środa, 21 maja 2014

Maria Ulatowska, Prawie siostry

Dziś nie będzie "standardowej" recenzji, tylko krótka wzmianka o książce, którą skończyłam czytać kilka dni temu.

Na okładce znajdziemy takie oto informacje:

Po ukończeniu liceum Leksi, Teo i Luśka, czyli Aleksandra, Teodora i Jolanta, trzy przyjaciółki z tej samej klasy, postanowiły, że bez względu na to, jak potoczą się ich losy, będą się spotykały co pięć lat w umówionym miejscu, zawsze tego samego dnia. Każda opowie wtedy, co się wydarzyło przez ten czas w jej życiu. A dzieje się wiele, jak to w życiu. Pojawia się pewien mężczyzna, jest więc miłość, odrzucenie, tęsknota, ból po stracie najbliższej osoby, zdrada, wybaczenie… Ale czyż z tym wszystkim nie poradzi sobie prawdziwa przyjaźń? Ta największa, trwająca przez lata…

Osadzona w trzech planach czasowych opowieść o wielkiej próbie lojalności, wierności i pamięci; o wartościach, dla których czas jest najtrudniejszym sprawdzianem.

 W tle – Bydgoszcz i Gdynia oraz pewne schronisko dla zwierząt i kilka futrzastych czworonogów.

I teraz tak: generalnie książka nawet mi się podobała. Język prosty, dopasowany do bohaterów. Pomysł na samą fabułę ciekawy, ale z jego realizacją nieco gorzej. Już tłumaczę, dlaczego. Wymienione na okładce trzy plany czasowe wcale nie są w tym przypadku dobrym pomysłem. Bodajże do połowy książki (jak nie dalej) nie mogłam się połapać kto, z kim i dlaczego. Z tego, co zdążyłam sprawdzić w sieci, nie ja jedna miałam z tym problem. Troszkę za dużo było tam też zbiegów okoliczności - bohaterowie cudownie spotykali się "po latach" w odpowiednio dopasowanych życiowych momentach. I jeszcze główny wątek: trzy przyjaciółki i jeden mężczyzna. Gdyby ten mężczyzna jeszcze był wart tej uwagi, jaką mu poświęcały...

Mimo tych wszystkich mankamentów klimat tej powieści mi odpowiadał. Pani Ulatowska pokazuje, że nawet, gdy popełnimy wiele błędów, to może nas jeszcze coś dobrego czekać w życiu.

Wiem, nie jestem konsekwentna w swojej ocenie, ale piszę tak, jak czuję...


Grubość książki: 2,30 cm

7 komentarzy:

  1. A ja się skuszę i już leci nie do notesika, ale na LC :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wcale nie zamierzałam jakoś odstraszać od tej książki:P wytknęłam mankamenty, ale tak jak napisałam: klimat tej opowieści odpowiadał mi, więc chyba nie było aż tak źle ;-)

      Usuń
  2. Czytałam niedawno "Sosnowe dziedzictwo" Marii Ulatowskiej. Całkiem miła książka, ale jakiegoś ogromnego wrażenia na mnie nie zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka ma przepiękną okładkę:) I mimo, że trochę mnie odstraszyłaś tą mnogością występujących postaci i całego ogólnego poplątania, to jednak i tak z chęcią poznam ten tytuł:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie bym przeczytała <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie się wstrzymam. Może później...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam przyjemności zapoznania się twórczością autorki,jednak mam w planach nadrobić.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)