niedziela, 1 czerwca 2014

Barrie James Matthew, Piotruś Pan i Wendy

Trzeba sobie po prostu pomyśleć o czymś przyjemnym i cudownym - wyjaśnił Piotruś - i takie myśli uniosą was w powietrze. (s.69)

źródło

Na Dzień Dziecka jak znalazł - recenzja klasyki dziecięcej, czyli "Piotrusia Pana i Wendy". To powieść autorstwa szkockiego powieściopisarza i dramaturga J.M. Barriego, która w Polsce znana jest także pod tytułami "Przygody Piotrusia Pana" czy po prostu "Piotruś Pan". Początkowo autor napisał sztukę teatralną. Pierwszy raz wystawiona została w teatrze w 1904 roku  w Londynie pod tytułem "Piotruś Pan, czyli o chłopcu, który nie chciał dorosnąć". Natomiast w 1911 r. Barrie zaadaptował ją na powieść, której nadał tytuł "Peter Pan and Wendy".

Bohaterem jest słynny na cały świat Piotruś Pan - chłopiec, który nie chce dorosnąć. W towarzystwie Zaginionych Chłopców przeżywa ciekawe przygody, spędzając dzieciństwo na wyspie zwanej Nibylandią. Piotruś potrafi latać - uczy tej umiejętności Wendy, którą poznaje w ciekawych okolicznościach (przecież nie każdy z nas potrafi zgubić swój cień, prawda?). Jego wrogiem jest Kapitan Hak - dziwny typ z hakiem zamiast dłoni.... Mamy tu też pewną nietypową rodzinę, składającą się z rodziców, trójki dzieci oraz niani, która jest... psem. Dzieciaki wierzą w postać Piotrusia Pana, co spędza sen z powiek ich rodzicom. Ech, jesteście pewni, że mam nadal streszczać tak znaną wszystkim historię..?

Każda z postaci jest naprawdę genialnie scharakteryzowana, z ogromną dawką humoru i ironii. Do gustu przypadło mi paru agentów z bandy Zaginionych Chłopców, a uśmiech na twarzy spowodowała charakterystyka piratów Kapitana Haka. Wróżki również odgrywają tu niebagatelną rolę - Dzwoneczek potrafił w kilku momentach zagrać... mi na nerwach. Taka mała istotka, a taka złośliwa...

Jest to - w mojej ocenie - lektura dla nieco starszych dzieci. "Maluchy" nie będą jej do końca rozumieć i mogą się nudzić. Chyba że chcecie, żeby szybciej zasnęły? Spora ilość scen przemocy, rozmaitych walk i bitew również przemawia za tym, by nie raczyć tą opowieścią najmłodszych czytelników.

Poniżej pozwolę sobie zacytować mój ulubiony fragment:

Mam tu przy sobie jednego funta i siedemnaście szylingów, a w biurze dwa szylingi i sześć pensów. Mogę przestać pić kawę w biurze, to będzie, powiedzmy, jeszcze dziesięć szylingów. Razem dwa funty, dziewięć szylingów i sześć pensów. A z twoimi osiemnastoma szylingami i trzema pensami da to trzy funty, dziewięć szylingów i siedem pensów. A z jeszcze pięcioma na mojej książeczce oszczędnościowej to wyniesie w sumie osiem funtów, dziewięć szylingów i siedem pensów. Któż to się poruszył? Osiem funtów, dziewięć szylingów i siedem pensów. Kropka!... Teraz trzeba przenieść te siedem na... Nic nie mów, kochanie, błagam!... Aha! I jeszcze jest ten funt, który pożyczyłaś temu człowiekowi, co to przyszedł do drzwi... Cicho, dziecko!... Kropka i przenieść dziecko... No i widzisz?... Czy powiedziałem: dziewięć funtów, dziewięć szylingów i siedem pensów? Tak! Powiedziałem: dziewięć funtów, dziewięć szylingów i siedem pensów. Pytanie brzmi: czy możemy przeżyć rok za dziewięć funtów, dziewięć szylingów i siedem pensów? (s. 10-11)

Nie będę zbyt odkrywcza, gdy stwierdzę, że ogromnie spodobały mi się ilustracje siostry tłumacza niniejszej książki, czyli pani Joanny Rusinek. Jej kreska coraz bardziej przypada mi do gustu. Obrazki są czarno-białe, ale przez to jeszcze lepiej oddają ducha tej historii i pozwalają uruchomić własną wyobraźnię.

Pewnie narażę się fanom Piotrusia Pana, ale muszę to napisać: nie za bardzo lubię głównego bohatera. Moja niechęć najpewniej wynika z jego kurczowego trzymania się dzieciństwa oraz jego charakteru. Może nie lubię go także dlatego, że w dzisiejszych czasach Piotrusiami Panami nazywa się dorosłych, ale niedojrzałych mężczyzn..?

Wydawnictwo Znak emotikon trzyma poziom. To kolejna z serii klasycznych bajek w naprawdę ładnym wydaniu: piękne ilustracje, twarda okładka plus tasiemkowa zakładka, gdybyśmy akurat nie mieli pod ręką własnej zakładki. A do tego to tłumaczenie! Chylę czoła. Pani Wisława Szymborska naprawdę miała nosa - wiedziała, kogo wybrać na swojego sekretarza. Oczywiście samego Michała Rusinka.



Grubość książki: 2,70 cm

Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu ZNAK emotikon :-)

6 komentarzy:

  1. Też chcęęęę!
    Zazdroszczę, że miałaś okazję przeczytać tę książkę! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój synek uwielbia przygody Piotrusia Pana:)
    Ciekawy blog, chętnie będę stałym gościem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie też bym nie polubiła głównego bohatera z tych samych powodów, co Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O dziwo też mam ciągoty do literatury dziecięcej i sobie troszkę podczytuję ;)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)