piątek, 30 maja 2014

Sara Connell, Surogatka. Jak moja mama urodziła mi syna

Bycie matką to najprawdopodobniej najpiękniejsze uczucie na świecie. Piszę najprawdopodobniej, bo sama jeszcze nie dostąpiłam tego zaszczytu. Niektóre z kobiet zostają matkami nieoczekiwanie, a ich dzieci są wynikiem radosnych igraszek. Inne w sposób planowy i systematyczny przygotowują się do macierzyństwa. Jeszcze inne - ogromnie pragną go doświadczyć/doświadczać, ale z różnych powodów medycznych nie jest im to dane. Mają problemy z samym zajściem w ciążę, a jeśli już się im to uda (nierzadko z "laboratoryjną" pomocą), to miewają trudności z tzw. "donoszeniem" ciąży. Właśnie do tej ostatniej grupy należy Sara Connell, autorka książki "Surogatka. Jak moja mama urodziła mi syna".

Sara i jej mąż Bill przez siedem lat starali się o dziecko. Przeszli wyboistą drogę, naznaczoną trudnościami, ćwiczeniem cierpliwości i wielokrotnie... łzami. Początkowo pomocy szukali w akupunkturze, a gdy ta nie przyniosła oczekiwanych efektów, zdecydowali się na proces sztucznego zapłodnienia - przeszli aż siedem jego cykli! Los doświadczył ich boleśnie: przeżyli jedno wczesne poronienie, a później - gdy Sara była już w piątym miesiącu kolejnej ciąży - stracili dwoje bliźniąt. To odcisnęło ogromne piętno na kobiecie, która po tych smutnych doświadczeniach stała się bardzo nieufna i bojaźliwa.

Sara Connell opisuje swoją trudną i żmudną drogę do macierzyństwa. Aby czytelnicy w pełni mogli pojąć "cud", który się przydarzył jej i jej mężowi, nie stroni od opisu swoich relacji z mamą, z rodzicami - które przez pewien czas nie były natchnione miłością i zrozumieniem. Sara w wyniku pewnych przeżyć odsunęła się od rodziców i utrzymywała z nimi jedynie kurtuazyjny kontakt. Tym bardziej zadziwia fakt, że jej własna matka zdecydowała się zostać surogatką - w wieku prawie sześćdziesięciu lat!

Wiele wspomnień autorki przepełnionych jest tym, czym zajmuje się ona na co dzień - tworzeniem "wizualizacji" własnego życia (Sara jest trenerem rozwoju osobistego, prowadzi szkolenia dla kobiet). Sporo uwagi poświęca refleksologii i technikom medytacyjnym. Przyznam szczerze - do wszystkich tych fragmentów książki byłam uprzedzona. Chyba jestem małostkowa: nie podoba mi się coś, czego tak naprawdę nie znam. Źle to o mnie świadczy... ale mówię, jak jest.

Pokuszę się o refleksję - uważam, że książka mogłaby być o 1/3 krótsza. Autorka wiele razy niepotrzebnie - moim zdaniem - skupiała się na opisach otaczającego ją świata, próbując opóźnić właściwy tok narracji. Czy naprawdę w całym tym zamieszaniu pamiętała, jaka była w danym dniu pogoda? Albo kto był jak ubrany? Szczerze w to wątpię. A ja przecież chciałam wiedzieć, co działo się dalej. Sara skupiała się na opisach wystroju wnętrz, architektury czy pogody, a ja naprawdę nie o tym chciałam czytać. Ten element książki bardzo mnie drażnił. Poza tym język lektury jest prosty, a całość czyta się płynnie.

Nie potrafię podjąć się oceny sytuacji opisanej w książce. Jestem świeżo po lekturze "Faktury na zabijanie" Terlikowskiego i na kwestię zapłodnienia in vitro patrzę teraz z innej perspektywy. Jednak historia Sary i jej męża Billa zmusza do zastanowienia - co my byśmy zrobili na ich miejscu? Całkiem zrezygnowali z posiadania potomstwa? Zdecydowali się na trud życia rodziny zastępczej lub adopcyjnej? Na te pytania nie ma łatwej i jednoznacznej odpowiedzi.

Spoilerem nie będzie informacja (w kontekście okładki i kilku zdjęć wewnątrz książki), że w końcu Sarze i Billowi udało się zostać rodzicami. Cała fabuła prowadzi nas do tego szczęśliwego momentu. Ramy książki wypełniają opisy walki o rodzicielstwo, ból i rozpacz po nieudanych próbach... Wspaniałe jest to, że Sarze udało się odbudować relację z własną matką - zżyły się ze sobą i więź między nimi jest teraz niezwykle silna. To pokazuje, jak wielka siła tkwi... w rodzinie.

Abstrahując od filozofowania, czy Sara i Bill podjęli słuszną (pod względem etycznym) decyzję, czy też nie, jest to opowieść o tym, że warto mieć nadzieję...

Zainteresowanych tematem odsyłam na stronę: http://www.saraconnell.com


Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu Nasza Księgarnia


Grubość książki: 2,40 cm


13 komentarzy:

  1. Jakby nie było, autorka porusza bardzo ciekawą kwestię naszych czasów.
    I myślę, że dzięki niej i jej książce spojrzałabym na in vitro z innego punktu widzenia.
    Czemu by i nie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak najbardziej chciałabym ją przeczytać!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tematyka z pewnością niecodzienna - w Polsce temat dyskusyjny - jak zresztą wiele innych. Moim zdaniem każda kobieta powinna mieć dostęp darmowy do wszelkich usług ginekologicznych... Przeczytam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, ale wszyscy wiemy, jak wyglądają te kwestie medyczne w naszym kraju - darmowe, tfuuu, na papierze...

      Usuń
  4. Tematyka bardzo kontrowersyjna, ale to właśnie coś, co lubię, zatem na pewno sięgnę po tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo chcę przeczytać tę książkę. Temat niezwykle kontrowersyjny, a samą opowieść warto znać. In vitro to temat rzeka, ten zabieg ma plusy i minusy. Zaciekawiła mnie też książka o której wspomniałaś w poście, zapisuję tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już od dawna mam ochotę na tę książkę, jednak jeszcze nie wpadła w moje ręce. Temat zupełnie trafia w mój gust czytelniczy. Bardzo dobra recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja raczej daruję sobie lekturę tej książki. Zdecydowanie nie jest ona w moim typie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Słyszałam o tej historii i przyznam, że pomimo kilku mankamentów w książce mam ochotę ją przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam książkę w planach, jednak muszę uporać się ze stosami, których wciąż mi przybywa.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)