Z całą pewnością jest to książeczka przeznaczona dla tych dzieci, które już poznały kultową powieść Edith Nesbit pt. "Pięcioro dzieci i "coś"" (nie wiem, czy wiecie, ale pani Nesbit uznawana jest za jedną z przedstawicielek brytyjskiego "złotego wieku powieści dla dzieci", a także prekursorkę nowoczesnej literatury fantastycznej). Nie polecam więc powieści pani Wilson tym, którzy nie mieli do czynienia z tamtą książką. Odczytywanie bowiem tej opowiastki byłoby o wiele uboższe i czasami wręcz niezrozumiałe dla młodego czytelnika.
"Czworo dzieci i "coś"" to utwór dosyć mocno inspirowany wiktoriańską powieścią, jednak osadzony we współczesnych realiach (dziewczynki chodzą już w jeansach, a nie zgrzebnych sukienkach - co okaże się nieco kłopotliwe podczas jednej z przygód). "Pięcioro dzieci i coś" jest jedną z ulubionych powieści Róży, bohaterki powieści pani Wilson i głównej narratorki.
Przyznam szczerze, że nie jestem zachwycona tym, że w powieści dla dzieci przemyca się informacje o rodzinach tak zwanych patchworkowych. Rozumiem, że coraz więcej rodzin rozpada się i tworzy się nowe, "łatane", w której są dzieci zarówno kobiety, jak i jej nowego partnera (lub na odwrót) i powiem jasno: nie mam nic przeciwko temu. Jednak nie wydaje mi się, aby pisanie o tym książek dla dzieci było dobrym pomysłem. Może w swoich poglądach jestem staroświecka, ale wolę czytać o przygodach standardowej rodziny... Poniżej macie miejsce, by obrzucić mnie błotem :] :P. Dodatkowo poruszona zostaje jeszcze kwestia niezrozumienia ze strony rodziców. Ojciec Róży jest w moim odczuciu człowiekiem bez serca. Nie namyślając się długo, wciąż krytykuje własne dzieci; ani przez chwilę nie zastanawia się, co też one mogą czuć. Jego partnerka też nie jest lepsza, ale przynajmniej... urządza przepyszne pikniki.
Wracając do postaci Róży - przyjechała ona ze swoim bratem na wakacje do taty, który mieszka z nową partnerką, Alicją. Dzieci w domu w tym momencie jest czworo: Róża, jej brat Robert, następnie Magdalenka (córka taty i Alicji) oraz Psujka (która tak naprawdę ma na imię Samanta i jest córką Alicji z pierwszego małżeństwa - już wiecie o co mi chodzi? Każde dziecko z kim innym - to może wprowadzić zamęt w umysłach małych czytelników). Podczas jednej z wypraw do lasu, w trakcie pikniku dzieci odkopują na piaskowej górce Piaskoludka - stworka znanego z powieści Edith Nesbit. Piaskoludek ma moc spełniania życzeń - jednak jak w każdej bajkowej opowieści życzenia są opisane pewnymi wymaganiami: obowiązuje jedno życzenie dziennie; dodatkowo określone spełnione życzenie trwa jedynie do zachodu słońca (prawie jak w przypadku Kopciuszka). Jak przekonają się na własnej skórze dzieci, trzeba bardzo uważać, co mówi się przy Piaskoludku - nieopatrznie wypowiedziane słowa: "chciałbym/chciałabym" uruchamiają proces spełniania życzeń, które na przykład tylko wymsknęły się dzieciom z ust.
Generalnie bardzo przyjemnie czytało mi się o perypetiach tej nieco zwariowanej czwórki (chociaż Róża bardzo przypominała mnie z czasów szkolnych - spokojną i lubiącą się uczyć), jednak w ocenie pozwalam sobie dodać minusik właśnie za te skomplikowane relacje rodzinne. Jeżeli chodzi o bohaterów, to najbliższa memu sercu jest oczywiście Róża. Za to Psujce najchętniej wykręciłabym ucho ;).
Jaki jest morał całej historii? Chyba taki, że najważniejsza mimo wszystko jest rodzina - nieważne, czy "normalna" czy patchworkowa. Ciepło domowego ogniska to coś, co buduje poczucie własnej wartości w dzieciach.
Jeżeli chcecie (sami lub ze swoimi dziećmi) przeżyć fantastyczne wakacje w towarzystwie Piaskoludka, zapraszam Was do lektury Jacqueline Wilson. Jednak tłumaczenie koligacji rodzinnych bierzecie na siebie ;).
Jaki jest morał całej historii? Chyba taki, że najważniejsza mimo wszystko jest rodzina - nieważne, czy "normalna" czy patchworkowa. Ciepło domowego ogniska to coś, co buduje poczucie własnej wartości w dzieciach.
Jeżeli chcecie (sami lub ze swoimi dziećmi) przeżyć fantastyczne wakacje w towarzystwie Piaskoludka, zapraszam Was do lektury Jacqueline Wilson. Jednak tłumaczenie koligacji rodzinnych bierzecie na siebie ;).
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu ZNAK Emotikon
Nie sięgam zbyt często po książki dla dzieci, ale ta mnie zainteresowała ze względu na nawiązania do twórczości Edith Nesbit.
OdpowiedzUsuńKurcze fajna :)
OdpowiedzUsuńTeż wolę czytać o standardowych rodzinach, ale niestety takie czasy, że coraz częściej rodziny się niestety rozpadają...
OdpowiedzUsuńDla dzieci, na prezent to świetna opcja.
OdpowiedzUsuńTak właściwie Jacqueline Wilson często pisze o takich problemach rodzinnych, czytałam kilka jej książek.
OdpowiedzUsuńEch, nie lubię tłumaczenia imion na polski... :)
B.