Szpital psychiatryczny mało komu kojarzy się pozytywnie. Nie inaczej jest z bohaterką powieści Agnieszki Turzynieckiej pt. "Dziewczynka z balonikami". Ona również spogląda w stronę budynku szpitala z wielką nieufnością...
Marlena, jest młodą Polką mieszkającą od dłuższego czasu w Niemczech. Jest kobietą inteligentną i wykształconą, lecz od wielu lat cierpi na depresję. Leki, które przepisywali jej lekarze, nie działały tak jak trzeba, więc postanowiła sama, z własnej woli udać się na leczenie do szpitala. Marlena wierzy, że uda się jej tam dojść do siebie. Konkretna nazwa choroby uprzykrzającej życie młodej kobiecie to zaburzenia afektywne dwubiegunowe, czyli coś, co większość zna pod nazwą psychozy maniakalno-depresyjnej. Marlenie wydaje się, że nikt (ma tu na myśli lekarzy i pielęgniarki) nie chce
jej pomóc, nie widzi poprawy ani sensu dalszego życia, więc… próbuje je sobie
odebrać. Zresztą – nie pierwszy raz. To jej sposób radzenia sobie z własnymi
myślami, które nie pozwalają jej normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem. Choroba uaktywnia się w przypadku Marleny zawsze w jakimś szczególnie trudnym momencie życia.
Bohaterka stopniowo, podczas indywidualnej terapii z
lekarzami zaczyna dostrzegać pochodzenie swojej depresji, i – jak to zwykle w
takich przypadkach bywa – niebagatelne znaczenie ma dzieciństwo. Trudne relacje
w rodzinie, szczególnie na linii matka-córka są przyczyną problemów Marleny.
Brak miłości, czułości, zrozumienia, brak pochwał i znikoma ilość czasu spędzanego razem –
tak wyglądała dziecięca rzeczywistość bohaterki. Jest ona tak głęboko uwikłana,
że lekarz w pewnym momencie orzeka, iż psychicznie jest ona nadal małą
dziewczynką. A przecież czas „dojrzeć” i stać się kobietą... Brat przyjeżdżający odwiedzić Marlenę jeszcze bardziej
pogarsza sytuację – stwierdza, że powinna przestać „cudować” i wracać
do pracy, bo mieszkanie samo się nie opłaci… zero zrozumienia!
Można odnieść wrażenie, że otoczenie, w jakim przychodzi Marlenie dochodzić do zdrowia, nie służy jej w ogóle. Klimat szpitala, współmieszkańcy, pacjenci tak dalece odbiegają od rzeczywistości, że Marlena czuje się początkowo, jakby trafiła na Księżyc. Dopiero po pewnym czasie dostrzega, że są to „normalni” ludzie – tyle że borykają się z problemami natury psychicznej.
Marlena jest podręcznikowym dowodem na to, że przemoc
psychiczna (wyzwiska) mogą zniszczyć człowieka. Brak akceptacji ze strony
rodziców – w tym przypadku matki – doprowadza do nieszczęścia. A gdy doda się do tego wiele nieszczęśliwych okoliczności,
wszystko się kumuluje i młoda dziewczyna trafia do szpitala psychiatrycznego.
Narracja jest pierwszoosobowa – całą historię poznajemy z
perspektywy Marleny. To pozwala nam wczuć się w jej sytuację. Kobieta bowiem
dokładnie, ale prostym językiem opisuje to, jak się czuje i jakie zmiany
zauważa po kuracji lekami. O ile dobrze pamiętam, to moje pierwsze zetknięcie się z tematyką chorób psychicznych i szpitala psychiatrycznego - od wewnątrz.
Nie można obojętnie przejść obok bohaterki i jej historii.
Ja przynajmniej nie umiem – książka poruszyła mnie do głębi. Podziwiam Marlenę za to, jak wciąż na nowo próbowała walczyć ze swoimi demonami - ona najzwyczajniej w życiu walczyła o swoją "normalność". Depresja jest niestety chorobą naszych czasów, więc brawa dla autorki za odwagę i chęć poruszenia tego trudnego tematu.
Wyraziście nakreślona została również postać matki oraz – w
mniejszym stopniu – brata. Oboje wzbudzali we mnie niepohamowaną złość. Jak
można tak uogólniać i spłaszczać problemy bliskich? Miałam ochotę potrząsnąć
nimi. Kreacje bohaterów, ukazanie odczuć bohaterki oraz rzeczywistość świata przedstawionego zostały odtworzone tak realnie, że miałam wrażenie, jakbym słuchała opowieści, która wydarzyła się naprawdę na przykład mojej sąsiadce czy koleżance z pracy... Za ten realizm - wielki szacunek dla autorki.
To, co podniosło mnie na duchu to… zakończenie. Jego
pozytywny, ale nie lukrowy wydźwięk pozwala mieć nadzieję, że „najlepsze wciąż
przed nami”:
Wierzę, że wszystko w życiu ma jakiś cel. Wierzę, że we wszechświecie jest równowaga. Jeśli coś się wznosi, to musi też opaść. Jeśli coś opada, to musi powstać. Najlepsze wciąż przed nami. (s. 174)
Polecam serdecznie - "Dziewczynka z balonikami" to lektura poruszająca najczulsze struny, uczulająca na drugiego człowieka i jego potrzeby. Otwierająca oczy na wiele spraw...
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi SZTUKATER
oraz Wydawnictwu Szara Godzina
Grubość książki: 1,40 cm
Bardzo chętnie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńSama chwilami mam wszystkiego dość, dlatego chętnie przeczytam,tematyka bardzo interesująca, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno przeczytam tę książkę. Dobrze, że zakończenie jest pozytywne i daje jakąś nadzieję.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś przeczytam, ale na razie ją sobie jednak odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już jedną pozytywną recenzję tej książki. Twoja tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążka sprawia wrażenie interesującej, także może w chwili, gdy będę miała więcej czasu i nadarzy się okazja, to z chęcią przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńJuż chcę :D
OdpowiedzUsuńNiezwykle poruszająca lektura. Daje wiele do myślenia i nie pozwala tak łatwo o sobie zapomnieć.
OdpowiedzUsuńJestem już po przeczytaniu tej książki. Wzbudza niewątpliwie dużo refleksji.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie! Czekam by móc ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam ją w planowanych.
OdpowiedzUsuń