Bycie matką to najprawdopodobniej najpiękniejsze uczucie na świecie. Piszę najprawdopodobniej, bo sama jeszcze nie dostąpiłam tego zaszczytu. Niektóre z kobiet zostają matkami nieoczekiwanie, a ich dzieci są wynikiem radosnych igraszek. Inne w sposób planowy i systematyczny przygotowują się do macierzyństwa. Jeszcze inne - ogromnie pragną go doświadczyć/doświadczać, ale z różnych powodów medycznych nie jest im to dane. Mają problemy z samym zajściem w ciążę, a jeśli już się im to uda (nierzadko z "laboratoryjną" pomocą), to miewają trudności z tzw. "donoszeniem" ciąży. Właśnie do tej ostatniej grupy należy Sara Connell, autorka książki "Surogatka. Jak moja mama urodziła mi syna".
Sara i jej mąż Bill przez siedem lat starali się o dziecko. Przeszli wyboistą drogę, naznaczoną trudnościami, ćwiczeniem cierpliwości i wielokrotnie... łzami. Początkowo pomocy szukali w akupunkturze, a gdy ta nie przyniosła oczekiwanych efektów, zdecydowali się na proces sztucznego zapłodnienia - przeszli aż siedem jego cykli! Los doświadczył ich boleśnie: przeżyli jedno wczesne poronienie, a później - gdy Sara była już w piątym miesiącu kolejnej ciąży - stracili dwoje bliźniąt. To odcisnęło ogromne piętno na kobiecie, która po tych smutnych doświadczeniach stała się bardzo nieufna i bojaźliwa.
Sara Connell opisuje swoją trudną i żmudną drogę do macierzyństwa. Aby czytelnicy w pełni mogli pojąć "cud", który się przydarzył jej i jej mężowi, nie stroni od opisu swoich relacji z mamą, z rodzicami - które przez pewien czas nie były natchnione miłością i zrozumieniem. Sara w wyniku pewnych przeżyć odsunęła się od rodziców i utrzymywała z nimi jedynie kurtuazyjny kontakt. Tym bardziej zadziwia fakt, że jej własna matka zdecydowała się zostać surogatką - w wieku prawie sześćdziesięciu lat!
Wiele wspomnień autorki przepełnionych jest tym, czym zajmuje się ona na co dzień - tworzeniem "wizualizacji" własnego życia (Sara jest trenerem rozwoju osobistego, prowadzi szkolenia dla kobiet). Sporo uwagi poświęca refleksologii i technikom medytacyjnym. Przyznam szczerze - do wszystkich tych fragmentów książki byłam uprzedzona. Chyba jestem małostkowa: nie podoba mi się coś, czego tak naprawdę nie znam. Źle to o mnie świadczy... ale mówię, jak jest.
Pokuszę się o refleksję - uważam, że książka mogłaby być o 1/3 krótsza. Autorka wiele razy niepotrzebnie - moim zdaniem - skupiała się na opisach otaczającego ją świata, próbując opóźnić właściwy tok narracji. Czy naprawdę w całym tym zamieszaniu pamiętała, jaka była w danym dniu pogoda? Albo kto był jak ubrany? Szczerze w to wątpię. A ja przecież chciałam wiedzieć, co działo się dalej. Sara skupiała się na opisach wystroju wnętrz, architektury czy pogody, a ja naprawdę nie o tym chciałam czytać. Ten element książki bardzo mnie drażnił. Poza tym język lektury jest prosty, a całość czyta się płynnie.
Nie potrafię podjąć się oceny sytuacji opisanej w książce. Jestem świeżo po lekturze "Faktury na zabijanie" Terlikowskiego i na kwestię zapłodnienia in vitro patrzę teraz z innej perspektywy. Jednak historia Sary i jej męża Billa zmusza do zastanowienia - co my byśmy zrobili na ich miejscu? Całkiem zrezygnowali z posiadania potomstwa? Zdecydowali się na trud życia rodziny zastępczej lub adopcyjnej? Na te pytania nie ma łatwej i jednoznacznej odpowiedzi.
Spoilerem nie będzie informacja (w kontekście okładki i kilku zdjęć wewnątrz książki), że w końcu Sarze i Billowi udało się zostać rodzicami. Cała fabuła prowadzi nas do tego szczęśliwego momentu. Ramy książki wypełniają opisy walki o rodzicielstwo, ból i rozpacz po nieudanych próbach... Wspaniałe jest to, że Sarze udało się odbudować relację z własną matką - zżyły się ze sobą i więź między nimi jest teraz niezwykle silna. To pokazuje, jak wielka siła tkwi... w rodzinie.
Abstrahując od filozofowania, czy Sara i Bill podjęli słuszną (pod względem etycznym) decyzję, czy też nie, jest to opowieść o tym, że warto mieć nadzieję...
Zainteresowanych tematem odsyłam na stronę: http://www.saraconnell.com
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu Nasza Księgarnia
Grubość książki: 2,40 cm
Jakby nie było, autorka porusza bardzo ciekawą kwestię naszych czasów.
OdpowiedzUsuńI myślę, że dzięki niej i jej książce spojrzałabym na in vitro z innego punktu widzenia.
Czemu by i nie? :)
Jak znajdziesz czas, to zerknij do niej.
UsuńJak najbardziej chciałabym ją przeczytać!! :)
OdpowiedzUsuńTematyka z pewnością niecodzienna - w Polsce temat dyskusyjny - jak zresztą wiele innych. Moim zdaniem każda kobieta powinna mieć dostęp darmowy do wszelkich usług ginekologicznych... Przeczytam
OdpowiedzUsuńTak, masz rację, ale wszyscy wiemy, jak wyglądają te kwestie medyczne w naszym kraju - darmowe, tfuuu, na papierze...
UsuńTematyka bardzo kontrowersyjna, ale to właśnie coś, co lubię, zatem na pewno sięgnę po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej recenzji zatem.
UsuńBardzo chcę przeczytać tę książkę. Temat niezwykle kontrowersyjny, a samą opowieść warto znać. In vitro to temat rzeka, ten zabieg ma plusy i minusy. Zaciekawiła mnie też książka o której wspomniałaś w poście, zapisuję tytuł.
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać obydwie.
UsuńJuż od dawna mam ochotę na tę książkę, jednak jeszcze nie wpadła w moje ręce. Temat zupełnie trafia w mój gust czytelniczy. Bardzo dobra recenzja :)
OdpowiedzUsuńJa raczej daruję sobie lekturę tej książki. Zdecydowanie nie jest ona w moim typie.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej historii i przyznam, że pomimo kilku mankamentów w książce mam ochotę ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńMam książkę w planach, jednak muszę uporać się ze stosami, których wciąż mi przybywa.
OdpowiedzUsuń