapomina, jak było naprawdę. Jak mamy patrzeć na tego elektryka, „który obalił komunizm”, skoro brnie w tysiące kłamstw, a sam nosi Matkę Boską w klapie marynarki..?

Mam jednak pewien zarzut wobec autora. Uważam, że historyk o takiej renomie powinien być bardziej obiektywny. Natomiast w „Wałęsie. Człowieku z teczki” przebija niechęć autora do osoby byłego Prezydenta. Jak to stwierdziła moja teściowa:

„Kronikarze” każdego systemu wymieniają takie epizody z życia swoich bohaterów, które najbardziej pasują do przedstawienia ich wizerunku w reprezentowanej przez siebie „poprawnej politycznie” koncepcji.

Książka została wydana w interesujący sposób, wiele „istotnych” fragmentów zostało zaznaczonych żółtym kolorem, nazwy rozdziałów również utrzymane są w tej kolorystyce. Mankamentem jest jednak cytowanie wypowiedzi osób czcionką mniejszą niż reszta książki. Utrudnia to czytanie i zmusza do jeszcze większego skupienia.

„Wałęsę. Człowieka z teczki” polecam wszystkim zainteresowanym choć w minimalnym stopniu historią naszego kraju.

Ocena: 5/6


Z powyższą lekturą zapoznałam się dzięki uprzejmości portalu SZTUKATER oraz wydawnictwa Zysk i S-ka, za co serdecznie dziękuję ;-)

6 komentarzy:

  1. Ojj, ja niestety nie lubię czytać książek traktujących o sławnych osobach politycznych - zupełnie nie moje zainteresowania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obecnie na mojej półce czeka inna książka o Wałęsie. Może w przyszłości zajrzę i do tej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś - chętnie. Na razie jednak ją sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam też Piotra Semki "Zagadkę Lecha Wałęsy"!
    I czasie wolnym przeczytanie mojej recenzji tej samej książki, z góy prosze o wybaczenie za spam.:)

    http://ltura.blogspot.com/2013/10/faszywa-ikona.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie mam dość czytania o Wałęsie:P ale za jakiś czas może zerknę;)
      Odwiedzę Twój blog może jeszcze dziś:)

      Usuń
  5. Niestety, ale nie podjęłabym się tej lektury :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)