poniedziałek, 26 maja 2014

Agnieszka Turzyniecka, Dziewczynka z balonikami


Szpital psychiatryczny mało komu kojarzy się pozytywnie. Nie inaczej jest z bohaterką powieści Agnieszki Turzynieckiej pt. "Dziewczynka z balonikami". Ona również spogląda w stronę budynku szpitala z wielką nieufnością...
Marlena, jest młodą Polką mieszkającą od dłuższego czasu w Niemczech. Jest kobietą inteligentną i wykształconą, lecz od wielu lat cierpi na depresję. Leki, które przepisywali jej lekarze, nie działały tak jak trzeba, więc postanowiła sama, z własnej woli udać się na leczenie do szpitala. Marlena wierzy, że uda się jej tam dojść do siebie. Konkretna nazwa choroby uprzykrzającej życie młodej kobiecie to zaburzenia afektywne dwubiegunowe, czyli coś, co większość zna pod nazwą psychozy maniakalno-depresyjnej. Marlenie wydaje się, że nikt (ma tu na myśli lekarzy i pielęgniarki) nie chce jej pomóc, nie widzi poprawy ani sensu dalszego życia, więc… próbuje je sobie odebrać. Zresztą – nie pierwszy raz. To jej sposób radzenia sobie z własnymi myślami, które nie pozwalają jej normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem. Choroba uaktywnia się w przypadku Marleny zawsze w jakimś szczególnie trudnym momencie życia.

Bohaterka stopniowo, podczas indywidualnej terapii z lekarzami zaczyna dostrzegać pochodzenie swojej depresji, i – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – niebagatelne znaczenie ma dzieciństwo. Trudne relacje w rodzinie, szczególnie na linii matka-córka są przyczyną problemów Marleny. Brak miłości, czułości, zrozumienia, brak pochwał i znikoma ilość czasu spędzanego razem – tak wyglądała dziecięca rzeczywistość bohaterki. Jest ona tak głęboko uwikłana, że lekarz w pewnym momencie orzeka, iż psychicznie jest ona nadal małą dziewczynką. A przecież czas „dojrzeć” i stać się kobietą... Brat przyjeżdżający odwiedzić Marlenę jeszcze bardziej pogarsza sytuację – stwierdza, że powinna przestać „cudować” i wracać do pracy, bo mieszkanie samo się nie opłaci… zero zrozumienia! 

Można odnieść wrażenie, że otoczenie, w jakim przychodzi Marlenie dochodzić do zdrowia, nie służy jej w ogóle. Klimat szpitala, współmieszkańcy, pacjenci tak dalece odbiegają od rzeczywistości, że Marlena czuje się początkowo, jakby trafiła na Księżyc. Dopiero po pewnym czasie dostrzega, że są to „normalni” ludzie – tyle że borykają się z problemami natury psychicznej.

Marlena jest podręcznikowym dowodem na to, że przemoc psychiczna (wyzwiska) mogą zniszczyć człowieka. Brak akceptacji ze strony rodziców – w tym przypadku matki – doprowadza do nieszczęścia. A gdy doda się do tego wiele nieszczęśliwych okoliczności, wszystko się kumuluje i młoda dziewczyna trafia do szpitala psychiatrycznego.

Narracja jest pierwszoosobowa – całą historię poznajemy z perspektywy Marleny. To pozwala nam wczuć się w jej sytuację. Kobieta bowiem dokładnie, ale prostym językiem opisuje to, jak się czuje i jakie zmiany zauważa po kuracji lekami. O ile dobrze pamiętam, to moje pierwsze zetknięcie się z tematyką chorób psychicznych i szpitala psychiatrycznego - od wewnątrz.

Nie można obojętnie przejść obok bohaterki i jej historii. Ja przynajmniej nie umiem – książka poruszyła mnie do głębi. Podziwiam Marlenę za to, jak wciąż na nowo próbowała walczyć ze swoimi demonami - ona najzwyczajniej w życiu walczyła o swoją "normalność". Depresja jest niestety chorobą naszych czasów, więc brawa dla autorki za odwagę i chęć poruszenia tego trudnego tematu.

Wyraziście nakreślona została również postać matki oraz – w mniejszym stopniu – brata. Oboje wzbudzali we mnie niepohamowaną złość. Jak można tak uogólniać i spłaszczać problemy bliskich? Miałam ochotę potrząsnąć nimi. Kreacje bohaterów, ukazanie odczuć bohaterki oraz rzeczywistość świata przedstawionego zostały odtworzone tak realnie, że miałam wrażenie, jakbym słuchała opowieści, która wydarzyła się naprawdę na przykład mojej sąsiadce czy koleżance z pracy... Za ten realizm - wielki szacunek dla autorki.

To, co podniosło mnie na duchu to… zakończenie. Jego pozytywny, ale nie lukrowy wydźwięk pozwala mieć nadzieję, że „najlepsze wciąż przed nami”:

Wierzę, że wszystko w życiu ma jakiś cel. Wierzę, że we wszechświecie jest równowaga. Jeśli coś się wznosi, to musi też opaść. Jeśli coś opada, to musi powstać. Najlepsze wciąż przed nami. (s. 174)

Polecam serdecznie - "Dziewczynka z balonikami" to lektura poruszająca najczulsze struny, uczulająca na drugiego człowieka i jego potrzeby. Otwierająca oczy na wiele spraw...


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi SZTUKATER
oraz Wydawnictwu Szara Godzina 





Grubość książki: 1,40 cm

11 komentarzy:

  1. Bardzo chętnie przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama chwilami mam wszystkiego dość, dlatego chętnie przeczytam,tematyka bardzo interesująca, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś na pewno przeczytam tę książkę. Dobrze, że zakończenie jest pozytywne i daje jakąś nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może kiedyś przeczytam, ale na razie ją sobie jednak odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam już jedną pozytywną recenzję tej książki. Twoja tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka sprawia wrażenie interesującej, także może w chwili, gdy będę miała więcej czasu i nadarzy się okazja, to z chęcią przeczytam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niezwykle poruszająca lektura. Daje wiele do myślenia i nie pozwala tak łatwo o sobie zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem już po przeczytaniu tej książki. Wzbudza niewątpliwie dużo refleksji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś dla mnie! Czekam by móc ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)